Artur
Dutkiewicz to niezwykle wszechstronny artysta. Ostatnio grywa najczęściej na
akustycznym fortepianie, w przeszłości sięgał jednak po instrumenty
elektroniczne, a nawet organy Hammonda. To kompozytor, sięgający na koncertach
równie chętnie po repertuar jazzowy, rockowy, jak i klasyczny. Jeden z
najaktywniejszych podróżników polskiego jazzu. Grał już chyba we wszystkich
możliwych krajach świata, gdzie jest przynajmniej jeden w miarę dobrze działający
fortepian. Nie wiem, jak znajduje te wszystkie możliwości, jestem jednak
pewien, że nawet jeśli słuchacze przed koncertem niewiele o Arturze wiedzą, to
z koncertu wychodzą szczęśliwi.
To
właśnie szczęście jest przedmiotem tego albumu. Szczęście niekoniecznie
zachodnioeuropejskie – hedonistycznie wypełnione wygraną z sąsiadami gonitwą za
dobrami wszelakimi. To raczej wewnętrzna harmonia, przestrzeń życiowa
wypełniona przez dobre emocje.
„Prana”
działa na wyobraźnię, to przenośny generator obrazów, które pojawiają się w
głowie, pewnie u każdego z słuchaczy różnych, ale przecież o to właśnie jest
przedmiotem każdego w zasadzie ciekawego nagrania. Jeśli lubicie muzykę
oczywistą, taką obok której łatwo przejść obojętnie – nie zawracajcie sobie
„Praną” głowy.
Artur
Dutkiewicz nie stroni od artystycznego ryzyka – gra i nagrywa to co lubi nie
oglądając się jakieś aktualne rynkowe tendencje. Tak właśnie powstała „Prana”.
To zapis stanu ducha w momencie nagrania. Historia opowiedziana dźwiękami.
Historia prawdziwa, a takich dziś na płytach niewiele. Jak w codziennych
gazetach, a właściwie tym co z nich zostało – szczęście nie jest tematem, który
się sprzedaje.
Kiedy
zobaczyłem na okładce utwór „Wujek Tomek” – dedykowany wieloletniemu
przyjacielowi – Tomaszowi Szukalskiemu – wyobraziłem sobie jakieś smutne
epitafium. Nic bardziej mylnego. Tomasz Szukalski był królem życia – korzystał
z niego jak mało kto. W związku z tym i wspomnienie powinno być adekwatne. Nie
spodziewajcie się żałobnego marsza – to utwór, który Artur grywał dawno temu z
Tomkiem Szukalskim, teraz wreszcie znalazł miejsce na płycie.
Muzyka
Artura Dutkiewicza jest pełna przestrzeni, pozwala słuchaczowi myśleć i
uruchomić wyobraźnię. Jest też niezwykle pogodna – to muzyka szczęśliwego
człowieka. To w zasadzie powinno wystarczyć, jednak pewnie jednozdaniowa
recenzja nie wszystkim by się spodobała.
Jak
tylko Artur Dutkiewicz ze swoim zespołem pojawi się w Waszej okolicy, a pojawi
się na pewno znając jego talent i chęć do grania w różnych przedziwnych
miejscach, nie możecie tego przegapić.
Z Arturem Dutkiewiczem rozmawiałem na kilka dni przed premiera płyty "Prana". Rozmowa ukazała się w lutowym numerze miesięcznika JazzPRESS. Poniżej zapis naszej rozmowy.
Rafał Garszczyński: Spotykamy się kilka dni przed wydaniem twojego nowego albumu – Prana. Miałem
już okazję jej posłuchać. Powiem wprost – płyta jest bardzo dobra. To jest muzyka szczęśliwego człowieka.
To jest płyta, o której trudno jest mi opowiedzieć, są w niej całe pokłady przestrzeni, spokój i harmonia,
nie tylko ta muzyczna.
Artur Dutkiewicz: Cieszę się, że tak to słyszysz, bo tak właśnie miało być. Szczęściem, talentem i radością trzeba się dzielić. Jeśli tego się nie robi, to ich pokłady się zmniejszają. Napisałem też na okładce o tym, co jest dla mnie ważne – muzyka na tej płycie jest wyrazem wdzięczności za wszystko co dostałem i co, każdego dnia jako dar, dostaję od życia.
R.G.: Ta harmonia nie oznacza oczywiście jednostajności, czy braku nieco szybszych i bardziej energetycznych utworów.
A.D.: Jestem za różnorodnością, świat jest różnorodny, to i nasze emocje takie są. Musi być energia,
dynamika, ale też chwila na spokój – dzień i noc, dobro i zło, są różne kolory. Nie można całego życia spędzić w chmurach.
R.G.: To jednak jest muzyka, której trzeba poświęcić trochę czasu, wsłuchać się i dać się wciągnąć
w twój świat… To nie jest łatwo sprzedawalny towar.
A.D.: Gdybym chciał robić muzykę, która się dobrze sprzedaje, to zacząłbym nagrywać pop, muzykę filmową, szukać popularności… To nie dla mnie, zatraciłbym siebie. Czułbym się niezręcznie, nie byłbym spełniony. Zależy co się chce mieć. Dla mnie jest naturalne robienie czegoś, co wynika z naszych głębszych pokładów duszy. Temu właśnie poświęcona jest Prana, dla tego właśnie warto żyć, prana to przecież energia, moc życia – siła. Nie zastanawiam się, komu to się spodoba. Pragnienia i ambicje bardzo osłabiają. Jeśli je masz – cały czas masz poczucie biedy, przecież zawsze obok znajdzie się ktoś, kto ma więcej i lepiej. To ślepa uliczka i zła energia. Ambicja powoduje, że zawsze chce się zaistnieć u jeszcze większego grona słuchaczy, a potem jeszcze większego. A niespełnione ambicje powodują zazdrość. Ja już zazdrość mam za sobą. Pracowałem nad tym, żeby się jej pozbyć. Zazdrość rodzi frustracje, powoduje negatywne
nastawienie w zasadzie do wszystkiego.
R.G.: Ale to jest trochę wpisane w zawód artysty – dotarcie do jak największego grona słuchaczy ze swoim
przekazem?
A.D.: To jest zupełnie naturalne. Chciałbym, żeby jak najwięcej ludzi posłuchało mojej muzyki, kieruję ją do wszystkich. Chodzi o to, żeby to nie było walką, gdzie muzyka jest zaledwie narzędziem do zdobycia popularności. Gramy dużo koncertów. Ludzie chcą słuchać dobrej muzyki. Pytają o nowe kompozycje,
nowe płyty.
R.G.: Jak płyta powstawała? Pewnego dnia usiadłeś i postanowiłeś zacząć pracę nad nowym albumem?
A.D.: Nie, zupełnie inaczej. Przez całe życie piszę dużo muzyki, ona we mnie dojrzewa i ewoluuje. Niektóre utwory napisałem dawno, inne są nowe. Poszczególne utwory są związane ze stanami ducha, z tym, co przeżywam. Z odkrywaniem życia. Uskładało się trochę kompozycji, zresztą nie wszystkie weszły na płytę. Tak jak z dojrzewającymi owocami – te, które dojrzały, spadły na płytę. Nie ma w tym kreacji, wymyślania grupy słuchaczy, do której się zwracam. Gram to, co gra mi w danej chwili w duszy, ściślej mówiąc gramy, bo muzykę wykonuję z dwoma świetnymi muzykami; Łukaszem Żytą i Michałem Barańskim, z którymi dużo koncertowaliśmy w ciągu ostatnich trzech lat. Na płycie jest utwór „Nad Chmurami” – w nim jest nieskończoność, błękitne niebo, to co przeżywamy w każdym momencie w życiu. Nieskończoność, do której każdy z nas dąży, często zupełnie podświadomie, po prostu stan miłości. Wszystkie tytuły są bardzo życiowe. „Passage” – przejście – to przejście z mroku do światła. Mrok to niewiedza, życiowy brak doświadczenia i mądrości, brak skupienia na tym co ważne. Światło to wiedza, ale też jej wykorzystanie. Często mamy wiedzę, ale z niej nie korzystamy. Wykorzystanie potencjału to dopiero jest prawdziwe życiowe doświadczenie. „Prana” to pochwała entuzjazmu, tego co w życiu najważniejsze, mocy życia, która przenika całą naturę, przedmioty martwe i żywe stworzenia. Kiedyś, jak budowano instrumenty czy inne ważne przedmioty – było więcej czasu, tacy artyści jak Stradivarius czy Michał Anioł siadywali najpierw nad bryłą materiału, z którego coś chcieli zbudować i łapali z nim kontakt, personifikowali kawałek drzewa, czy kamienia. Jimi Hendrix spał ze swoją gitarą, która była dla niego istotą z energią niemalże żywą. „Oberek” – jeśli ktoś – ma dużo energii i prany – chce tańczyć, to zupełnie naturalny odruch. Wcześniej jest „Om Namo Bhagavate” – czyli kłaniamy się boskiej mocy, która jest w nas, medytujemy i wchodzimy w teraźniejszość. To pieśń, która ma parę tysięcy lat. Dziś świat jest bardzo nerwowy, szczególnie w dużych miastach, ludzie pracują dużo, ale jeśli mieliby więcej wewnętrznego spokoju, nie traciliby tyle energii zupełnie niepotrzebnie, choćby na zazdrość, o której już rozmawialiśmy. „Mr Prospero” to sukces, prosperity, bez względu na to jak kto to rozumie (choćby uśmiech może być największym sukcesem). Zatem jest to album dla każdego, każdy może go interpretować przez pryzmat własnego życia. Na końcu jest też utwór – „Wujek Tomek”.
R.G.: Jak zobaczyłem ten tytuł na okładce, pomyślałem, że będzie to smutny utwór, rodzaj epitafium
poświęconego Tomaszowi Szukalskiemu.
A.D.: Ale przecież Wujek Tomek to był bardzo wesoły, pogodny człowiek, król życia, chwilami może nawet za bardzo. Myślałeś pewnie, że jak Tomek umarł, to będzie taka melodia, jak choćby marsz żałobny Chopina. Przecież na przykład w Ameryce Południowej jak ludzie umierają gra się radośnie po to, żeby dusza mogła się oderwać od ciała i nie martwiła się o smutnych żałobników. To jest melodia, którą graliśmy razem z Wujkiem Tomkiem na koncertach w kwartecie i w duecie. Wtedy nie miała jeszcze tytułu. Utwór zawiera elementy, które Tomek lubił, czyli melodię i blues.
R.G.: To właśnie pokazuje, jak bardzo nasz umysł programuje się i buduje oczekiwania – nazwisko muzyka, tytuł kompozycji rodzi oczekiwania, a można usłyszeć coś zupełnie innego.
A.D.: Wyobrażenia bardzo zniekształcają to, co nas później spotyka, a oczekiwania zmniejszają radość – najczęściej oczekujemy czegoś innego, niż się wydarza. Opisywanie muzyki nie jest łatwe – w sumie każde słowo muzykę zniekształca. Każdy muzykę odbiera inaczej i to jest piękne.
R.G.: Jako człowiek piszący recenzje stoję na straconej pozycji, jednak rolą muzycznych dziennikarzy jest
wskazywanie ludziom drogi przez całe stosy niekoniecznie interesujących albumów. Dla mnie dobra muzyka to taka, której słuchasz dłużej niż sobie zaplanowałeś, która otacza nas ze wszystkich stron – to rodzaj innego świata, w który przyjemnie jest się na chwilę zagłębić.
A.D.: Muzyka służy też temu, żeby przegonić stres. Żeby utrzymać w równowadze półkule mózgowe, gdzie jedna jest odpowiedzialna za pragmatyzm a druga za abstrakcję. Poprzez kreowanie odmiennego świata pozwala zapomnieć i na chwilę uciec od tego, w którym żyjemy i który nie jest przecież łatwy. To widać na przykład w muzyce hinduskiej. Tam są odrębne utwory na poranki i na popołudnia. Na każdą porę dnia jest coś innego. Podświadomie z muzyką zachodu robimy to samo – innej słuchamy do porannej gimnastyki, innej do poduszki. Sami sobie układamy swoje rangi, tylko tego nie nazywamy.
R.G.: O czym myślisz jak grasz?
A.D.: Nie myślę podczas grania, bo to przeszkadza... Po prostu wciskam klawisze na fortepianie tak, żeby
powstała harmonia między tym co czuję – emocjami, a instrumentem i jego dźwiękami. Muzyka bierze się z życia, reszta to narzędzia. Oczywiście granie wymaga pewnego warsztatu, który trzeba wyćwiczyć, żeby
instrument zaczął przemawiać.
R.G.: Ale to wymagało przecież wielu lat ciężkiej pracy i nauki.
A.D.: Pracy i nauki tak, ale jeśli coś się lubi robić, trudno to nazwać ciężką pracą, raczej to cała masa przyjemności. Choć oczywiście bardzo czasochłonnej przyjemności, w zasadzie zajmującej całe życie.
Droga od nauki gry na instrumencie do całkowitego z nim zespolenia jest całkiem długa. Trwa chyba całe życie. Jakieś 15 lat edukacji w szkołach. Potem uczenie się od mistrzów na scenie. To jednak jest również odkrywanie tajemnicy. Jak byłem dzieckiem, wszystko od razu rozkręcałem, każdą zabawkę. Pamiętam jak rozłożyłem na czynniki pierwsze wóz straży pożarnej. Muzyka zawsze była dla mnie taką tajemnicą, chciałem zobaczyć, jak to wygląda od środka. Często nie spałem po nocach, żeby tę ciekawość zaspokoić. Rozszyfrować budowę czyjejś kompozycji, pomysł kompozytora… Rozszyfrować „Kosmogonię” Pendereckiego – to było coś… Oczywiście wcześniej gra się mazurki Chopina, kompozycje Bacha, zanim dojdzie się do muzyki współczesnej. To naturalny proces nauki.
R.G.: Co będzie się dalej działo z materiałem z płyty Prana?
A.D.: Płyta, którą trzymasz w rękach to seria próbna. To będą „białe kruki” (śmiech…), bo w wersji produkcyjnej zmieni się trochę okładka. Oficjalna premiera jest zaplanowana na 7 lutego. Wtedy będzie koncert w Studio Polskiego Radia w Warszawie – sala im. W. Szpilmana w ramach Mokotów Jazz Fest. Graliśmy już ten materiał przedpremierowo z Michałem i Łukaszem na Jazz Juniors w Krakowie w grudniu zeszłego roku. Będzie też koncert na Skwerze Hoovera w Warszawie 23 lutego. Szczegółowy plan staram się umieszczać na mojej stronie internetowej. Teraz właśnie mamy fazę organizacji koncertów z nowym materiałem. W maju wybieramy się do Australii na trasę koncertową, m.in. na Melbourne Jazz Festival. Będzie też Hiszpania, mam zaproszenie do Kanady. Chcę jednak grać w Polsce, ale gramy przecież tam, gdzie nas zapraszają. Na wszystkie koncerty zapraszam, niezależnie od tego, jak to będzie daleko od Warszawy.
R.G.: Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na premierze płyty
Artur
Dutkiewicz Trio
Prana
Format:
CD
Wytwórnia:
Pianoart
Numer:
5907760035042
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz