Smutno patrzeć, że tak znakomity materiał, jak najnowszy album drużyny Weband Piotra Wyleżoła nie znalazł dużego wydawcy, który zapewniłby choćby odrobinę promocji. W świecie bez koncertów wydanie albumu bez dużej wytwórni niestety ogranicza trochę możliwość dotarcia z materiałem do szerszej publiczności. Pozostaje grupa fanów zaglądających na strony samych artystów i oczywiście słuchacze RadioJAZZ.FM. „Cavatina Session” to produkcja na światowym poziomie. Jeśli muzycy zrobią światową karierę, co niewątpliwie im się absolutnie należy, to ich obecnie najnowszy album będzie białym krukiem sprzedawanym w japońskich sklepach dla kolekcjonerów zza szyby przez sprzedawcę w białych rękawiczkach.
Może trochę się rozpędziłem i rozmarzyłem, ale ciągle jestem idealistą i wierzę, że dobra muzyka prędzej czy później dotrze do tych, którzy słuchają dźwięków reklamowanych na rynku masowym i nagranych przez muzyków, którzy więcej czasu spędzają na Instagramie i u fryzjera niż na doskonaleniu swojej techniki gry na instrumentach. Wtedy „Cavatina Session” byłaby światowym hitem, a że na razie jest inaczej, to nie przewiduję milionowego nakładu albumu, więc spieszcie się żeby dla Was starczyło.
Sztuką jest zagrać pięknie zwyczajną muzykę. Być może nazwanie zespołu Weband projektem Piotra Wyleżoła jest pewnym organizacyjnym nadużyciem. Ktoś musi być formalnie liderem, ale Weband to zespół równowagi, każdy z muzyków ma okazję dołożyć coś od siebie, przynosząc kompozycje albo grając w jakimś momencie przez chwilę coś ważniejszego od kolegów. Uciekam od nazwania takiego momentu solówką, bo po wirtuozerskie improwizowane popisy musicie udać się w inne miejsce.
Weband jest doskonałym przykładem współpracy międzypokoleniowej. Jestem przeciwnikiem zaglądania muzykom do metryki, jednak warto patrzeć na ich nowe nagrania przez pryzmat całości artystycznego dorobku. Piotr Wyleżoł jest więc z pewnością muzykiem doświadczonym, a najmłodszy w zespole, wcześniej zupełnie mi nieznany perkusista David Hodek ma 21 lat i mimo praktyki Stanach Zjednoczonych zaczyna dopiero swoją muzyczną drogę. Węgrom rośnie wielki talent.
Album powstał zaledwie po kilku koncertach zagranych przez muzyków w tym składzie. Być może nigdy więcej się nie spotkają, bowiem każdy z nich (z wyjątkiem perkusisty, o którym wiem niewiele) jest muzykiem niezwykle zajętym w kilku innych projektach. Dawno nie słyszałem tak kolorowego, odkrywczego i jednocześnie zupełnie zwyczajnego, pozbawionego niepotrzebnych eksperymentów albumu. Muzyki, która pochłania mnie całkowicie, trzech kwadransów dźwięków bez słabszego momentu. To rzecz dla mnie niezwykła i zdumiewająca. I co ciekawe, gdyby nie kilka osób, które przypominały mi kilka razy, żebym sięgnął po ten album, pewnie w ogóle bym go nie zauważył. Życia nie starczy na dobrą muzykę, zawsze kiedy zaskakuje mnie coś pozytywnie, chwilę później mam smutną myśl, że przypuszczalnie sporo dobrej muzyki omija mnie, bo nic o niej nie wiem, mimo, że poświęcam sporo czasu na słuchanie nowych nagrań. Nie da się posłuchać wszystkich płyt świata, nawet jeśli macie na to pieniądze, bo i tak zabraknie Wam czasu. Tak jak nie da się przeczytać wszystkich sensownych książek. Dlatego warto wybierać rozważnie. Każda godzina z nowym albumem, jest dla mnie fragmentem życia, które spędziłem z jej twórcami. Czasu spędzonego z Weband nie żałuję i wiem, że będę do tego albumu wracał. Gdybym posłuchał tego albumu kilka tygodni wcześniej, być może byłaby dla mnie jedną z najciekawszych płyt 2020 roku, a tak otwiera listę kandydatek do tytułu mojego albumu roku 2021, choć oczywiście liczę na to, że konkurencja będzie ostra.
Weband
Cavatina Session
Format: CD
Wytwórnia: Art
Evolution
Data pierwszego
wydania: 2020
Numer: Brak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz