30 stycznia 2022

John Scofield – Works For Me

W sumie, to chciałem napisać ten tekst o „Uberjam”, innym albumie Scofielda wydanym rok po „Works For Me”. Trafiłem jednak na moją półeczkę ze Scofieldem, a tam zaraz obok „Uberjam” stały inne jego albumy z przełomu wieków, w tym ten, który będzie kolejną częścią Kanonu Jazzu. Pomyślałem, że zanim wystawię się na strzał tych wszystkich, którzy uważali w 2002 roku fusion grane przez zespół Scofielda za wtórne i pozbawione pasji (tak, pamiętam takie recenzje) i będę próbował bronić moich całkiem pozytywnych uczuć dla tego projektu, sięgnę w Kanonie po inny, może mniej kontrowersyjny, ale w sumie to też wtórny album gitarzysty.

Ani „Uberjam”, ani „Works For Me” nie jest albumem odkrywczym, jednak oba nie muszą takie być. Od Scofielda, tak jak od żadnego innego muzyka nie wolno wymagać nagrywania co roku przełomowej, wielkiej i genialnej płyty, która zmieni świat muzyczny na zawsze. Warto jednak robić swoje najlepiej na świecie, a to Scofield potrafi znakomicie. Zatem „Uberjam” to świetny album fusion, a „Works For Me” to wręcz genialny gitarowy post-bop w najlepszym możliwym w 2001 roku składzie. Dziś wybieram ten drugi, ale „Uberjam” znajdzie się w moim Kanonie niezależnie od zdania wielu fanów Scofielda na temat tego albumu.

Międzypokoleniowy, gwiazdorski zespół z nestorem – perkusistą Billy Higginsem (rocznik 1936), i młodszymi co najmniej o dekadę od Scofielda (1951) Kenny Garrettem (1960), Bradem Mehldauem (1970) i Christianem McBride (1972) zebrał się i jak sam Scofield opowiadał w momencie premiery albumu, nagrał nowy materiał jego autorstwa niemal w całości za pierwszym podejściem. W ten sposób powstał album, który z perspektywy czasu wydane się być raczej jednorazową akcją nie wpisującą się w logiczny ciąg: „A Go Go” z triem Medeski Martin & Wood, „Bump” i już później wspomniany „Uberjam” i „Up All Night”. Wszystkie te albumy nagrane przez Scofielda na przełomie wieków są wartościowe, jednak ja wybieram ten, który jest w sumie najbardziej konserwatywny – „Works For Me”.

Ta płyta to żywa muzyka, nie czuje się zbyt wielu studyjnych operacji edycyjnych, muzycy sprawiają wrażenie niezwykle zgranego zespołu, mimo różnic pokoleniowych i faktu, że w tym składzie nie grali chyba nigdy wcześniej. Każdy z mistrzów ma swój osobisty moment. Warto zwrócić szczególną uwagę na Kenny Garretta w „Loose Canon”, Christiana McBride w „Heel To Toe” i Billy Higgins we „Freepie”.

Na „Works For Me” jest wiele fantastycznych momentów solowych członków zespołu i przede wszystkim lidera, warto jednak spojrzeć na ten album nie tylko poszukując tego rodzaju popisowych momentów, ale doceniając kunszt kompozytorski Johna Scofielda, który dostarczył cały materiał na ten album, z wyjątkiem ostatniego utworu, który jest zbiorową improwizacją całego zespołu.

John Scofield jest na tej płycie niezwykle oszczędny, to album zespołowy, a lider najczęściej komentuje i pozostawia wiele miejsca młodszym kolegom. Nie szukajcie więc na tej akurat płycie Scofielda jakiś wyjątkowo trudnych technicznie zagrywek. To fantastyczna jazzowa płyta, w całości (z wyjątkiem oczywiście gitary lidera) akustyczna w dość w sumie nietypowej konfiguracji zderzającej elektryczną gitarę z akustycznym fortepianem. Scofield od takiego grania zaczynał, zanim trafił do zespołu Billy Cobhama w 1975 roku, uczestniczył w wydanym przez CTI koncercie Gerry Mulligana i Cheta Bakera („Carnegie Hall Concert”). Ten album jest jeśli nie liczyć mało znaczącej sesji z Gary Marksem debiutem nagraniowym Johna Scofielda. „Works For Me” można więc również uznać za powrót do korzeni, ale to tylko okazja do przypomnienia tego znakomitego koncertu, w którym uczestniczyli również między innymi Bob James, Dave Samuels i Ron Carter. Album z Garretem i Mehldauem z 2001 roku to dziś wybitny jazzowy klasyk.

John Scofield
Works For Me
Format: CD
Wytwórnia: Verve / Universal
Data pierwszego wydania: 2001
Numer: 731454928120

Brak komentarzy: