06 maja 2011

Lee Morgan - Delightfulee

Dzisiejsza płyta z pewnością nie należy do najważniejszych w dorobku Lee Morgana. Ja jednak z pewnością zaliczam się do fanów tego wybitnego trębacza, dlatego czasem sięgam również do tych mniej znanych i pewnie nieco słabszych, co nie znaczy, że słabych pozycji. Te najważniejsze, czyli The Sidewinder i Taru opisywałem już wcześniej tutaj:



Całkiem niedawno odświeżyłem sobie też nieco już przez moją muzyczną pamięć zapomnianą płytę Tom Cat:


Lee Morgan to niewątpliwie obok Freddie Hubbarda najważniejsza postać jazzowej trąbki lat sześćdziesiątych. Dzisiejsza płyt jest dowodem na to, że nawet zmagając się z przeciwnościami nie najlepiej zorganizowanej sesji udało się nagrać całkiem ciekawy materiał. Mój egzemplarz płyty, to edycja Rudy Van Gelder Edition wzbogacona o cztery istotne z punktu widzenia całości utwory. Pierwotnie na program płyty złożyły się cztery utwory zagrane w składzie z Joe Hendersonem na saksofonie tenorowym i sekcją, którą tworzyli McCoy Tyner, Bob Cranshaw i Billy Higgins. Do tego płyta zawierała dwa utwory nagrane w większym składzie – ośmiu instrumentów dętych i zaaranżowane przez Oliviera Nelsona. Repertuar płyty to tradycyjnie dla wydawnictw Blue Note z tamtego okresu mieszanina materiału napisanego specjalnie na ta sesję przez lidera (całkiem zgrabne 4 kompozycje) i dwa tak zwane przeboje, które miały z pewnością pomóc w sprzedaży albumu. Te komercyjne wehikuły to w tym wypadku Yesterday Johna Lennona i Paula McCartneya oraz Sunrise, Sunset – temat przewodni z musicalu Skrzypek na dachu (Fiddler On The Roof). Te właśnie dwa utwory zagrane są w większym składzie.

W takiej postaci wyglądało na to, że owe dwa utwory dołożono z jakiegoś magazynu odrzutów, chcąc dopełnić album do wymaganej długości i zwiększyć jego sprzedaż. Jednak dopiero edycja Rudy Van Gelder Edition ujawnia, że kompozycje oryginalnie zagrane na płycie w kwintecie też zostały zaaranżowane i zagrane przez orkiestrę pod wodzą Oliviera Nelsona. W tej edycji dostajemy dodatkowo prawie pół godziny wartościowej i jakże odmiennej muzyki. Przedziwny doprawdy pomysł miał Alfred Lion produkując tę płytę i tworząc tak przedziwną mieszankę.

Muzyka też jest dość zadziwiająca. Już otwierająca płytę kompozycja lidera Ca-Lee-So to introdukcja o jaką podejrzewałbym wielu pianistów, ale na pewno nie McCoy Tynera. Niezwykle zwiewnie i lekko zagrany temat, zgodnie z sugerującym to tytułem, nawiązujący rytmicznie do calypso. W kolejnym utworze z kolei Joe Henderson momentami gra gdzieś zupełnie poza melodią, posługując się jedynie akordowym schematem kompozycji i wydobywając ze swojego saksofonu brudne dźwięki przypominające bardziej wczesnego Johna Coltrane’a, niż gładkie, nienaganne technicznie frazy z których go wszyscy znamy.

Lider zawsze pozostaje sobą, grając wyśmienite solówki, niezwykle kompetentne i przemyślane, tradycyjnie raczej komentujące temat przewodni niż ścigające się na ilość dźwięków z innymi mistrzami trąbki. Nawet z Yesterday i Sunrise, Sunset potrafi zrobić jazzowe perełki, niezależnie od tego, że za plecami ma cały tłum instrumentów dętych, wśród których jest między innymi druga trąbka (Ernie Royal), saksofon altowy (Phil Woods) i saksofon tenorowy (Wayne Shorter). W wariancie orkiestrowym Billy Higginsa zastępuje Philly Joe Jones, który najwyraźniej nie odnajduje się w tym klimacie, pozostając w jakiś przedziwny dla siebie sposób bez porozumienia z pozostałymi muzykami sekcji rytmicznej i jednocześnie wprowadzając odrobinę bałaganu poprzez nadużycie czyneli.

Tak więc dostajemy w sumie wyśmienite solówki Lee Morgana, które są podstawową wartością tej płyty i poprawną, ale nie wybitną resztę. To właśnie dlatego The Sidewinder i Taru to dzieła wybitne, a ta płyta jest tylko dobra. A Yesterday całkiem fajne…

Lee Morgan
Delightfulee
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 094639277025

Brak komentarzy: