27 listopada 2010

Bruce Springsteen & The E Street Band - The Promise: The Darkness On The Edge Of Town Story – The Making Of Darkness On The Edge Of Town

Nie jestem fanem tego rodzaju produkcji. Najczęściej to zbiór wszystkich kawałków taśm, które zachowały się w jakiś przypadkowy sposób w archiwach. Często to materiały nakręcone przez przypadkowe osoby, a wieć nawet w chwili powstania niedoskonałe technicznie i bez jakiegoś reżyserskiego zamysłu. Chciałoby się rzec, taki muzyczny kotlet mielony…

W przypadku dzisiejszego filmu też mamy do czynienia ze zbiorem materiałów z różnych źródeł. To jednak 87 minutowy (długi jak na takie produkcje) monolog Bruce’a Springsteena przerywany wypowiedziami innych osób i materiałami archiwalnymi. Ten monolog ma swój sens i pokazuje kulisy powstania jednej z najważniejszych i najlepszych płyt Bruce;a Springsteena. To właśnie dzięki logicznemu i spójnemu komentarzowi Bossa film jest świetnym dokumentem, a nie wypełniaczem i zbędnym dodatkiem do muzycznej zawartości całego boksu.

W filmie nie ma muzyki, są jedynie jej strzępki, potraktowane ilustracyjnie kilkunastotaktowe fragmenty koncertów i nagrań ze studia. Są za to wypowiedzi członków zespołu, Jona Landaua, Mike Appela i kilku innych istotnych dla realizacji płyty osób nagrane współcześnie na potrzeby tej produkcji.

O czym jest historia powstania The Darkness On The Edge Of Town? Większość wątków jest fanom doskonale znana. A to jest właśnie film dla fanów. Bez przeczytania przynajmniej Two Hearts Dave’a Marsha i Real Life & Tall Tales Clarence Clemonsa i Dona Reo oraz oczywiście znajomości w całości i na wyrywki przynajmniej The Darkness On The Edge Of Town, Born To Run i The River ten film będzie zbitkiem niezrozumiałych komentarzy nieznanych zupełnie oderwanych od kulturowego kontekstu postaci. Tym, których film wciągnie i zainteresuje i których zaciekawi kulturowy kontekst twórczości Bossa serdecznie polecam wyjątkową, wydaną w tym roku książkę – Reading The Boss (Interdisciplinary Approaches To The Works Of Bruce Springsteen) zawierającą eseje wielu autorów opracowane przez Roxanne Harde i Irwina Streighta.

Film opisuje więc presję związaną z nagraniem płyty, która musiała dorównać Born To Run, co wydawało się zupełnie niemożliwe, a jednak się udało. Mike Appel i Bruce Springsteen opowiadają, chyba po raz pierwszy w jednym wydawnictwie o historii swojego burzliwego zakończonego w sądzie konfliktu.

Ciekawy jest również fragment opisujący zmagania zespołu z techniką nagraniową, a w zasadzie z brakiem doświadczenia w tej dziedzinie. Idea odtworzenia brzmienia koncertowego nie udała się zbyt dobrze. Pierwsze wydanie (analogowe oczywiście) brzmi delikatnie mówiąc nieszczególnie. Późniejsze edycje cyfrowe porawiły się tylko trochę. Płyta CD z boxu The Promise: The Darkness On The Edge Of Town Story brzmi już dużo lepiej. Niniejszym apeluję więc o analogową reedycję The Darkness On The Edge Of Town. Powinna wyjść jeszcze lepiej od wersji cyfrowej.

Historię napisania utworu Because The Night opowiadają wspólnie Bruce Springsteen (autor) i Patti Smith (współautorka i pierwsza wykonawczyni). Całość ilustrowana jest fragmentem archiwalnego koncertu Patti Smith (szkoda, że tak krótkim…).

Za częścią filmu tłumaczącą, czemu powstały akurat takie, a nie inne teksty nie przepadam. Z zasady tego nie lubię, to z reguły jest wydumane dorabianie teorii do istniejącej od wielu lat rzeczywistości. Moim zdaniem w większości wypadków tak już jakoś samo wyszło, a potem szuka się wydumanych motywów. Poezja powinna bronić się sama, a teksty z płyty są akurat świetne, więc nie trzeba ich wspierać pseudofilozoficznymi wywodami o mękach twórczych i rozterkach duchowych. Każdy w tych tekstach i tak odnajdzie to, co chce znaleźć dla siebie.

W sumie dokument jest ciekawy, starannie wyprodukowany i opisujący rzetelnie fakty historyczne. To jednak przygoda na jeden raz – ja nie potrafię znaleźć powodu, żeby obejrzeć go kolejny raz. Może za parę lat w celu odświeżenia pamięci… Tak więc to dobry i wartościowy dodatek do zestawu The Promise: The Darkness On The Edge Of Town Story.

Bruce Springsteen & The E Street Band
The Promise: The Darkness On The Edge Of Town Story – The Making Of Darkness On The Edge Of Town
Format: 3CD + 3 Blue Ray
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer: 886977823022

26 listopada 2010

Eric Clapton - Clapton

Własnym nazwiskiem często muzycy nazywają swoją pierwszą płytę. Oby dzisiaj opisywana nie była ostatnią płytą Erica Claptona, który w pewnym sensie od wielu lat cieszy się zasłużoną, choć bardzo przedwczesną muzyczna emeryturą. Od kilku płyt mam bowiem wrażenie, że Claptonowi już się zwyczajnie nie chce...

Ta płyta to zbieranina różnych kompozycji. Są tu ograne standardy jazzowe. Są też kompozycje własne lidera i jego częstego ostatnio współpracownika – J. J. Cale’a.

Kiedy widzę płytę, w której skład muzyków zmienia się w każdym utworze, gdzie gościnnie grają znane nazwiska – to raczej nie wzbudza mojego wielkiego entuzjazmu. Wybitna muzyka powstaje z synergii i wspólnego działania twórczego muzyków, a nie na liscie płac światowego projektu. Tak było i tym razem. Najczęściej z takich pomysłów wychodzi składanka przeładowana nazwiskami, które mają wzbudzić zainteresowanie i podnieść sprzedaż, czyli produkt bez ładu stylistycznego i realizacyjnego. Powstaje wtedy wymęczony i przerealizowany komercyjny twór muzyczny.

Niezależnie od sympatii stylistycznych, bo to rzecz subiektywna, trzeba przyznac, że tym razem z tak różnorodnych składów udało się złożyć przynajmniej brzmieniowo jednolitą płytę.

To jednak płyta zmarnowanych szans. Wynton Marsalis gra kilka mało znaczących nut w paru utworach. Jego partie trąbki mógłby zastąpić swoja grą każdy dobry muzyk sesyjny. Duet wokalny Erica Claptona z Sheryl Crow właściwie nie jest duetem. Głos wokalistki słychac jedynie gdzieś nieśmiało w tle i wszechobecnych na płycie chórkach. Wkładu muzycznego J. J. Cale’a też tu niewiele, gra w swoich kompozycjach, jednak za mało tam gitary, żeby mistrz mógł odcisnąć jakieś osobiste piętno interpretacyjne na tych utworach.

Gitary Erica Claptona – dla przypomnienia, czyli dla młodszych czytelników – jednego z najciekawszych, największych inajbradziej kreatywnych bluesowo rockowych gitarzystów wszechczasów, też nei ma tu wiele. A mogłoby być ciekawie – Autumn Leaves, czy How Deep Is The Ocean, to utwory świetnie grane wielokrotnie przez największych jazzowych gitarzystów.

W zamian tego czego nie ma, a być powinno, dostajemy smyczki, orkiestrę, chórki, dzwoneczki i nieliczne nuty grane przez kilku gitarzystów, z których ciężko wyłowic te zagrane przez lidera. To wszystko w konwencji słodkiego, nieco tylko podlanego bluesowym brzmieniem musicalu z dużą dawką ocieplonego, bardziej niż zwykle melodyjnego wokalu Erica Claptona.

To jedna z jego nielicznych płyt, na których podoba mi się to, jak śpiewa. Od czasu genialnej płyty Me And Mr. Johnson Eric Clapton nie nagrał niczego ciekawego na gitarze… Szkoda….

Gdyby tę płytę nagrała Diana Krall, albo Tony Bennett – byłaby wyśmienita. Od jednego z najlepszych gitarzystów na świecie oczekiwałbym gry na gitarze. Tego na płycie niestety nie ma, choć w sumie powstał sympatyczny kawałek ciepłej, melodyjnej i sprawnie zrealizowanej muzyki na długie zimowe wieczory…

Eric Clapton
Clapton
Format: CD
Wytwórnia: Reprise / Warner
Numer: 093624963592

25 listopada 2010

Bruce Springsteen & The E Street Band - The Promise: The Darkness On The Edge Of Town Story – Thrill Hill Vault – Houston ’78 Bootleg House Cut

Tą płytę trudno pochwalić za jakość obrazu. Reszta jest za to na właściwym dla zespołu poziomie, czyli fantastyczna. Obraz wygląda nieco dziwnie zajmując jedynie środkową część ekranu, wszelkie próby jego elektronicznego przeskalowania nie wychodzą najlepiej.

Jak zwykle pierwsze kilka utworów zespół potraktował jako rozgrzewkę. Otwierający całość Badlands ma niecałe 5 minut, a czasem potrafi trwać ponad 10. Kolejny utwór to Streets Of Fire – też jest jeszcze nieco leniwie, choć zarówno solówka gitarowa Bossa, jak i wokal są już agresywniejsze, co oznacza powolne wchodzenie na właściwe dla zespołu obroty.

Jeśli dźwięk pochodzi z tego samego źródła, co obraz, to dokonano realizacyjnego cudu. Jego jakość jest niezła, oczywiście daleko do współczesnych rejestracji, a także brakuje trochę do fragmentów umieszczonych na płycie Thrill Hill Vault 1976 – 1978 z tego samego zestawu. Jednak w całości jest akceptowalna i pozwalająca w pełni cieszyć się z uczestnictwa w jednym z najlepszych koncertów z 1978 roku.

It’s Hard To Be The Saint In The City to przede wszystkim duet gitarowy Bruce’a i Steve Van Zandta. Darkness On The Edge Of Town będzie potrzebował jeszcze kilku lat scenicznej praktyki, żeby stać się jednym z kluczowych fragmentów wielu koncertów zespołu. To zresztą dla The E Street Band dość typowe – utwory z nowo wydanych płyt potrzebują nieco czasu. W czasie tras promujących ich płytowe wydania nie są kluczowymi elementami koncertów – zwykle pojawiają się na początku, w krótkich wcieleniach, przypominających nagrania studyjne. Te utwory stają się ważnymi momentami koncertów dopiero dwie lub trzy płyty i trasy później.

Spirit Of The Night to zwyczajne szaleństwo wokalne i spacer Bossa i Big Mana wśród publiczności – to pierwszy kulminacyjny moment całego wydarzenia. Independence Day – to chwila oddechu dla muzyków i publiczności. Wolniejsze tempo wcale nie oznacza zmiany nastroju, czy spadku napięcia. Dalej każde słowo brzmi, jak jadowite ociekające jadem żądło wymierzone we wroga w słusznej sprawie. Zespół sprawia wrażenie, jakby chciał już koniecznie wystartować do kolejnego szybkiego numeru, muzycy niecierpliwie poprawiają swoje pozycje w blokach startowych wypatrując szybszych, dłuższych i coraz lepszych utworów czekających na publiczność w dalszej części koncertu.

The Promised Land to jedna z lepszych partii harmonijki w wykonaniu Bruce’a Springsteena. Tutaj jest brudna, jakby niedbała, bluesowa, jednak pełna pasji i energii, ciekawsza od wersji studyjnej i wielu późniejszych nagrań koncertowych. Prove It All Night to zkolei szaleństwo gitarowe, niekończąca się i ciągle przyspieszająca solówka Bossa. To jeden z najlepszych momentów tego koncertu. Mógłby być finałem finałów. Jednak dla zespołu to dopiero jedna trzecia całego występu. To pierwsze z nagrań, po którym wielu muzyków padłoby bez tchu na deski sceny. Ale dla The E Street Band to dopiero rozgrzewka. Na tym koncercie przerwa będzie, ale nieco później…

Tak więc po kilkunastu sekundach ciszy i krótkiej zapowiedzi lidera, Roy Bittan gra już wstęp do niełatwego wokalnie dla dyszącego ze zmęczenia Bossa, Racing In The Street. Thunder Road może nieco rozczarowuje, będąc słabszym fragmentem koncertu. Temu wykonaniu dokucza nieco brak myśli przewodniej, swoisty bałagan koncepcyjny. Jest tu trochę wszystkiego, są z pewnością lepsze wykonania tej kompozycji. Próba wciągnięcia do śpiewania referenu publiczności jakoś się nie udaje, początek utworu jest niemrawy, a całość brzmi trochę tak, jakby każdy z muzyków grał swoją wersję, bez porozumienia z innymi.

Jungleland to tym razem popisowy numer Clarence Clemonsa, po którym następuje, praktykowana jeszcze wtedy na koncertach zespołu 20 minutowa przerwa.

Druga część koncertu rozpoczyna się od The Ties That Bind. Bruce w nowej koszuli i marynarce, z nieczęsto stosowaną 12 strunową gitarą elektryczną śpiewa kompozycję skazaną nieco na los otwierającego drugą część utworu rozgrzewkowego.

Koncert zarejestrowano w grudniu 1978 roku. Nie mogło więc zabraknąć Santa Claus Is Coming To Town i Big Mana w czerwonej czapce mikołaja. Mnie ten utwór już zawsze będzie przypominał wyborny koncert z Belfastu z grudnia 2007 roku, gdzie na żywo usłyszałem słynne dzwoneczki i ho ho ho.

Fever to jeden z tych utworów, które ostatnio nie pojawiają się zbyt często i jeśli są grane przez zespół, to raczej na specjalne życzenie fanów wyrażane w postaci plakatów sektorach pod sceną. Te życzenia, to zwykle w dużej części wyszukiwanie właśnie nieczęsto wykonywanych ciekawostek. Tym razem to duet wokalny Bossa i Big Mana i czas dla saksofonu tego drugiego. To soulowy numer niespecjalnie pasujący do stylu zespołu. Tym razem to również wyborne solo organowe Dannego Federici.

Za kolejnym utworem – Fire zwyczajnie nie przepadam – to taka wprawka, kompozycja w stylu rockabilly, przypominająca nieco styl znany bardziej z nagrań z czasów Tunnel Of Love, a to nie był najlepszy czas Springsteena…

Po chwili jednak startuje Candy’s Room – to jeden z najlepszych przykładów tego, co zespoł potrafi zrobić z ballady, która w pierwotnej wersji możemy usłyszeć w wykonaniu Bruce’a na fortepianie na innej płycie tgo zestawu - Thrill Hill Vault 1976 – 1978. Jest krótko, bo to nowa kompozycja, ale mocno i treściwie, a także zaskakująco, jeśli porówna się to wykonanie z pierwotną wersją.

Because The Night zaczyna się nieco wolniej niż zwykle i jest bardziej melodyjny niż w wielu wykonaniach, kiedy 3 lub 4 gitarzystów tworzy w tym utworze orgię gitarowych akordów i ścianę sprzężeń, gubiąc gdzieś po drodze świetnie napisaną melodię. Wersja z Houston jest jedną z najlepszych oficjalnie wydanych. Jest bluesowa, przypominająca momentami wolniejsze solówki Jimi Hendrixa.

Point Blank – z niewydanej jeszcze płyty The River, to coś w rodzaju demo – raczej wersja nadająca się do studia niż kilkunastominutowa suita, którą wkrótce się stanie, a w jaka właściwie dowolną kompozycję potrafi zamienić zespół.

She’s The One po przydługim wstępie budzi z kilkunastominutowego letargu pozostałych muzyków, a w szczególności Maxa Weinberga i Steve Van Zandta. Dalej będzie już tylko szybciej, więcej, głośniej i ciekawiej. Nieuchronnie zbliżamy się bowiem do zakończenia, które jest początkiem bisów, które czasem potrafia trwać prawie godzinę. Tego wieczoru w Houston, to właśnie ten utwór do spółki z Backstreets i Rosalitą utworzyły zamykającą drugą część koncertu trójkę. W jakiś irracjonalny sposób, zawsze wiem, kiedy zaczyna się trzeci od końca utwór – zarówno oglądając koncert na żywo, jak i pierwszy raz z płyty, czy kiedys tśmy video. Tym razem też się sprawdziło. Czemu tak jest – zespół wtedy przyspiesza, muzycy sprawiają wrażenie, że już nic ich nie hamuje, rozpędzaja się do prędkości nieznanej żadnej innej grupie muzyków.

Monumentalne wykonanie Rotality z nieodłącznym przedstawieniem muzyków, które jest rytuałem od zawsze otwiera drogę do bisów, które zespół zaczął od Born To Run. W kategorii The E Street Band niespełna 30 minut oznacza krótki bis, dla reszty świata taki bis to czasem połowa koncertu…

Tym razem oprócz wspomnianego już Born To Run na bis zespół zagrał jeszcze wiązankę rock and rollowych coverów tradycyjnie nazwanych Detroit Medley, a także Tenth Avenue Freeze-Out, You Can’t Sit Down i Quarter To Three Gary U.S. Bonda, który często w tym czasie bywał ostatnim utworem na koncertach.

Cały koncert – świetny, choć widziałem na żywo parę lepszych setów, ale to ciężko porównywać. Być na widowni to co innego. Dla mnie ciągle najlepszą rejestracją koncertową pozostanie NYC, numerem dwa Barcelona, trzeciego miejsca wybrać nie potrafię, choć Londyn z 1975 jest coraz silniejszym kandydatem (z jubileuszowego wydania Born To Run).

W Houston był wyśmienity początek, nieco słabszy środek i wyborny koniec. Jednak to narzekanie jedynie przez pryzmat półki pełnej wszystkiego, co oficjalnie ukazało się w 40 letniej historii zespołu. To jest tak, czy inaczej najlepszy rockowy spektakl wszechczasów, jakich setki już zagrał zespół. Tylko tyle i aż tyle…

Bruce Springsteen & The E Street Band
The Promise: The Darkness On The Edge Of Town Story – Thrill Hill Vault – Houston ’78 Bootleg House Cut
Format: 3CD + 3 Blue Ray
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer: 886977823022

24 listopada 2010

Bruce Springsteen & The E Street Band - The Promise: The Darkness On The Edge Of Town Story – Thrill Hill Vault 1976 - 1978

Jakość dźwięku i obrazu jest tu oczywiście gorsza, niż nagranego współcześnie koncertu z Asbury Park z tej samej płyty opisywanego wczoraj tutaj:


To jednak ciekawy muzycznie i świetnie dobrany materiał pokazujący wczesne wersje utworów, które fani znają z płyty The Darkness On The Edge Of Town. W Save My Love i Candy’s Room brakuje Clarence Clemonsa. W tych utworach słychać, ile brzmienie saksofonu wnosi do nagrań zespołu.

Pierwsze 7 utworów to rejestracje ze studia z okresu prac nad płytą. Godnym podkreślenia jest fakt, ze ten fragment filmu, to niepocięte migawki z rozmów, czy fragmenty utworów, a pełne wersje robocze piosenek, nagrane od pierwszego do ostatniego taktu. Ten materiał daje niewielki wgląd w proces ewolucji nowych kompozycji umieszczonych później na płycie.

Kiedy po zagranym solo w studiu przez Bruce’a Springsteena na fortepiane demo Candy’s Room z niewiarygodną siłą spada na słuchacza lawina dźwięków Badlands z koncertu, jasnym staje się fakt oczywisty dla większości fanów zespołu – tak jak teraz, tak i w 1978 roku studio i nagrania płytowe były dla muzyków jedynie wstępem do kolejnych koncertów i okazją do popracowania nad nowymi utworami. To właśnie występy przed publicznością są esencją i sensem istnienia The E Street Band.

Jeśli ktoś myśli, że Badlands to szczyt dynamiki i energii zespołu, to szybko zmieni zdanie – dalej jest jeszcze szybciej, lepiej i głośniej. I tak przez 35 minut do wielkiego finału – ponad 10 minutowej wersji Rosality.

Na płycie umieszczono 5 utworów z koncertu w Phoenix z 1978 roku. Ten film ukazuje zespół grający najlepsze w owym czasie i najbardziej sprawdzone na wielu koncertach utwory. Badlands, The Promised Land, Prove It All Night, czy Born To Run, w rozbudowanych, często kilkunastominutowych wersjach pozostają w repertuarze zespołu do dzisiaj. A Rosalita to jeden z najlepszych obok Tenth Avenue Freeze-Out utworów zamykających koncerty zespołu.

Wersje z Phoenix z 1978 roku pełne są wyjątkowej jakości solówek gitarowych Bruce’a Springsteena i Steve Van Zandta. Świetnej jakości dźwięk – doprawdy trudno uwierzyć, że to 1978 rok – pozwala usłyszeć i cieszyć się każdą nutą. Klarowne koncertowe nagrania gitary w tym czasie należały do rzadkości. Materiał video do złożono z 2 lub 3 koncertów. W Prove It All Night w niektórych ujęciach Bruce na żółtą koszulę, a w innych białą koszulkę polo. Jak zsynchronizowano dźwięk z obrazem nie wiem, ale udało się doskonale.

Tak więc jest jak zwykle. The E Street Band zaczyna od poziomu nieosiągalnego przez innych w finałach koncertów. A Rosalita – jak każdy finał koncertu zespołu jest tak niezwykły i niepowtarzalny, że w myślach słuchacza pozostawia tylko jedną myśl – kiedy będzie następny raz. Na dziś pozostają nam płyty, o nowych koncertach póki co nikt nic nie wie. Ja stawiam na wiosnę 2012… Pewnie nowa płyta na jesieni 2011 i duże koncerty na stadionach latem 2012 w USA i na jesieni w Europie….. Oby to była prawda.

Myśl o nowych koncertach przywołuje wspomnienia:

Steve Van Zandt w roli prezentera radiowego - Dublin 2009

Podpisujący mój egzemplarz Working On A Dream - Dublin 2009

 
Bruce Springsteen & The E Street Band
The Promise: The Darkness On The Edge Of Town Story – Thrill Hill Vault 1976 - 1978
Format: 3CD + 3 Blue Ray
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer: 886977823022

23 listopada 2010

Bruce Springsteen & The E Street Band - The Promise: The Darkness On The Edge Of Town Story – Darkness On The Edge Of Town, Paramount Theatre, Asbury Park 2009

Wydawnictwo jest monumentalne, niewiarygodne i zachwycające. Niemożliwe do obejrzenia i wysłuchania, a także jednorazowego opisania. Fantastyczne edytorsko i oferujące wysoką, a momentami wybitna jakość dźwięku i obrazu.

Kiedy kilka lat temu ukazała się jubileuszowa edycja Born To Run, wszystkim wydawało się, że nie można już lepiej i ciekawiej… A jednak można i to o kilka klas lepiej. Dziś znowu można powiedzieć, że lepiej się nie da. Jak będzie wyglądała następna reedycja ? W kolejce zapewne powinna teraz na pierwszym miejscu być Nebraska. Tak więc od dzisiaj można już rozpocząć oczekiwanie.

Jak uczcić 30 lecie wydania płyty (data jest tu mocno umowna i podyktowana jedynie kalendarzem wydawniczym Bruce’a Springsteena)? Niektórzy wykonawcy robią ponowny mix i remastering, inni grają repertuar płyty na koncercie i takie nagranie dodaja do oryginału – ostatnie dobre przykłady to Patti Smith – Horses i osobno wydane Van Morrisona – Astral Week Live At The Hollywood Bowl!. Jeszcze inni wydają repliki oryginalnych okładek, lub dorzucają koszulkę lub plakat, albo jakiś dźwiękowy śmietnik z odrzutów ze studia nagraniowego.

Co robi Bruce Springsteen ? Podsumujmy więc szybko, co dostajemy w The Promise: The Darkness On The Edge Of Town Story:

1. Oryginalna ścieżka dźwiękowa z płyty w formacie CD w mocno poprawionej dźwiękowo wersji.

2. Dwie płyty CD pełne nieznanych wcześniej utworów nagranych na sesjach do The Darkness On The Edge Of Town. Te dwie płyty wydano również jako zwykłe wydawnictwo na CD i LP pod nazwą The Promise. Zawarta na tych płytach muzyka, to nie alternatywne wersje utworów, falstarty, czy rozmowy ze studia. To pełnoprawne nagrania o jakości muzycznej i technicznej porównywalnej z doskonałą przecież płytą The Darkness On The Edge Of Town. Część z tych utworów znana jest z koncertów, bootlegów, a kilka z oficjalnych wydawnictw składankowych. Te płyty oferują jednak studyjną jakość dźwięku, do niektórych dograno na etapie przygotowania do wydania The Promise część partii instrumentalnych – zapewne tam, gdzie brakowało jakiejś części nagrania lub było ono słabe technicznie.

3. Pełnometrażowy film dokumentalny w formacie HD. Film, który nie jest zbiorem migawek ze studia, a produkcją, która była w USA wyświetlana w kinach, została pokazana w amerykańskiej edycji HBO, i objechała kilka ważnych festiwali filmowych w Europie.

4. Zremasterowany dźwiękowo 3 godzinny koncert zespołu z okresu wydania oryginalnej płyty. Jakość obrazu nie jest może tutaj zachwycająca, jednak zawartość dźwiękowa wybitna.

5. Ponad godzinę migawek ze studia i wybranych utworów z koncertów w jakości i formacie kinowym z okresu prac nad płytą i jej wydania. Tu trzeba podkreślić, że znowu to nie migawki i rozmowy muzyków, lecz pełne utwory.

6. Nagrany specjalnie do tego wydania w pełnej jakości HD godzinny koncert bez publiczności, w czasie którego zespół zagrał utwory z oryginalnej płyty w kolejności w jakiej zostały tam umieszczone.

To wszystko zostało zapakowane w genialnie wydaną replikę oryginalnego notatnika Bruce’a z czasów prac nad płytą, zawierającą rękopisy tekstów, zdjęcia, notatki aranżacyjne, naklejki ze studyjnych taśm i parę innych drobiazgów. Oryginalny zeszyt można zobaczyć w paru ujęciach ze studia.

Jeśli ktoś nie zna oryginału (choć trudno sobie wyobrazić nabywcę tego wydawnictwa, który nie ma na półce płyty The Darkness On The Edge Of Town), powinien z pewnością zacząć przygodę z tym wydawnictwem od zremasterowanej płyty audio. Większość fanów, którzy płytę oryginalna znają już od 30 lat zacznie zapewne od The Promise, lub, tak jak jak dzisiaj – od koncertu z 2009 roku z Asbury Park.

Koncert zagrany w Paramount Theatre w miejscu, gdzie powstał zespół – Asbury Park to także miasto w którym mieści się Stone Pony, odbył się bez udziału publiczności. Zapewne, gdyby słuchacze wypełnili salę, na 57 minutach muzyki nie dałoby się skończyć tego nagrania.

Dzisiejsze nagranie dowodzi, że cały zespół jest w życiowej formie. To zresztą nic nowego dla każdego, kto widział w ostatnich latach choć jeden koncert na żywo, lub choćby wydany latem tego roku na płycie DVD i Blue-Ray wyśmienity London Calling.

Koncert został zarejestrowany przez zespół w składzie ograniczonym do tego z oryginalnego nagrania, oczywiście z wyjątkiem Charliego Giordano, który zastąpił Danny’ego Federici. W tym składzie zespół ma klarowne, przemyślane i dopracowane w każdym szczególe brzmienie. W ciągu ostatnich 40 lat muzycy jedynie zyskali nowe umiejętności techniczne, nie tracąc nic z drapieżności i scenicznego awanturnictwa, zyskując za to doświadczenie i niewiarygodne wręcz wzajemne porozumienie w każdym dźwięku.

Kompozycje i aranżacje trzymają się świetnie, mimo upływu lat, a nowoczesna technika pozwala usłyszeć jeszcze więcej dźwięków, pomagając szczególnie w delektowaniu się wyborną techniką gitarzystów. A warstwa wokalna – jak zwykle każde słowo brzmi tak, jakby od poziomu ekspresji miało zależeć dalsze istnienie świata.

Czym różni się obecne wykonanie od oryginalnego – jest w nim jeszcze więcej gitar, wokal jest bardziej agresywny, a większość partii gitarowych wziął na siebie Bruce Springsteen. W oryginalnym nagraniu jest neico więcej gitary Steve Van Zandta.

W sumie całość jest na zwyczajnym dla zespołu poziomie, czyli stanowi najlepszy na świecie rockowy spektakl wszechczasów, jakim jest każdy koncert The E Street Band od 40 lat.

Bruce Springsteen & The E Street Band
The Promise: The Darkness On The Edge Of Town Story – Darkness On The Edge Of Town, Paramount Theatre, Asbury Park 2009
Format: 3CD + 3 Blue Ray
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer: 886977823022

22 listopada 2010

Nils Lofgren & Friends - Live Acoustic

Zgodnie z wczorajszą obietnicą dziś o gitarach akustycznych. Rodzinne spotkanie Lofgrenów na scenie z udziałem publiczności zostało zarejestrowane w 2006 roku. Odreagowując wczorajsze rozczarowanie trzeba było sięgnąć po coś sprawdzonego, a przede wszystkim zawierającego rzeczywistą, prawdziwą muzykę, a nie garść efektów scenicznych..

Nils Lofgren, to zaledwie trzeci, lub czwarty, jeśli budować hierarchię ważności na scenie, gitarzysta The E-Street Band. Na gitarze elektrycznej potrafi wiele, jednak w przerwach między trasami Bruce’a Springsteena wiedzie spokojne życie rockowego poety, grając i śpiewając w małych klubach swoje własne piosenki. Często zaprasza do wspólnego muzykowania członków swojej licznej i uzdolnionej muzycznie rodziny. W prezentowanym dzisiaj koncercie uczestniczyli Tom, Buck, Mike i Mark Lofgren, a tkaże kilku innych muzyków, w tym długoletni partner estradowy lidera – Jeff Skunks Baxter.

Cały koncert powstał w ciekawej formule wielu gitarzystów z okazjonalną pomocą któregoś z muzyków grających na instrumentach klawiszowych. Tak więc gitarzystów pozbawiono wsparcia sekcji rytmicznej.

Sam Nils Lofgren, kiedy sięga po akustyczną gitarę, potrafi zagrać zdecydowanie ciekawiej, niż Rodrigo y Gabriela, o których koncercie pisałem wczoraj:


Może Nils nie jest rewelacyjnym wokalistą, za to na pewno niezłym kompozytorem i wybornym gitarzystą. Koncert daje okazję do wysłuchania próbki jego umiejętności zarówno w wersji akustycznej, jak i elektrycznej. Tak też na dzisiejszą płytę trzeba patrzeć, to koncert wybitnego gitarzysty, który na co dzień trochę ginie na wielkiej scenie The E-Street Band. Ten koncert to nie jest wybitna sztuka, nie każde nagranie musi być epokowe, monumentalne i przełomowe. To kawałek solidnej, prawdziwej emocjonalnie rockowej muzyki z przewagą tej zagranej na akustycznych gitarach. Bez wdzięczenia się do publiczności, za to z biegłością techniczną wykorzystaną w twórczy sposób.

Jak pokazuje niezliczona ilość mniej lub bardziej udanych nagrań, na gitarze, tak jak na każdym innym instrumencie, trzeba umieć grać z sensem. Instrument muzyczny w rękach artysty ma pomagać wyrażać emocje, a nie stanowić element technicznego wyścigu zbrojeń. Nie zawsze więc więcej znaczy lepiej. Tego nie rozumieją Rodrigo y Gabriela. Za to doskonale to wie Nils Lofgren. Na tym koncercie jest zwyczajnie sobą. Tylko tyle i aż tyle… Potrafi od pierwszego utworu zahipnotyzować i wciągnąć słuchacza w swój świat.

Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, jak wybitnym gitarzystą jest Nils Lofgren – proponuję zacząć od dwu jego wcieleń – w wersji akustycznej to Deadline – 17 minutowa suita zagrana przez trzy gitary akustyczne – Niasa, Bucka Browna i Jeff Skunks Baxstera. W wersji elektrycznej proponuję oglądanie koncertu zacząć od Girl In Motion – pierwszego z utworów bonusowych.

Dzisiejszy koncert jest dla mnie rodzajem muzycznego wstępu do czekającego już kilka dni w kolejce przepięknego wydania jubileuszowego Darkness On The Edge Of Town… O tym zapewne już wkrótce...

Wykonawca: Nils Lofgren & Friends
Tytul: Live Acoustic
Format: DVD
Wytwórnia: WienerWorld / MVD Visual
Numer: 5018755240812

21 listopada 2010

Rodrigo y Gabriela - Live In Japan

Rodrigo y Gabriela to duet akustycznych gitar w ostatnich latach robiący zadziwiającą karierę. Trochę w tym szeptanego marketingu, trochę zainteresowania rynku audiofilskiego podobno wyśmienita jakością nagrań, trochę też legendy związanej z akustyczną interpretacją utworów zespołów takich jak Metallica i Led Zeppelin.

Postanowiłem więc dziś sprawdzić, ile muzycznej prawdy w tych rewelacjach. No i niestety wyszło, że mało…

Dzisiejsza płyta, to zapis jednego z japońskich koncertów zespołu. Niestety mało tu prawdziwych emocji i oryginalnej muzyki. Proste akordy i banalne i przewidywalne harmonie, dźwięki grane dość szybko, choć muzykom daleko do mistrzów flamenco. To nie wystarczy bardziej wyrobionemu słuchaczowi. Dziś nie powinno wystarczyć zagranie paru efektownych pasaży, czy rytmiczne postukiwanie w pudło rezonansowe gitary, czy użycie paru gitarowych efektów do modyfikacji brzmienia gitary klasycznej.

W muzyce Rodrigo y Gabriela nie znajduję ani zbytniej biegłości technicznej, ani odkrywczej interpretacji znanych melodii, ani ciekawych kompozycji własnych. Właściwie nie znajduję na tej płycie niczego ciekawego.

Nawet zamierzone efekciarstwo nie jest tu zbyt efektowne. Nagraniom zdecydowanie brak ognia, emocji, rytmu. Jazzowym kompozycjom brakuje też jazzowej frazy i swingu.

Płyta DVD zawiera 5 utworów sfilmowanych na koncercie - nie ma tu ani jednego nowego taktu. Metallica w wykonaniu duetu jest pozbawiona rockowego rytmu, a o ich wersji Stairway To Heaven przez grzeczność nie wypada wspominać. Myślę, że Stanley Jordan jedną ręką potrafi zagrać ciekawiej, niż dzisiejsi artyści na 4 ręce…

Dość hermetyczna formuła kilku gitar akustycznych została dość dawno zdefiniowana w zasadzie przez jedną płytę – Passion, Grace And Fire tria Al. Di Meola, John McLauglin i Paco De Lucia. Muzycy nagrali wcześniej zbyt oczywisty, ale za to niezwykle przebojowy album koncertowy – Friday Night In San Francisco. Jednak to właśnie Passion Grace And Fire pozostaje niedościgłym wzorcem tego typu grania. Od czasu jego wydania nikt nawet nie zbliżył się do tego poziomu. Z pewnością nie zrobili tego również Rodrigo Sanchez i Gabriela Quintero.

Ta płyta jest zwyczajnie przeciętna. Tylko poprawna. Trudno mi zrozumieć widoczny i słyszalny entuzjazm publiczności. Trudno również pojąć entuzjazm niektórych krytyków. Trudno znaleźć cokolwiek, za co możnaby pochwalić Live In Japan….

Słuchając dzisiejszej płyty można zwątpić w możliwości muzyczne formułu dwu lub 3 gitar akustycznych. Żeby nie skreślać tego instrumentu, można oczywiście sięgnąć po wspomniane już płyty tria Al Di Meola, John McLaughlin i Paco De Lucia – te właśnie, bo nagrania po reaktywacji projektu tria w latach dziewięćdziesiątych nie są już tak rewelacyjne… To jednak zbyt łatwe i oczywiste no i mało oryginalne. Jutro więc będzie o zaskakującym akustycznym gitarowym nagraniu z kręgu The E-Street Band….

Rodrigo y Gabriela
Live In Japan
Format: CD + DVD
Wytwórnia: RubyWorks / Because Music
Numer: 5060107723999