Dzisiejsza płyta, to jedna z licznie nagrywanych dobrych płyt Granta Greena z pierwszej połowy lat sześćdziesiątych. W tym okresie gitarzysta nagrał około 20 płyt, komponując różne, częto nietypowe składy instrumentalne. Sekcje rytmiczne składały się często nie tylko z gitary i kontrabasu, ale także można było w nich znaleźć wibrafon, a często również organy Hammonda. Trafiał się też fortepian. Czasem, choć niezbyt częto był też jakiś dodatkowy instrument solowy – na przykład saksofon – obsługiwany na przykład przez Ike Quebecka (jak na płycie Born To Be Blue).
Dzisiejsza płyta to właśnie jeden z tych nietypowych składów – oprócz gitary lidera formalnie solistą jest grający na wibrafonie Bobby Hutcherson. Sekcję rytmiczną – przynajmniej z nazwy tworzą grający na organach Larry Young i perkusista Elvin Jones. Ta z pozoru nietypowa konfiguracja muzyczna jest korzystna dla gitary Granta Greena. Pozbawienie sekcji kontrabasu i zastąpienie go organami Hammonda tworzy nie tylko unikalne brzmienie, ale pozwala liderowi rozwijać solówki bazujące na nietypowych rozwiązaniach rytmicznych bez wchodzenia w konflikt z rytmem wyznaczanym zwykle przez kontrabas.
Kilka miesięcy przed nagraniem dzisiejszej płyty powstała inna, być może nawet ciekawsza płyta Granta Greena z udziałem Bobby Hutchersona – Idle Moments. Obie pozycje zawierają z pozoru nieciekawy i nieznany repertuar, pokazują jednak, że w rękach kreatywnych muzyków nawet mało znane kompozycje potrafią zamienić się w dające wiele okazji do ciekawych improwizacji utwory.
Ciekawostką jest również udział w tym nagraniu Elvina Jonesa, którego część słuchaczy przyporządkowuje tylko do ostrego stylu znanego z jego nagrań z Johnem Coltrane’m. Należy jednak pamiętać o jego nagraniach z tego okresu z Kenny Burrellem (Guitar Forms) i Larry Youngiem na jego solowych płytach. Elvin Jones doskonale potrafi dopasować się do konwencji snującej się gdzieś poza podstawowym metrum sekcji rytmicznej, której puls wyznacza na dzisiejszej płycie Larry Young. Prawdopodobnie to właśnie nagrywanie dzisijeszej płyty stało się zaczątkiem współpracy Elvina Jonesa i Larry Younga, która nicały rok później doprowadziła do nagrania wyśmienitej płyty Larry Younga – Unity.
Na płycie znajdziemy jedynie 4 utwory, z których każdy trwa około 8 minut. Po latach nie udało się do żadnego mi znanego wydania dołożyć jakiś dodatkowych utworów, czy wersji alternatywnych. Tak więc muzyki jest mało, co nie znaczy, że płyta nie jest warta zainteresowania. Owe 4 utwory, to zamienione w pulsujące jazzowe wehikuły, zupełnie nieznane kompozycje rodem z ilustracyjnej muzyki telewizyjnej i teatralnej, z których jedynie jedna - Lazy Afternoon doczekała się kolejnego jazzowego wcielenia na płycie Wyntona Marsalisa – Hot House Flowers.
To niewątpliwie skład, który miał w 1964 roku wielki potencjał. Mimo świetnych fragmentów muzycznej interakcji, w szczególności między Grantem Greenem i Bobby Hutchersonem i wyśmienitej gry Larry Younga, to raczej potencjał zmarnowany. Mam wrażenie, że można było lepiej i ciekawiej w takim składzie. To nie jest zła płyta, jednak współpraca Larry Younga z Grantem Greenem udała się lepiej na płycie Granta Greena I Want To Hold Your Hand i momentami na płycie Larry Younga Into’ Somethin’. Kto chce mieć jedną lub dwie płyty Granta Greena – powinien zdecydowanie wybrać The Complete Quartets With Sonny Clark, Standards i Born To Be Blue. Dla fanów gitarzysty to oczywiście płyta obowiązkowa.
Grant Green
Street Of Dreams
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 5099926514222
1 komentarz:
Fajny wpis: warto przypominać Granta Greena, bo jego sound jest niepowtarzalny, ba, nikt także i dzisiaj nie gra podobnie jak on. Stronił od wirtuozerii i jak nikt inny dawał wybrzmiewać dźwiękom płynacych ze strun bopowo nastrojonej gitary...
Pozdrawiam serdecznie :-)
Prześlij komentarz