No i
stało się… Projekt Buckshot LeFonque, muzyczne alter ego Branforda Marsalisa
skończył 20 lat, w związku z czym należy mu się nie tylko muzyczne uznanie,
bowiem to możliwe jest już od pierwszego dnia, kiedy płyta pojawia się na
rynku. Buckshot LeFonque wytrzymał próbę czasu i po ponad 20 latach od swojej
wydawniczej premiery jest dziś nie tylko wyśmienitym albumem, ale również
swoistym reprezentantem modnej w połowie lat dziewięćdziesiątych fuzji jazzu z
hip-hopem, czyli kolejnej próby powrotu muzyków jazzowych do głównego nurtu.
W
latach siedemdziesiątych muzycy improwizujący zerkali zazdrośnie na rockmanów
wypełniających po brzegi wielkie amerykańskie stadiony – tu liderem był Miles
Davis. W latach osiemdziesiątych wielu doszło do wniosku, że można sobie dorobić,
na niezwykle wtedy wśród bywalców najmodniejszych nowojorskich klubów
popularnej muzyce disco i dance. Tu liderem sam się mianował właściwie w
pojedynkę Herbie Hancock. Na „Future Shock” w Kanonie Jazzu z pewnością
przyjdzie czas. Lata dziewięćdziesiąte stały pod znakiem hip-hopu, rapu i
analogowego scratchowania. Wśród pionierów tego nurtu można wskazać znanego ze
współpracy z Quincy Jonesem Q-Tipa z zespołem A Tribe Called Quest i
Kanadyjczyków z zespołu Dream Warriors za sprawą modnego w swoim czasie albumu
„And Now The Legacy Begins”. To były jednak raczej projekty hip-hopowe z
elementami nieco ambitniejszego podkładu muzycznego. Ruch w drugą stronę – od
jazzu w stronę hip-hopu wykonał jako pierwszy z wielkich Branford Marsalis,
nagrywając album „Buckshot LeFonque”. Późniejsze nagrania wydawane pod tym
pseudonimem nie brzmiały już tak świeżo.
Pierwszy
album Branforda alias Buckshota – dziś dostępny często w wartościowej edycji
dwudyskowej zawierającej dodatkowe miksy wykonane przez DJ Premiera i fragment
koncertowy to nie tylko jedno z pierwszych, ale też do dziś jedno z
najważniejszych nagrań hip-hop jazzu. Artystyczny pseudonim Branforda Marsalisa
nie został wymyślony i wybrany przypadkowo. Był wcześniej artystycznym
przezwiskiem Juliana Cannonballa Adderleya. W pierwszych wydaniach albumu
nazwisko Marsalisa było trudne do odnalezienia w książeczce, późniejsze wydania
uzupełniała naklejka na okładce – „A Branford Marsalis Project”, co zapewnie
pomagało w sprzedaży, choć sama zawartość muzyczna broniła się 20 lat temu
sama, podobnie jak broni się dzisiaj. To jeden z najbardziej mainstreamowo
jazzowych albumów hip-hopowych jaki dotąd powstał, a odniesień do hard-bopu i
sampli z nagrań Johna Coltrane’a, The Modern Jazz Quartet i Duke Ellingtona
znajdziecie całe mnóstwo.
Jedyną
wadą wydaje się być słabość wokalnej strony albumu, ale hip-hop bez tekstu
byłby czymś zupełnie innym. Dlatego właśnie konieczna była obecność całej
plejady wokalistów i raperów. Śledzący muzyczne ciekawostki odnotują też inspiracje
nagraniami Feli Kuti i Jamesa Browna.
Pamiętam
oszałamiający koncert zespołu z połowy lat dziewięćdziesiątych z któregoś z
niemieckich miast, który zgromadził pokaźną, zupełnie niejazzową publiczność,
prawdopodobnie to samo działo się na koncertach Milesa Davisa dwadzieścia kilka
lat wcześniej, kiedy o serca widowni bił się z Carlosem Santaną i Grateful
Dead.
Nigdzie
nie znajdziecie równie dobrego hip-hopu z taką ilością szlachetnych jazzowych
dźwięków, jak na tym albumie, który w dodatku dziś zawiera dodatkową płytę z
remixami i nagraniami koncertowymi. Tego rodzaju dodatki najczęściej odradzam
jako mało wartościowe, tym razem warto poszukać wydania dwupłytowego.
Buckshot LeFonque
Buckshot LeFonque
Format: CD
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer:
5099747653292
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz