To
było niemal dokładnie rok temu, kiedy ukazała się płyta francuskiego
saksofonisty Pierrick Pedrona poświęcona muzyce Theloniousa Monka. To była
bardzo dobra płyta, a w zasadzie ciągle jest, bo przecież można do niej wracać
dowolnie często. Okazuje się, że to mógł być początek jakiejś większej serii
wydawniczej w jego wykonaniu, bowiem właśnie ukazał się z niemal identyczną
grafiką na okładce kolejny album z cyklu – „Kubic’s Cure”. To duże zaskoczenie,
biorąc pod uwagę muzyczne zainteresowania lidera. Delikatnie rzecz ujmując
Theloniousa Monka i The Cure w zasadzie wszystko dzieli i nic nie łączy.
Przynajmniej nie łączyło do dzisiaj, bowiem teraz łączy ich cykl Pierricka
Pedrona.
Dla
mnie to również wyjątkowa muzyczna przygoda, bowiem muzyka The Cure jest mi
zupełnie nieznana, więc dla mnie ten album nie jest zbiorem coverów. Nie znając
oryginałów trudno mi ocenić, jak wiernie zespół Pierricka Pedrona oddał ducha
kompozycji Roberta Smitha i pozostałych członków zespołu. Całkiem możliwe,
biorąc pod uwagę wiek lidera, że The Cure to ważny element jego muzycznej
młodości.
Pierwotne
źródło kompozycji jest oczywiście ważne, a zgrabne omówienie relacji pomiędzy
nową wersją, a wizją autorów kompozycji zapewnia zgrabne wypełnienie miejsca
przeznaczonego przez wydawcę na płytową recenzję. Trudno jednak nadrobić
zaległości sprzed lat, tym bardziej, że żadnej płyty The Cure nie odnalazłem w
swojej kolekcji, a z promocyjnego materiału wytwórni ACT! wiem, że oprócz dwu
wielkich przebojów The Cure – „Lullaby” i „Boys Don’t Cry” pozostałe, to raczej
mniej znane kompozycje, co dodatkowo podkreśla, że dla Pierricka Pedrona
twórczość The Cure jest ważnym elementem jego muzycznej tożsamości.
Gra
Pierricka Pedrona jest pełna pasji i improwizatorskiej inwencji. Muzyk kierując
zespołem potrafi sięgać po egzotyczne rytmy i trafnie wybierać gościnnie
występujących muzyków. W każdym z utworów melodia jest czytelna i pewnie bliska
oryginalnej (wspominałem już o mojej niewielkiej wiedzy na temat oryginałów),
jednak pojawia się zawsze w sposób nieoczywisty, momentami zaznaczona jest
delikatnie, jakby tylko dla przypomnienia, co właściwie jest grane. To rodzaj
dekonstrukcji, swoistego domku z kart, w którym zabawa polega na wyciąganiu
kolejnych nut tak, żeby całość się nie zawaliła. Wygrywa ten, kto wyciągnie
więcej zachowując jeszcze rozpoznawalność dla wiernych fanów oryginalnych
kompozycji.
Cykl
„Kubic’s…” rozwija się dynamicznie, zaskakująco i intrygująco, pokazując
wszechstronne muzyczne inspiracje i wyjątkową umiejętność pozostawiania
własnego piętna na ogranych na tysiące sposobów niezwykle charakterystycznych
melodiach (to pewnie bardziej dotyczy płyty poświęconej Theloniousowi Monkowi).
Jeśli za rok ma pojawić się kolejny odcinek – po zestawieniu Monka z The Cure
nie podejmuję się nawet spróbować przewidzieć kolejnego odcinka. Wiem jednak,
że na pewno będę jednym z pierwszych klientów, którzy kupią ten album. Rok temu
zupełnie nieznany mi saksofonista awansował dzięki dwu płytom to grona tych, których
nagrania będę kupował bez wahania.
Pierrick Pedron
Kubic's Cure
Format: CD
Wytwórnia: ACT!
Numer:
ACT 9554-2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz