Tytuł
najbardziej niedocenianego muzyka ery hard-bopu był przyznawany wielokrotnie
wielu różnym muzykom, w tym również przypisywany Hankowi Mobleyowi. Nie ma
oczywiście sensu rozstrzyganie, czy to właśnie on był tym najbardziej
niedocenionym. Z pewnością jednak szczęścia do komercyjnej kariery nie miał,
choć był blisko wejścia na jazzowe salony, choćby w czasie, kiedy powstał album
„Workout”, kiedy znalazł się w koncertowym zespole Milesa Davisa. Co prawda
znalazł się tam trochę w roli zastępcy i braku lepszych możliwości, ale z
pewnością sprawdził się co najmniej równie dobrze, jak inni wzywani do
zastąpienia Johna Coltrane’a muzycy – Sonny Stitt i Jimmy Heath.
Hank Mobley,
jak wielu innych muzyków urodzonych w latach trzydziestych ubiegłego wieku
zaczynał swoją jazzową karierę w Jazz Messengers Arta Blakey’a, wcześniej
grywał coś. Co dziś nazywamy R&B w lokalnych zespołach od zawsze bardzo
muzycznego stanu New Jersey. Jego debiutancki album – „Hank Mobley Quartet”
został wydany w 1955 roku. Wcześniejsze nagrania z 1953 ukazały się już w XXI
wieku. Debiut dla Blue Note wypadł dość okazale, tym bardziej, że jego kwartet
tworzyli wtedy Horace Silver, Doug Watkins i Art Blakey.
W naszym
radiowym Kanonie Jazzu Hank Mobley znalazł się za sprawą albumu „Soul Station” z
1960 roku. To właśnie trzy płyty nagrane na przełomie 1960 i 1961 roku – „Soul
Station”, „Roll Call” i „Workout” są uznawane, całkiem zresztą słusznie za
najważniejsze w solowej dyskografii Hanka Mobleya. Jego kariera zakończyła się
właściwie z końcem lat sześćdziesiątych, kiedy musiał ograniczyć działalność w
związku z problemami zdrowotnymi. Próbował wrócić na scenę pod koniec życia,
zmarł w związku z chorobą płuc w 1986 roku.
W latach
sześćdziesiątych nagrał ponad 20 płyt dla Blue Note, uczestniczył też w
niezliczonej ilości sesji wielkich gwiazd tej wytwórni, zawsze ceniony przez
muzyków w rodzaju Wyntona Kelly, Freddie Hubbarda, Sonny Clarke’a, Granta
Greene’a, czy Herbie Hancocka za melodyjne, pozbawione najmodniejszej wtedy
drapieżności Johna Coltrane’a dźwięki i zdolności kompozytorskie. W jego
dyskografii znajdziecie też studyjny album Milesa Davisa – „Someday My Prince
Will Come” i szereg nagrań koncertowych, w tym te oficjalne – z Blackhawk i
Carnegie Hall z 1961 roku.
„Workout” to
jednak nie tylko ważna pozycja w dyskografii Hanka Mobleya, to również jedna z
pierwszych istotnych sesji nagraniowych startującego dopiero do wielkiej
kariery Granta Greene’a. Zanim powstał ten album, oprócz paru nieistotnych dziś
nagrań, gitarzysta miał na swoim koncie jedynie kilka miesięcy wcześniej
zarejestrowany własny album „Grant’s First Stand”. Jego album „Green Street”
został nagrany dosłownie kilka dni po rejestracji „Workout”.
Warto zauważyć,
że w pierwotnej wersji tego albumu w programie znalazła się jedynie jednak
kompozycja, której autorem nie jest Hank Mobley. Muzycy przypomnieli mocno już
wtedy wiekowy, pochodzący z 1927 roku standard Raya Hendersona – „The Best
Things In Life Are Free”, melodię, która właściwie nieco na wyrost bywa nazywana
jazzowym standardem, bowiem jej jedyne znaczące jazzowe wykonania należą oprócz
Hanka Mobleya do Lou Donaldsona i Mela Torme (ścieżka dźwiękowa do jednej z
kilku wersji filmu „Good Times”). Amerykanie pamiętają może jeszcze wykonania
Sama Cooke’a i Binga Crosby. Ot taka rozrywkowa piosenka z lat czterdziestych,
kiedy znajdowała się kilkakrotnie na listach przebojów.
Taka zwyczajna
sesja, jakich odbywało się wtedy wiele. Świetne kompozycje, doskonały Hank
Mobley, wyśmienity Grant Green, dla wielu fanów tego gitarzysty „Workout” jest
jedną z najlepszych jego płyt, do tego fantastyczny – kolejny niedoceniony w
swoim czasie Wynton Kelly i wyborna sekcja. Razem – kolejny album jakich wtedy
powstawało wiele, a które dziś uznajemy za arcydzieła gatunku.
Hank Mobley
Workout
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 077778408024
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz