Projekty
nazywane All Stars zwykle wychodzą słabiej, niż może to sugerować długa lista
uznanych nazwisk na okładce. Każdy chce zabłysnąć, wykorzystać swoje kilka
chwil. Wypada przecież być najlepszym w doborowej stawce, nawet wtedy kiedy już
światu nie trzeba niczego udowadniać. Wypaść blado na tle innych nikt nie chce,
a muzycznej przestrzeni w tłoku niewiele, więc trzeba się popisywać.
W
przypadku ostatniego w dyskografii albumu Jimmy Rogersa, nagranego tuż przed
jego śmiercią w 1997 roku, lista kandydatów do popisywania się jest niezwykle
okazała – Eric Clapton, Taj Mahal, Jimmy Page, Robert Plant, Keith Richards,
Mick Jagger, Stephen Stills, Lowell Fulson i Jeff Healey kuszą już na okładce,
co oczywiste, bowiem sam Jimmy Rogers z pewnością nie sprzedałby aż tyle, co te
bardziej znane nazwiska.
Samych
Jimmy Rogersów historia muzyki zna przynajmniej trzech, ale ten najważniejszy z
nich, urodzony w 1924 roku gitarzysta, znany w świecie bluesa ze współpracy
jeszcze w latach pięćdziesiątych z Muddy Watersem z pewnością jest postacią
najważniejszą, najciekawszą i znaną powszechnie fanom bluesa chicagowskiego, do
których zaliczają się wszyscy wymienieni na okładce muzycy, którzy stawili się
z wielką ochotą, żeby oddać cześć swojemu bohaterowi.
W
takim przypadku wszystko w rękach gospodarza projektu. Jego osobowość,
atmosfera, jaką stworzy w studiu witając gości i zachęcając do wspólnego
grania, sprawiają, że może powstać nagranie genialne, lub tylko bardzo dobre.
Wśród wielkich muzycznego świata, wskazanie takich genialnych gospodarzy nie
jest wcale trudne. Quincy Jones, B. B. King, Pat Martino, czy Tony Bennett, to
tylko kilka przykładów.
W
1997 roku dołączył do tej listy Jimmy Rogers, bluesowa legenda, człowiek, który
w zasadzie nigdy nie zaistniał na wielkich scenach, nie zabiegał o komercyjny
sukces, uznanie i pieniądze, za to posiadający absolutnie bezdyskusyjny
autorytet wśród muzyków, których zaprosił do nagrania albumu „Blues Blues
Blues”.
W
czasie, kiedy powstał ten album, podobnie zresztą jak obecnie, nie ma na
świecie zbyt wielu muzyków, którzy mogą zadzwonić do Ericka Claptona, Jimmy
Page’a, czy Micka Jaggera i zaprosić ich do wspólnego nagrania albumu, który
nie jest w dodatku zaplanowany jako jakiś wielki komercyjny sukces, a ma być
bluesowym, trochę wspominkowym, trochę podsumowującym własne życie projektem
bez wielkich szans na światowy sukces.
Żeby
to zrobić, trzeba być takim na przykład Jimmy Rogersem…
Właśnie
z takiego spotkania powstał album „Blues Blues Blues”, nadzwyczajna bluesowa
płyta, klasyk gatunku, dziś nieco zaginiony w niezbyt profesjonalnie w Europie
zarządzanym katalogu wytwórni Atlantic. W przypadku takiego grania nie trzeba
poszukiwać nowych brzmień, jakiejś nadzwyczajnej realizacji technicznej, czy
nowych przebojowych piosenek. Wystarczy dobra atmosfera w studiu, garść
klasyków i paru muzyków, którzy to co robią, robią najlepiej na świecie.
Odcinać
kupony od dawnej sławy można na różne sposoby, z klasą, lub bez. Album „Blues
Blues Blues” to poziom najwyższy z możliwych.
Jimmy
Rogers na zawsze będzie jednym z najważniejszych twórców chicagowskiego bluesa.
Wielu uważa, że właściwie stworzył ten gatunek na spółkę z Muddy Watersem. Jest
w tym sporo prawdy. Po latach grał to samo, tak samo dobrze, a wielbicielom
gatunku wcale brak zmian nie przeszkadzał. Innowacje można zostawić młodym.
Wynalazkiem Jimmy Rogersa był blues chicagowski. Życzę każdemu, żeby wynalazł
styl, który stanie się na wieki wzorem dla pokoleń młodych gitarzystów na całym
świecie.
Na
płycie brakuje najbardziej znanej kompozycji Jimmy Rogersa – „Walking By
Myself”. Zgaduję, że nie było ochotników, chcących zmierzyć się z klasykiem w
obecności twórcy?
„Blues
Blues Blues” stał się muzycznym testamentem wielkiego mistrza. To jedna z
najciekawszych propozycji typu All Stars wszechczasów. Album niemal zupełnie niezauważony
w momencie premiery i do dzisiaj pozostający ukrytym skarbem kolekcjonerów i
fanów jego autora. Zupełnie tego nie rozumiem. Płyta stała się klasykiem w dniu
wydania, jest nim do dziś i pozostanie na zawsze jednym z istotnych wzorców
gatunku.
Tak
oto młodsze pokolenie oddało hołd twórcy stylu, dzięki któremu zrobili swoje kariery
Eric Clapton, Mick Jagger, Jimmy Page i inni.
Jimmy Rogers All Stars Blues Band
Blues Blues Blues
Format: CD
Wytwórnia: Atlantic
Numer: 075678314827
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz