Nawet tak
zadeklarowany fan hard-bopu jak ja czasami wraca do korzeni. Oczywiście, że
źródeł wszelakiej amerykańskiej muzyki jest wiele, jednak z pewnością nikt nie
zaprzeczy, że ważny jest blues. Niektórzy uważają nawet, że najważniejszy.
Obserwuję dość uważnie rynek nowych bluesowych nagrań, który istnieje w
zasadzie jedynie w Stanach Zjednoczonych. Trudno jednak wśród sporej ilości
nowych płyt znaleźć takie, które są jednocześnie nowoczesne i oparte na starych
dobrych wzorcach. Takim właśnie albumem jest najnowsze, wspólne dzieło Bena
Harpera i Charlie Musselwhite’a.
Ten pierwszy
reprezentuje średnie pokolenie amerykańskich muzyków, urodził się w 1969 roku,
więc z pewnością nie może pamiętać ani wydarzeń opisywanych w tekstach przez
klasycznych mistrzów gatunku, ani nie mógł usłyszeć większości z nich na żywo.
Oferując swoje własne spojrzenie na muzyczną tradycję miesza różne inspiracje,
będąc jednocześnie wirtuozem gitary używającym swoich umiejętności tam gdzie
trzeba, pozostawiając wirtuozerskie pułapki innym wielkim gitarzystom. Śpiewa
zwykle tak, jak na starych mistrzów bluesa przystało – czasem pozostając gdzieś
obok melodii, skupiając się raczej na emocjach i ekspresji właściwej prostym
tekstom, niż jakiś wyjątkowo skomplikowanych harmoniach. Wielokrotnie też
okazywał szacunek dla wielkich mistrzów, a jego występy i nagrania z Blind Boys
Of Alabama przeszły już do historii gatunku.
Ten drugi –
Charlie Musselwhite to rocznik 1944, jest jednym z najbardziej znanych
wychowanków Mike’a Bloomfielda, który we wczesnych latach sześćdziesiątych
pełnił w USA mniej więcej taką samą rolę (przynajmniej dla białych bluesmanów),
jaką w Wielkiej Brytanii odegrał John Mayall – był wychowawcą całych pokoleń
wybitnych muzyków. Charlie Musselwhite rozpoczynał swoją muzyczną drogę w
czasach, kiedy, szczególnie mieszkając w Chicago można było zobaczyć i zagrać z
legendami gatunku. Uznawany za światową gwiazdę bluesowej harmonijki jest współautorem
historycznej dla bluesa płyty „Stand Back! Here Comes Charles Musselwhite’s
Soutside Band”. Nagrał niezliczoną ilość albumów. Stał się też pierwowzorem, co
wielokrotnie podkreślał Dan Aykroyd, jego postaci w słynnym filmie „Blues
Brothers”, pojawiając się na moment na scenie w sequelu – „Blues Brothers
2000”.
Czy takie
spotkanie mogło się nie udać? Z pewnością, jednak udało się nadzwyczajnie. Być
może nie uda się na tej płycie odnaleźć melodii, która stanie się światowym
przebojem pozostającym w pamięci na lata. To jednak doskonała bluesowa robota,
jakich dziś mało. To także płyta uniwersalna i ponadczasowa. Znajdziecie tu i
ballady o życiu i żywiołowe, nieco brudne i wielowymiarowe gitarowe solówki.
Znajdziecie wiele emocji, choć przyznać trzeba, że raczej wymyślonych, co
odróżnia współczesnego bluesa od tego sprzed pół wieku. Choć może jakiś
pierwiastek osobisty w „You Found Another Lover” i „Get Up!” jednak jest,
biorąc pod uwagę całkiem niedawny rozwód Bena Harpera z Laurą Dern…
Album „Get Up!”
łączy wiele gatunków, jednak to przede wszystkim album bluesowy, dlatego też
może znaleźć się na antenie jazzowego radia. Dlatego też jest wart uwagi jako
nowość, bowiem nie powstaje dziś wiele takich płyt, łączących tradycję z
nowoczesnym spojrzeniem na brzmienie i autorską interpretacją muzycznej
historii.
Ben Harper – voc, g, slide,
Charlie Musselwhite – harm,
Jason Mozersky – g,
Jesse Ingalls – b, kbd,
Jordan Richardson –
dr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz