Audycja wyemitowana 15 grudnia 2015 roku. Czas uzasadnia taki początek
audycji. To fragment naszej świątecznej płyty tygodnia. Jak wskazuje tradycja
RadioJAZZ.FM – szukamy propozycji niebanalnych muzycznie, nieprzewidywalnych i
innych niż wszystkie. O kolędach w wykonaniu Bootsy Collisa przeczytacie więcej
tutaj:
* Boot-Off (Aka
Rudolph The Red Nosed Reindeer) - Bootsy Collins
Tematem audycji jest
monumentalne wydawnictwo o równie długim tytule: „The Duke Ellington Centennial Edition: The Complete RCA Victor Recordings
(1927-1973)”. Jak ów tytuł wskazuje – to zebrane w jednym świetnie wydanym i genialnie
udokumentowanym wydawnictwie, na 24 wypełnionych po brzegi płytach
kompaktowych, wszystkie dostępne nagrania Duke Ellingtona, które powstały dla
wytwórni RCA. W jednym pudełku zebrano nagrania, które dzieli niemal 50 lat.
Dla jazzu to wieczność, jednak całość łączy nazwisko jednego z największych
muzyków jazzowych. Przynosząc do studia tą wielką paczkę płyt mógłbym
realizować ciekawe muzycznie audycje co tydzień przez jakieś pół roku bez
przerwy. Może jednak ktoś nie lubi Ellingtona aż tak? Nawet jeśli nie lubicie
muzyki Duke Ellingtona, lub uznajecie, że ten styl trochę już dziś jest
nieaktualny, warto docenić jego kompozycje, grane do dziś aranżacje i sztukę
prowadzenie zespołu, a także porównywalny chyba jedynie z Milesem Davisem i
Artem Blackey’em talent do znajdowania mało znanych muzyków i robienia z nich
wielkich gwiazd…
Cofnijmy się zatem do prehistorii Duke Ellintona, do czasów, kiedy jazz był
rozrywkową muzyką taneczną. Nagrania pochodzą z roku 1930, a w składzie
orkiestry wybitne osobowości i wierni towarzysze Duke Ellingtona -między innymi
Cootie Williams na trąbce, Joe Nanton i Juan Tizol na puzonach, Barney Bigard
na klarnecie i tenorze, Johnny Hodges na alcie, Harry Carney na alcie i
barytonie i Sonny Greer na bębnach. Jedyne, czego można żałować, to fakt, że w
zasadzie wszystkie nagrania z tamtych czasów mają około 3 minut, bo takie wtedy
były dostępne płyty. To nie dawało zbyt dużo miejsca na jakieś szczególnie
rozbudowane popisy solowe…
* Hittin' The Bottle - Duke
Ellington & His Cotton Club Orchestra
* That Lindy Hop - Duke
Ellington & His Cotton Club Orchestra
Przenieśmy się do roku 1945. W tym czasie utrzymać wielką orkiestrę nie
było już tak łatwo, jazz powoli przenosił się do małych klubów i swing był
wypierany przez be-bop i mniejsze składy. Duke Ellington również nagrywał w
mniejszych, bardziej kameralnych składach, a nawet solo, jednak jego znakiem
rozpoznawczym zawsze była duża orkiestra, którą jako jeden z nielicznych
potrafił utrzymać przy życiu, znajdując jej tyle zajęcia, żeby można było
wszystkim wypłacić godziwe wynagrodzenia. Ta ilość pracy miała też swoje minusy
– wielu długoletnich członków zespołu zwyczajnie nie miało czasu i siły
pracować poza orkiestrą, więc nie mieli okazji wykazać się swoim talentem w roli
liderów. Do nielicznych należeli Lawrence Brown i Johnny Hodges. W początkowym
okresie swojej kariery, Duke Ellington często z orkiestrą grał znane rozrywkowe
przeboje i popularne melodie z desek Broadwayu. W latach czterdziestych i
później przeważały już jego własne kompozycje, często napisane wspólnie z
którymś z członków orkiestry. Zresztą wkład Duke Ellingtona w napisanie tych
dziś już znanych na całym świecie jazzowych standardów często był
kwestionowany. To jednak temat dla prawników, dziś ważny jedynie dla
spadkobierców autorów tych melodii. To nie zmienia niczego w muzyce. Oto
przykład twórczości kompozytorskiej Duke Ellingtona z lat czterdziestych.
* It Don't Mean A Thing (If It
Ain't Got That Swing) - Duke Ellington & His Orchestra
* Sophisticated Lady - Duke
Ellington & His Orchestra
Duke Ellington w
zasadzie od zawsze był liderem swojego własnego zespołu. Pojawiał się gościnnie
jako pianista wielkich gwiazd, jak choćby Elli Fitzgerald, bywał też zapraszany
do gwiazdorskich składów z Louisem Armstrongiem, Countem Basie, czy Johnem
Coltrane’em. W latach czterdziestych występował również w takich zestawieniach,
jak choćby w 1946 roku na rozdaniu nagród magazynu Esquire, po raz pierwszy
według mojej najlepszej wiedzy spotkał wtedy na scenie Louisa Armstronga.
* Long, Long Journey - Esquire
All-American 1946 Award Winners feat. Louis Armstrong
* The One That Got Away - Esquire
All-American 1946 Award Winners feat. Red Norvo
Z konieczności wiele nagrań z tego wybitnie przygotowanego pod względem edytorskim
zestawu trzeba w godzinnej audycji pominąć. Wiele z albumów, których zawartość
jest elementem „The Duke
Ellington Centennial Edition: The Complete RCA Victor Recordings (1927-1973)”
zasługuje na miejsce w naszym radiowym Kanonie Jazzu. Z pewnością jedną z
takich płyt jest „Duke Ellington's Concert Of Sacred Music”, pierwsza z trzech
płyt zwanych dziś „Sacred Concerts”, nagrana przez orkiestrę Duke Ellingtona w
1965 roku. Sam kompozytor uważał to nagranie za jedno z najważniejszych w swojej
niezwykle bogatej dyskografii.
* Come Sunday - Duke Ellington
& His Orchestra
* The Lord's Prayer - Duke
Ellington & His Orchestra
Na koniec jeszcze dwa utwory pochodzące z albumu „The Popular Duke
Ellington” z roku 1967. Wtedy to był rodzaj muzycznego podsumowania, jednego z
wielu, przypomnienie starych przebojów i próba ich odnowienia.
W godzinę nie sposób opowiedzieć historii jednego z największych
amerykańskich muzyków XX wieku. Do tematu z
pewnością jeszcze wrócę.
* Take The A Train - Duke
Ellington & His Orchestra
* I Got It Bad (And That Ain't
Good) - Duke Ellington & His Orchestra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz