Ten album
dedykowany jest przez Joshua Redmana wszystkim fanom jazzu. Zarówno tym, którzy
nie potrafią opuścić żadnego ważnego koncertu, jak i tym, którzy pojawiają się
w klubach i salach koncertowych od czasu do czasu, jak i tym, którzy zaciągani
są tam siłą przez znajomych. Tak w skrócie, bowiem są jeszcze różne fazy pośrednie…
Czyli jest dla wszystkich nas.
Zanim
przeczytałem wstępniaka podpisanego nazwiskiem lidera na skromnie wydanej
płycie, pomyślałem, że to jest właśnie rodzaj koncertu, na który mógłbym
chodzić w każdy piątek po pracy. Niestety, jest tylko kilka miast na świecie,
gdzie można pójść na klubowy koncert tej klasy i w których jest do wyboru co
najmniej kilka miejsc, gdzie codziennie dzieją się rzeczy muzycznie równie
interesujące. Warszawa z pewnością do nich nie należy. Na szczęście ma jeszcze
kilka sklepów z płytami, gdzie można kupić sobie „Trios Live” i urządzić
muzyczną ucztę w domu.
Album jest
zapisem dwu koncertów Joshua Redmana z 2009 i 2013 roku. Prawdopodobnie
rejestracja tych koncertów nie odbywała się z zamiarem ich wydania, to tylko
jedne z kilkudziesięciu podobnych koncertów, jakie daje Joshua Redman od lat…
Ostatnio
trochę zwątpiłem w Joshua Redmana, przynajmniej tego, którego słyszałem na
studyjnych albumach. Koncerty bowiem od zawsze pozostają misterium
improwizacji, spontaniczności i muzycznej energii. Dlatego też płyta
koncertowa, to album na który czekałem i nie zawiodłem się.
Joshua Redman
jest wybitnym improwizatorem. Jednym z największych wśród muzyków średniego
pokolenia. Właściwie nie jest istotne, jaki gra utwór, to tylko początek muzycznej
podróży w nieznane. Tak jest zawsze na koncercie i to udało się uchwycić na
płycie. Taki album mógłbym kupować w zasadzie co tydzień. Na kolejnej części
znalazłyby się inne klasyczne, może zagraliby jacyś goście specjalni, chociaż
to już niekoniecznie. Joshua Redman w zasadzie mógłby grać solo. Też byłoby
wyśmienicie, co nie oznacza, że towarzyszący mu, mało znani muzycy nie dają
rady…
Po co po raz
kolejny grać „Mack The Knife”? Tu jednak melodia pojawia się tylko na chwilę,
kompozycja jest jedynie jakimś sposobem rozpoczęcia długiej improwizacji.
Podobnie jest w pozostałych utworach, w tym prawdopodobnie granych na bis
„Trinkle, Tinkle” Theloniousa Monka i „The Ocean” Led Zeppelin. Niezłe
połączenie. „Trnikle, Tinkle” to Monkowy klasyk, jego obecność w repertuarze
Joshua Redmana nie dziwi. Na Led Zeppelin Joshua Redman jest nieco za młody, to
nie są dźwięki jego dzieciństwa. Wiem, bo jest jedynie o kilka dni młodszy ode
mnie. Kiedy ukazał się album „Houses Of The Holy” Joshua Redman miał jedynie 4
lata. Nie może to być zatem wspomnienie młodości. Czemu akurat ten utwór? Może
artystę skusił dość skomplikowany jak na rockowego klasyka rytm? A może to
jednak jakieś osobiste wspomnienie? Widziałem sporo koncertów Joshua Redmana i
na żadnym z nich tego utwory nie słyszałem, a może raczej chyba nie słyszałem,
bowiem często motywy muzyczne są trudne do rozpoznania.
„Trios Live”
to wyśmienity album, dla mnie silny kandydat do płyty 2014 roku. Jak już
wspomniałem, chętnie kupowałbym kolejne przykłady z osobistego archiwum Joshua
Redmana co tydzień, a jeszcze chętniej oglądał go na żywo gdzieś w pobliżu,
jednak nie w atmosferze wakacyjnej trasy koncertowej, ale takiego zwyczajnego,
codziennego koncertu, właśnie jak na „Trios Live”.
Joshua Redman
Trios Live
Format: CD
Wytwórnia: Nonesuch
Numer: 075597956177
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz