„Water Babies”
to taki jazzowy kotlet mielony, album sporządzony ze skrawków różnych nagrań.
Oczywiście w zależności od jakości owych mniejszych lub większych kawałeczków
pomieszanych i podanych w formie jednego krążka zależy jakość całości.
Album ukazał
się w 1976 roku, w czasie, kiedy z wielu różnych powodów sam mistrz Miles
niekoniecznie interesował się muzyką, choć na temat jego przejściowej twórczej
niemocy teorii występuje co najmniej tyle, ile jest nieautoryzowanych biografii.
Pewnie trochę racji jest we wszystkich, poczynając od zdrowia, poprzez
narkotyki, kobiety, niemoc twórczą, problemy ze skompletowaniem sensownego
zespołu, aż po brak możliwości realnego nadążenia za popularnością muzyki
rockowej, bez porzucania muzycznych ideałów. Tak więc Miles nie grał, a
kontrakt z Columbia Records obowiązywał.
„Water Babies”
zawiera w połowie (kiedyś to była pierwsza strona analogowej płyty) nagrania z
czerwca 1967 roku z sesji w czasie której powstał album „Nefertiti”, nagrane w
składzie kwintetu słusznie nazywanego Wielkim – czyli Miles Davis / Wayne
Shorter / Herbie Hancock / Ron Carter / Tony Williams. Z jakiejś przyczyny owe
nagrania nie znalazły się na „Nefretiti”. Zgadnijcie czemu? Tak, jedyna
logiczna odpowiedź, to że w 1968 roku Teo Macero (producent płyty), albo sam
Miles uznał, że są słabsze od tych, które znalazły się na wydawanym wtedy
albumie.
Pozostała
muzyka powstała w 1968 roku, niby niewiele później, ale to już u Milesa były
zupełnie inne czasy – Rona Cartera zastąpił Dave Holland, a u boku grającego na
elektrycznym fortepianie Herbie Hancocka pojawił się Chick Corea – nagrania ze
strony drugiej analogowej wersji „Water Babies” pochodzą bezpośrednio z sesji
do „In A Silent Way”, lub z tego samego czasu.
Czemu ta płyta
ukazała się w 1976 roku – z pewnością z braku aktualnych nagrań oraz chęci
wydania kolejnego albumu Milesa Davisa, którego z pewnością domagali się fani.
Czyli klasyczny skok na kasę z wykorzystaniem wcześniej odrzuconych jako gorsze
nagrań. I tu dochodzimy do istoty rzeczy – czy gorsze od wyśmienitych ścieżek z
„In A Silent Way” i „Nefertiti” oznaczają słabe, albo niewarte uwagi?
Niekoniecznie. Osobiście jestem wielkim fanem Milesa Davisa, choć faktem jest,
że miewał okresy słabsze, choć nawet te najsłabsze są momentami genialne. Tak
jak właśnie „Water Babies”.
Ten album nie
jest oczywiście pierwszym wyborem dla fanów Milesa Davisa. Nie jest też
najbardziej poszukiwaną pozycją dla tych, którzy uwielbiają Wielki Kwintet,
albo jak kto woli z szacunku dla Johna Coltrane’a – Drugi Wielki Kwintet – tym
polecam, mam wrażenie, że ciągle niedoceniane nagrania z Plugged Nickel z 1965
roku i to koniecznie w postaci kompletnej. Dla tych, którzy lubią elektrycznego
Milesa, z pewnością najlepszym wyborem będzie „Bitches Brew”. Jednak wszyscy
kiedyś sięgną po ten album, kiedy zbiorą te bardziej podstawowe i ważniejsze w
dyskografii Milesa albumy. Może właśnie dlatego Columbia zdecydowała się wydać
tą muzykę, podobnie jak dziś wydaje wybitną serię The Bootle Series.
Wszystkie trzy
utwory z pierwszej strony oryginalnego wydania – tytułowy „Water Babies”,
„Capricorn” i „Sweet Pea” zostały napisane przez Wayne Shortera z myślą o
„Nefertiti”, porzucone wtedy znalazły miejsce na wydanej w 1969 roku płycie
kompozytora – „Super Nova”, gdzie zyskały zupełnie inny, bardziej elektryczny
wymiar w towarzystwie takich muzyków, jak gitarzyści Sonny Sharrock i John
McLaughlin i grający na elektrycznych instrumentach Chick Corea. Sam lider
zagrał wtedy na sopranie.
Czy zatem „Water
Babies” to niechciane odrzuty? Krótko po wydaniu album zbierał dość mieszane
recenzje, sam Miles Davis niewiele o nim opowiada w swojej autobiografii, a
członkowie zespołu też raczej nie uważają tej płyty za swoje największe
osiągnięcie we współpracy z Milesem. Ja uważam ten album za niesłusznie
niedocenianą pozycję w dyskografii Milesa Davisa. Już sam „Dual Mr. Anthony
Tillmon Williams Process” sprawia, że ta płyta warta jest każdych pieniędzy.
Spróbujcie posłuchać tej fascynującej, trwającej ponad 13 minut skomplikowanej
figury rytmicznej i wielkiego Milesa ponad geniuszem Tony Williamsa bez
uprzedzenia i wiedzy, że to odrzucony wcześniej materiał…
Spróbujcie
porównać kompozycje Wayne Shortera z wersjami nagranymi na jego autorskiej
płycie, a docenicie geniusz Milesa w prowadzeniu zespołu i godzeniu
solistycznych ambicji członków zespołu. Pewnie zupełnie przypadkowo powstał
album – dokument elektrycznej przemiany Milesa Davisa – przez niektórych
porównywany do „Bring It All Back Home” Boba Dylana, albumu również złożonego w
połowie z nagrań elektrycznych i w połowie z akustycznych – to jednak był
celowy wybór artysty. W przypadku płyty Milesa – przypuszczam, że wyszło przez
przypadek. Dodatkowo dostajemy kolejny dokument okresu, w którym za radą
Milesa, Herbie Hancock grał prawie wyłącznie prawą ręką, a to historia świetnie
opisana przez samego pianistę w świeżo i całkiem nieźle przetłumaczonej na
język polski autobiografii.
Miles Davis
Water Babies
Format: CD
Wytwórnia:
Columbia / Sony
Numer: SRCS
9307
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz