Nie
jest łatwo przebrnąć przez ten album. To z pewnością nie jest muzyka, którą
będziecie sobie umilać poranną kawę.. Nie jest łatwo, ale z pewnością warto.
Już
sam pomysł wydania dziś, po prawie 30 latach tych archiwalnych,
zarejestrowanych garażową metodą nagrań wydaje się zwariowany i skazany na
kopercyjną klapę… Biegnijcie zatem do sklepu, bo z pewnością warto, a pozostało
do kupienia jedynie 299 egzemplarzy tego niezwykłego wydawnictwa, bowiem
ukazało się 300 sztuk, a ja swojego z pewnością nikomu nie oddam. Przy okazji
gratulacje należą się wszystkim, którzy ten intrygujący i inspirujący materiał
przechowywali przez wiele lat, pewnie po drodze konwertując go nie raz na
nowszy nośnik…
Zespół,
którego muzykę wydano w formie albumu „Legendarne Ząbki” istnieje do dziś i
działa pod nazwą The Intuition Orchestra. Więcej o jego prehistorii
przeczytacie we wkładce do albumu, a także na blogu prowadzonym od niedawna
przez jednego z członków zespołu wtedy – w połowie lat osiemdziesiątych, jak i
dzisiaj – saksofonistę Ryszarda Wojciula tutaj:
Skoro historię i
legendę zespołu mamy już z głowy, skupmy się na muzyce. „Legendarne Ząbki” to
podręcznikowy wręcz przykład tego, że grając muzykę trzeba mieć coś do powiedzenia.
Słuchacz może oczywiście z przedstawioną historią się nie zgadzać, lub nie
podzielać poglądów zespołu, jednak jeśli owa myśl przewodnia jest wystarczająco
silna, niedoskonałości warsztatu przestają być przeszkodą. Owych warsztatowych
wpadek trochę na płycie jest, ale to oryginalny muzyczny pomysł i spontaniczność
jest zdecydowanie ważniejsza.
Inspiracje i
zapożyczenia można oczywiście odnajdować i wyliczać bez końca. Żaden muzyk nie
tworzy w oderwaniu od dźwięków, które go otaczają. Faktem jest też, że w latach
osiemdziesiątych dużo więcej polskich zespołów kopiowało najlepsze zagraniczne
wzorce. Zdecydowanie mniej było takich, które chciały owe inspiracje
przetworzyć i które potrafiły ze znanych składników przyrządzić nowe danie.
Muzycy The
Intuition Orchestra nie kopiowali. Inspirowali się oczywiście, to słychać na
płycie, potrafili jednak twórczo przetworzyć owe muzyczne i literackie
inspiracje tworząc coś nowego i intrygującego. Eksperymentując przy użyciu
różnych przedziwnych brzmień, technik nagraniowych i zaproszonych gości. Tak
też poszukują do dziś, stanowiąc jedną z najciekawszych formacji awangardowych
na polskiej scenie muzycznej.
Potrafili
stworzyć muzykę oryginalną, a jednocześnie zanurzoną w muzycznej tradycji.
Granica między oryginalnością dla samej oryginalności i zaskakiwania słuchacza,
a awangardą i twórczymi poszukiwaniami jest cienka i rozmyta. Nie mam jednak
wątpliwości, że The Intuition Orchestra nigdy nie znalazła się po złej stronie
tej granicy.
Bardziej
przekonująco brzmi fragment płyty zatytułowany „Ząbkowska”, głównie dzięki
partiom zagranym na klarnecie przez Ryszarda Wojciula. The Intuition Orchestra
a.d. 1985 nie miała jednak lidera. Teraz też nie ma, ale to już temat na
zupełnie inną opowieść. Rolę centrum muzycznej akcji równie często jak saksofon
przyjmuje wiolonczela Bolesława Błaszczyka, muzyka znanego dziś bardziej z
Grupy MoCarta. Tu jednak traktuje on swój instrument nieco mniej ortodoksyjnie…
Trzeba mieć
sporo dystansu do swojej własnej muzyki, żeby nazwać jeden z utworów „Straszna
Fryta”… Nie traktujcie jednak muzyki zespołu The Intuition Orchestra jak
kolejnego free jazzowego projektu. Istotnie to muzyka pewnie w całości, a z
całą pewnością w dużej części improwizowana.
To jednak projekt totalny, czerpiący inspirację nie tylko z klasyki free
jazzu, ale także zauważający, że free jazz nie powstał z niczego, odwołujący
się do najlepszych swingowych tradycji, ale także do minimalu, dźwięków ulicy,
muzycznego akstraktu i wszystkiego innego, co sami tam usłyszycie.
To nie jest
płyta łatwa w odbiorze, jednak z pewnością jeszcze do niej wrócę, a to w natłoku
nowych albumów jest dla mnie dowodem wysokiej jakości muzyki. Mam nadzieję, że
dla wielu również okaże się dobrą rekomendacją, na pewno warto spróbować. Osób,
które zespół pamiętają z czasów jego prapoczątków, nie trzeba będzie z
pewnością namawiać do zakupu, dla nich to będzie niezwykła pamiątka czasów,
które już nie wrócą.
„Legendarne
Ząbki” to nie jest muzyka dla każdego. Mnie się jednak podoba. Po tylu latach
brzmi niezwykle świeżo. Mimo prymitywnego sposobu rejestracji i niekoniecznie
najwyższej jakości dźwięku do doskonała propozycja dla wszystkich, którzy
poszukują dźwięków nowych, których jeszcze nie słyszeli. Techniki
zarejestrowania części dźwięków wypełniających album nie sposób dziś odgadnąć,
co czyni muzykę jeszcze bardziej intrygującą.
Do
tego dochodzi staranna i nietypowa szata edytorska, która z pewnością ucieszy
każdego posiadacza płyty, a utrudni życie sprzedawcom, którym płyta nie zmieści
się do standardowych zabezpieczonych przed kradzieżą pudełek.
Tak
to już bywa, że każdy album musi być dzisiaj jakiś… Jazzowy, mainstreamowy
(czyli często nijaki), neo-jakiś, jeśli muzyce brak formy, można przykleić
etykietkę free jazzu. Może być też soul, R&B, nu-coś tam, albo dowolna
kombinacja powyższych. Specjaliści od marketingu mnożą też nowe nazwy, kreując
mody i tworząc nowe rynki. Często nawet ułatwiają życie sprzedawcom
porządkującym sklepowe półki, dodając dopiski, które nieustannie wprawiają mnie
we w sumie dość przygnębiające osłupienie. Czy nie jest bowiem namacalnym
dowodem ostatecznego upadku sklepów z płytami umieszczenie dopisku „File Under:
Jazz” na płytach największych sław gatunku? Przecież i tak większość
sprzedawców i tak nie słucha tego co sprzedaje….
Do
albumu „Legendarne Ząbki” nie przyczepicie żadnej etykietki. To zwyczajnie
dobra, choć niełatwa muzyka.
The
Intuition Orchestra
Legendarne
Ząbki
Format:
CD
Wydawnictwo:
Requiem / Serpent
Numer: 44/2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz