Wiele
razy pisałem o tym, że Bob Dylan jest najlepszym kandydatem do tej nagrody.
Choć trudno wybrać całkowicie sensowne kryteria. Naukowe nagrody Nobla w
zasadzie straciły sens. Wcale nie dlatego, że obecnie sens najważniejszych
odkryć rozumieją w pełni tylko ci, którzy sami nad nimi pracowali. Nagrody
Nobla tradycyjnie przyznawano naukowcom, którzy coś odkryli. Dziś już w
zasadzie nie są możliwe ważne badania naukowe, zarówno teoretyczne, jak i
praktyczne, które prowadzi się w pojedynkę w zaciszu laboratorium, w garażu,
albo przy własnym biurku w otoczeniu kilku półek z książkami. Komu zatem
przyznawać naukowe Noble? Zespołom, uczelniom, komercyjnym instytutom
badawczym, dobroczyńcom i mecenatom, którzy za badania zapłacili, czy firmom,
które je sfinansowały licząc na zyski z przyszłych produktów? O nagrodzie
pokojowej nawet nie wspominam, bo ta od zawsze miała charakter polityczny.
Literacka
nagroda Nobla też bywała polityczna, a część jej laureatów bywała nawet
zaskoczona faktem, że w Szwecji ktoś o nich słyszał. Za co zatem przyznawać
literackiego Nobla? Za ilość sprzedanych egzemplarzy książek? To oczywiście nie
jest dziś w jakikolwiek sposób związane z wartością artystyczną, ani mocno
jednak umowną „ponadczasowością” dzieła potencjalnego laureata. Lepszym
kryterium wydawać się może ilość tłumaczeń na przeróżne języki, co byłoby
odpowiednikiem ilości cytowań publikacji naukowych. To mogłoby mieć jakiś sens,
wierząc w niewidzialną rękę wolnego rynku odzwierciedlałoby wiarę wydawców w
różnych krajach w rynkowy potencjał danego dzieła i jeszcze większa wiarę w
czytelników, którzy chcą czytać literaturę wartościową ot tak sami z siebie. W
muzyce to się nie sprawdza, wystarczy włączyć dowolną komercyjną stację radiową
i posłuchać chwilę, jeśli wytrzymacie, muzyki, którą wmusza nam tak zwany wolny
rynek. Dlaczego ma się więc sprawdzić w przypadku słowa pisanego?
Gdyby
zresztą kierować się ilością tłumaczeń i szukać żyjących autorów, to na krótko
przed śmiercią powinien ją dostać choćby Saparmyrat Nijazow za swoją „Ruhnamę”,
którą przetłumaczono na niezliczoną ilość języków świata, a każdy jej wydawca
pytany przez dociekliwych dziennikarzy zapewnia, że tłumaczenie powstało w
związku z wartością artystyczną dzieła. Polskie tłumaczenie powstało za sprawą
PGNiG, która to firma znana jest szeroko z wydawania ambitnej literatury światowej.
Książka ma nawet swój samodzielny pomnik w Aszchabadzie, stolicy Turkmenistanu.
Oczywiście
nikt oprócz autora nigdy nie myślał o Noblu dla „Ruhnamy”. Za to o Noblu Dla
Boba Dylana myślało wielu fanów, czytelników jego tekstów oraz znawców
literatury na całym świecie. Sam wielokrotnie o tym pisałem i mówiłem na
radiowej antenie. Przykłady znajdziecie poniżej:
Jestem
niezmiernie zdumiony ilością, a przede wszystkim szaloną różnorodnością
medialnych komentarzy związanych z przyznaniem Nobla Bobowi Dylanowi. Osobiście
uważam, że to wielki zaszczyt, w szczególności dla nagrody Nobla, bowiem Bobowi
Dylanowi nie jest ona w zasadzie do niczego potrzebna. Tak też należy tłumaczyć
moim zdaniem całkowity brak reakcji, przynajmniej do momentu, kiedy powstaje
ten tekst, samego obdarowanego na fakt przyznania mu wyróżnienia.
Dla
jego fanów będzie to kolejne wyróżnienie ich ukochanego poety i muzyka. Z
pewnością status materialny samego wyróżnionego nie zmieni się znacznie, co w
przypadku innych nagrodzonych poetów i pisarzy wyglądało nieco inaczej. Być
może jednak wielu fanów Boba Dylana w odległych zakątkach świata dowie się o
fakcie istnienia literackiej nagrody Nobla.
Czy
Bob Dylan odbierze nagrodę? Czy przyjedzie na uroczyste jej wręczenie i
zaśpiewa parę piosenek? Czemu miałby to zrobić? Czy stanie się jednym z tych
nielicznych, którzy nie w związku z przebywaniem w więzieniu (co często spotyka
pokojowych noblistów), lub złym stanem zdrowia, nie odebrali nagrody? Co będzie
taki gest oznaczał? Czy fakt, że nie chce reklamować nieco dziś tracącej na
znaczeniu nagrody? Czy może woli zwyczajnie robić swoje, pisać kolejne wiersze,
które mam nadzieję zaśpiewa na kolejnej płycie, nad którą mam nadzieję, że już
pracuje?
W
sumie to cieszę się, że Bob Dylan Nobla dostał. W jego wierszach to nic nie
zmienia. Nie sprawia, że są jakkolwiek ciekawsze. Nie sprawia też, że trafią do
większego grona czytelników i słuchaczy. Być może, patrząc z rodzimej
perspektywy, pozwoli sfinansować i wydać dobrze przygotowane tłumaczenia jego
wierszy. Jako fan i wielbiciel, wolę, żeby spędził kolejny owocny dzień w
studiu, lub siedząc gdzieś na swoim tarasie dumając nad sensem świata i
kolejnym wierszem, niż leciał do Sztokholmu. To Sztokholm powinien przylecieć
do niego, choć Bob Dylan zbyt ceni sobie prywatność, nie będzie chciał z
pewnością przyjąć tych wszystkich oficjeli chcących się przez chwilę ogrzać w
blasku jego literackiej wielkości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz