Genialność
tego albumu polega na jego nieczęsto ostatnio spotykanej zwykłości. Wielu
twórców usiłuje się wyróżnić, to przecież podobno najlepszy sposób zdobycia
popularności, co przekłada się oczywiście na ilość sprzedanych płyt, a później
biletów na koncerty. To wszystko otwiera drogę na artystyczne salony, do
telewizji śniadaniowej, a może nawet nagrania czołówki jakiegoś serialu, albo
muzyki do komercyjnego filmu o kolejnej wielkiej bitwie przegranej ku chwale
ojczyzny…
Tak
czy inaczej, wypada powołać się na jakieś znane nazwisko sprzed lat, poszukać
niezwykłego instrumentarium, egzotycznej inspiracji, głębokich duchowych
przeżyć, boleśnie i za długo wykluwających się pomysłów, męk twórcy, narodowych
symboli, zderzenia kultur, nowo odkrytej muzyki sprzed setek lat, albo jeszcze
czegoś, o czym warto opowiedzieć na kanapie w telewizji, co zostanie
zilustrowane krótkim fragmentem muzycznym koniecznym do odtworzenia napisów
kończących program…
Muzyka
Pawła Wszołka przywraca mi wiarę w normalność. Przywraca nawet podwójnie,
bowiem sam pomysł na nagranie wyśmienitego mainstreamowego albumu jazzowego z
własnymi kompozycjami już ową wiarę wspomaga. Jeśli dodatkowo za coś takiego
biorą się muzycy młodego pokolenia, oznacza to, że świat ma jeszcze szansę.
Każdy z Was może światu pomóc kupując ten niezwykły album, a najlepiej kilka
egzemplarzy do rozdania znajomym. Ja już wykupiłem zapas w 3 warszawskich
sklepach, choć muszę przyznać, że ceny albumów ForTune nie sprzyjają hurtowym
zakupom. Rozdawszy zakupione płyty znajomym zamówiłem również w zaprzyjaźnionym
sklepie w Barcelonie egzemplarz pierwszego albumu Pawła Wszołka, wydany przez
hiszpańską wytwórnię Fresh Sound, zatytułowany „Choice”. Album już na mnie
czeka, jednak przesyłkę z Hiszpanii organizuję sobie raz na kwartał, więc o
„Choice” napiszę innym razem.
Za
wzorzec jazzowego kwartetu przyjęło się uważać zestawienie trąbki i saksofonu z
sekcją rytmiczną. Zespół Pawła Wszołka łamię tę konwencję zamieniając trąbkę na
gitarę, na której gra zapatrzony nieco w bardziej jazzowe wcielenie Pata
Metheny Łukasz Kokoszko. Owo zapatrzenie nie jest w tym przypadku wadą, bowiem
Pat Metheny jest dobrym wzorcem, szczególnie ten Pat Metheny, który nie
uśmiecha się do publiczności, ale w małych składach gra prawdziwą muzykę. Moją
opinię na temat Pata Metheny znacie – Pat Metheny jak najbardziej, Pat Metheny
Group – niekoniecznie.
To
jednak właśnie Łukasz Kokoszko ze swoją gitarą jest odpowiedzialny za brzmienie
zespołu, które zapamiętam i którego będę poszukiwał na kolejnych płytach.
Oczywiście trudno przecenić rolę lidera i jego doskonałe kompozycje, a także
wyborne opanowanie instrumentu, szczególnie kiedy sięga po smyczek, który dla
jazzowego kontrabasisty zwykle oznacza raczej brzmieniowy eksperyment, niż
podstawowy środek wyrazu.
Zespół Pawła
Wszołka to doskonale zgrany kolektyw. W zasadzie nie sposób wyróżnić któregoś z
muzyków. Razem stanowią siłę, która jest jednym z największych odkryć polskiej
sceny ostatnich lat. Zespół nagrał genialną drugą płytę, która zwykle jest
najtrudniejszym wyzwaniem. Płytę wyśmienicie wymyśloną, świetnie zagraną i
doskonale zrealizowaną (to kolejny komplement dla studia RecPublica w Lubrzy).
Według mnie
„Faith” to najlepszy polski album 2016 roku. Żeby to napisać spędziłem kilka
długich wieczorów z innymi płytami, które podobały mi się ostatnio. Jestem
jednak pewien, choć oczywiście do końca roku może się coś wydarzyć. Jednak
jeśli ktoś nagra równie wspaniałą płytę, to rok 2016 będzie najlepszym rokiem
polskiego jazzu od bardzo dawna.
Paweł Wszołek Quintet
Faith
Format: CD
Wytwórnia: ForTune
Numer: ForTune 0106 069
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz