02 sierpnia 2018

John Coltrane – Both Directions At Once: The Lost Album

Święty Graal, najważniejsza jazzowa płyta od lat, niezwykłe odkrycie, album dekady i wiele innych epitetów zostało użytych zanim jeszcze album się ukazał. Wystarczył opis okoliczności powstania i skład zespołu, a także zapowiedź doskonałej jakości technicznej nagrań opartych na rezerwowej taśmie, którą sam John Coltrane zabrał po sesji w studiu Rudy Van Geldera do domu i która ponoć od tego czasu w zasadzie była nieużywana.


Z faktem, że muzyka zawarta na płycie jest doskonała trudno się nie zgodzić. Techniczna jakość materiału nie odbiega znacząco od innych produkcji wydawanych w latach sześćdziesiątych zaraz po nagraniu. Czy jednak ten album jest najważniejszym jazzowym nagraniem, jakie znalazło się w sklepach od lat? Czy to jakiś historyczny moment w historii muzyki improwizowanej?

Moim zdaniem zdecydowanie nie. Gdyby tak było, świadczyłoby to jedynie o słabości całych pokoleń muzyków, którzy przecież starali się bardzo. John Coltrane to geniusz, nikt, nawet jeśli nie przepada akurat za jego spojrzeniem na muzykę, nie podważa jego statusu. Jednak jeśli materiał, który w czasie nagrania został uznany za ciekawy (innych taśm muzycy raczej do domu nie zabierali i nie przechowywali przez lata) przez samego Johna Coltrane’a, to jednak nie był na tyle sensacyjny, żeby od razu go wydać.

Takich zaginionych i cudownie odnalezionych taśm w historii jazzu było wiele i będzie jeszcze z pewnością równie dużo w przyszłości. Czy muzyka z „The Lost Album” zmienia w jakikolwiek sposób moje spojrzenie na twórczość Johna Coltrane’a. Z pewnością nie. Czy sprawia, że uważam go za bardziej genialnego? W żadnym wypadku. Czy warto dorzucić ten album do własnej kolekcji – zdecydowanie tak, choć to raczej punkt widzenia kolekcjonera, który ma już wszystkie inne dostępne w sensownej jakości oficjalne i te mniej oficjalne nagrania Johna Coltrane’a.

Czy to album przełomowy – nie, bowiem nie jest w żadnej mierze zaskakujący, jest dokładnie taki, jakiego spodziewałbym się od Johna Coltrane’a w 1963 roku i jakiego spodziewałem się w 2018 wiedząc, kiedy został nagrany.

Z pewnością w najbliższym czasie przeczytacie wiele mniej lub bardziej kompetentnie napisanych artykułów analizujących zestaw kompozycji i fakt, że te nowe, pozbawione nawet tytułów, Coltrane gra na sopranie. Przeczytajcie też, że w niektórych utworach zespół wraca do dość szablonowej koncepcji powtarzania tematu między partiami improwizowanymi. Każdy z nas będzie zastanawiał się dlaczego tak się stało. Wszystkie pomysły będą czystą spekulacją. Ja dołożę swoją – może muzycy ćwiczyli nowy temat i umówili się, że między solówkami przegrają go sobie na próbę. Nie wiemy przecież, czy sesja miała być wydana, czy to był rodzaj próby nowego materiału w studiu, a magnetofony były włączone przypadkowo, albo na wszelki wypadek?

Recenzenci będą się zastanawiać, dlaczego taka sesja powstała w trakcie przygotowań do nagrania jednej z najbardziej nietypowych płyt w dorobku Johna Coltrane’a – albumu nagranego w wspólnie z Johnny Hartmanem. Ten kontekst dowodzi tylko jak niezwykle uniwersalnym muzykiem był John Coltrane, ale to przecież dla nas wszystkich oczywiste nawet bez albumu „The Lost Album”.

Dziś „The Lost Album” ma na rynku nawet trudniejsze zadanie, niż miałby w 1963 roku. Co prawda w owym czasie nawet najwięksi zapaleńcy narzekali trochę na zbyt wiele nowych nagrań Johna Coltrane’a, co nadwyrężało budżet każdego fana – płyty wydawał zarówno Atlantic, jak i Prestige, a sam Coltrane spełniał zarówno komercyjne oczekiwania producentów, nagrywając z Hartmanem, czy Duke’em Ellingtonem, a także przygotowując materiał na album „Ballads”, ale również nie zapominał o rozwoju swoich własnych koncepcji, które możemy usłyszeć na wydanej w 1963 roku płycie „Impressions” i w nagraniach koncertowych z „Live At Birdland”.

Dziś znamy jednak nie tylko płyty nagrane wcześniej, ale też późniejsze nagrania i każdy może sobie wybrać, czy woli Johna Coltrane’a z Johnny Hartmanem, Milesem Davisem, czy późniejszego autora „Love Supreme” i „Kulu Se Mama”, czy niezwykle radykalnego, jakiego możemy usłyszeć na nagraniach koncertowych w rodzaju „Live At The Village Vanguard Again!”, czy „The Olatunji Concert”.

„The Lost Album” z pewnością nie powinien być Waszą jedyną płytą Johna Coltrane’a, ale w pierwszej dziesiątce jego dyskografii zajmuje mocne miejsce i jest pozycją obowiązkową dla każdego słuchacza potrafiącego nie tylko docenić mistrza, ale również pragnącego prześledzić rozwój jego muzycznych koncepcji, co szczególnie ułatwia dwupłytowa wersja albumu, która jest zdecydowanie godna polecenia. W zasadzie wydanie wersji jednodyskowej uważam za niepotrzebne, jeśli już dysponuje się materiałem na dwa dyski, w tym przypadku całość jest de facto materiałem nagranym jedynie na próbę, w związku z tym drugiego dysku nie wypełniają słabsze i odrzucone wersje tych samych kompozycji, a równoprawny materiał pokazujący pracę nad poszczególnymi kompozycjami.

John Coltrane
Both Directions At Once: The Lost Album
Format: 2CD
Wytwórnia: Impulse / Verve
Numer: 602567492993

Brak komentarzy: