Dobry debiut zawsze cieszy. Debiut (albo prawie debiut) zbiorowy jeszcze bardziej. Nie dla wszystkich muzyków sekstetu Szymona Klekowickiego album „A Day In The Bus” jest pierwszym studyjnym nagraniem, jednak zdecydowanie wolę debiutującą młodzież niż start w nowe życie w towarzystwie profesorów z uczelni. Choć oczywiście, jeśli profesor chce tak uhonorować swojego ucznia, to nie sposób mu tego zabronić.
Przedstawiciele najmłodszego pokolenia naszych muzyków jazzowych dowodzeni sprawnie przez puzonistę Szymona Klekowickiego podbijają w ostatnich miesiącach całą Europę, uczestnicząc w festiwalach i grając, gdzie tylko się da. Kibicuję wszystkim na początku ich muzycznej drogi, dając odrobinę kredytu zaufania i spoglądając na debiuty nieco innym okiem niż na albumy dojrzałych artystów z dorobkiem. Od tych ostatnich oczekuję więcej. Debiut ma swoje prawa. Zwykle oznacza poszukiwanie własnego unikalnego głosu, chęć pośpiesznego nieco zaprezentowania wszystkich muzycznych pomysłów nagromadzonych w głowie przez lata oczekiwania na pierwsze nagranie i muzycznej edukacji.
Trochę tego debiutanckiego nastawienia odnajduję na powierzchni „A Day In The Bus”. Nie mogę mieć jednak za to do muzyków pretensji. Nie uważam też, że to wada ich pierwszego nagrania. Sporo tu energii, doskonałych współbrzmień trzech instrumentów dętych, ale również nieco twórczych poszukiwań. Nie potrafię wybrać jednego znanego zespołu lub nazwiska, które mogło stanowić inspirację dla tej muzyki. Muzycy zespołu potrafią zagrać piękną balladę przewrotnie nazwaną „Weird Sounds”, jak i zaatakować energetycznym brzmieniem saksofonów i puzonu w rozpisanych starannie na głosy partiach zbiorowych. Potrafią swingować w „Dziwnej piosence”, ich „Highway” brzmi jak dobry hardbopowy klasyk z której z sesji Blue Note z połowy lat pięćdziesiątych, a utwór tytułowy pachnie Mingusem. Sam lider powiedział kilka miesięcy temu w wywiadzie udzielonym Piotrowi Wickowskiemu dla JazzPressu, że zbliża się do uściślenia swoich artystycznych celów i oczekiwań. Moim zdaniem jest muzykiem kompletnym, który może zagrać wszystko, w dodatku potrafi to jeszcze całkiem sprawnie skomponować i przekonać innych do swoich pomysłów. To oznacza, że jest doskonale przygotowany do zdobycia uznania fanów na całym świecie.
Od czasu wyginięcia śmiercią naturalną jazzowych bigbandów lat czterdziestych puzon stał się jazzową egzotyką, instrumentem trudnym technicznie i niezbyt często wybieranym przez muzyków. To z jednej strony trudne, bo wzorców do naśladowania nieco mniej, z drugiej strony łatwiej się wyróżnić. W dodatku można prowadzić swój własny oryginalnie brzmiący skład i korzystać z zaproszeń na występy gościnne. Nie chcę stworzyć wrażenia, że wygranie choćby jakiegoś plebiscytu na tym instrumencie jest łatwiejsze, wymaga bowiem tyle samo pracy, ćwiczeń i pomysłów na własną muzykę, jednak konkurencja jakby mniejsza i łatwiej się wyróżnić, co może pomóc szczególnie na starcie do wielkiej kariery.
Swoboda, pewność siebie uzasadniona doskonałym opanowaniem instrumentów i świetnymi kompozycjami a także oryginalne brzmienie to sporo jak na debiutancki album. Dawno nie słyszałem tak świeżo brzmiącego konwencjonalnego jazzowego albumu. Muzycy zespołu pokazują, że słuchali z uwagą starszych kolegów i twórczo zrobili z tego użytek. Nie eksperymentują na siłę chcąc wyróżnić się jakimś niekonwencjonalnym rozwiązaniem. W jazzie wszystko już było. Ciągle jednak można zrobić to samo, tylko trochę lepiej, a muzykom zespołu Szymona Klekowickiego to się doskonale udało. Czekam na więcej.
Szymon Klekowicki Sextet
A Day In The Bus
Format: CD
Wytwórnia: Audio Cave
Numer: 5905669566698
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz