Już
sam skład wraz z czasem powstania albumu i miejscem nagrania powinien
gwarantować muzykę najwyższej próby. Tak jest w istocie. Lee Morgan i Jackie
McLean oraz sekcja złożona z Bobby Timmonsa, Paula Chambersa i Arta Blakey’a,
nagrali w studiu Rudy Van Geldera 28 kwietnia 1960 roku wyśmienity album.
Album, jakich na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych w Englewood
Cliffs powstało wiele. Spora część to dziś klasyki jazzu tamtego okresu, a
pozostałe są jedynie nieco mniej znane.
„Leeway”
rozpoczyna drugą dziesiątkę autorskich albumów Lee Morgana i jednocześnie
najlepszy okres w jego życiu, który miał doprowadzić już wkrótce do nagrania
jego najważniejszych albumów i dać mu popularność porównywalną z gwiazdami
muzyki popularnej za sprawą „The Sidewinder”. To właśnie Lee Morgan już na
zawsze pozostanie w pamięci fanów jazzu za sprawą unikalnego połączenia jazzu i
popularnego wówczas soulu, które to na krótką chwilę pozwoliło po raz kolejny
gwiazdom małych jazzowych klubów zaistnieć w świadomości szerszego grona
słuchaczy.
Nagrany
niemal 3 lata przed „The Sidewinder” album „Lee-Way” z perspektywy lat jest bez
wątpienia pierwszą poważną próbą połączenia obu gatunków, tym razem jeszcze
ciągle ze znaczną przewagą ortodoksyjnego hard-bopu.
Album
powstał w krótkim okresie współpracy zarówno Lee Morgana, jak i Arta Blakey’a z
wytwórnią Vee-Jay, przypuszczalnie dlatego, że muzycy potrzebowali trochę sobie
dorobić, a Alfred Lion i Francis Wolff płacili wtedy za sesje nagraniowe
najwięcej, czasem nawet fundując muzykom możliwość odbycia dodatkowo opłaconych
prób przed nagraniem. Stąd właśnie owe powtarzane często powiedzenie o różnicy
między Blue Note a innymi wytwórniami (w tym Riverside, Pacific i Vee-Jay
właśnie), która w wolnym tłumaczeniu sprowadzała się do możliwości odbycia
choćby jednej płaconej wedle związkowych stawek minimalnych próby przed
nagraniem. To właśnie dlatego na albumach Blue Note pojawia się więcej
autorskich, trudniejszych kompozycji niż na wszystkich innych z tego okresu. To
właśnie dlatego tacy ludzie jak odpowiedzialny za połowę materiału na „Lee-Way”
kompozytor i trębacz Cal Massey mieli sporo pracy. Był czas, żeby kompozycje
przed nagraniem przećwiczyć. Rodzajem hołdu dla dobrze płacących managerów Blue
Note jest kompozycja Lee Morgana „The Lion And The Wolff”, jedna z kilku
poświęconych przez wybitnych muzyków mecenasom Blue Note. Cal Massey nie był
jednak tylko kompozytorem i trębaczem gdzieś w drugim rzędzie większych
składów. To również człowiek odpowiedzialny za aranżacje na „Africa Brass”
Johna Coltrane’a, albumie który powstał w kilka miesięcy po nagraniu „Lee-Way”,
ale to temat na inną opowieść.
„Lee-Way”
jest jednym z najlepszych albumów Lee Morgana, przynajmniej sprzed nagrania
„The Sidewinder”. To na równi klasyk hard-bopu, co zapowiedź poszukiwania przez
jazzmanów drogi dotarcia do większej ilości słuchaczy. Jedni sięgali do soulu,
inni chcieli trafić do dużych sal koncertowych zapraszając do współpracy sekcje
smyczkowe. Niektórzy eksperymentowali już wtedy z elektroniką, inni szukali
inspiracji w zbliżającej się wielkimi krokami rewolucji rockowej i chcieli
uznania młodych słuchaczy. Niemal wszyscy nie gardzili rolą muzyków sesyjnych
udzielając się, często anonimowo w wielu produkcjach popularnych. Część
dorabiała sobie w ten sposób w pogoni za sławą lub poszukując inspiracji, inni
niestety potrzebowali coraz więcej pieniędzy na kolejne porcje narkotyków.
Lee
Morgan z pewnością po części za sprawą Bobby Timmonsa i Cala Masseya wyznaczył
jedną z tych ścieżek, właśnie za pomocą „Lee-Way”. Część źródeł podaje, że na
pomysł takiego składu wpadł Alfred Lion, inne, że to sam Lee Morgan. To dziś
nieważne, ważne jest to co z tego połączenia powstało.
Lee Morgan
Lee-Way
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer:
724354003127
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz