17 czerwca 2012

Pat Metheny – Unity Band


To tylko bardzo dobra płyta Pata Metheny. Tyle, że w jego dyskografii bardzo dobra płyta oznacza dzieło wręcz perfekcyjne. Od połowy lat siedemdziesiątych przyzwyczaił nas nie tylko do wykonawczej perfekcji, ale też do stylistycznej różnorodności. Jego fenomem polega również na tym, że grając w różnych składach i na różnych instrumentach jego dźwięk jest zawsze łatwo rozpoznawalny. Z tą perfekcją jest jednak pewien problem. Dla wielu ta płyta może się wydawać zbyt akuratna, wyważona i pozbawiona życia. To już jednak kwestia osobistych preferencji. Ja też prawdę powiedziawszy wolę więcej bluesa… Przewagę emocji nad perfekcją. Dlatego też za jedną z najsłabszych płyt Pata uważam niedawny „Orchestrion”, a za najlepsze uważam projekty solowe, w dużej części nagrywane za pierwszym razem – jak mój ulubiony album gitarzysty – „One Quiet Night”, czy ostatni – „What's It All About”, a także w zupełnie dla mnie niezrozumiały sposób niedoceniany „Zero Tolerance For Silence”. No i jeszcze „Bright Size Life” i „80/81”. Ale to były inne czasy…

Wróćmy jednak do „Unity Band”. W ślepym teście pewnie wielu uznałoby, że to album Chrisa Pottera z gościnnym udziałem Pata Metheny. Tyle, że Chris Potter ma jeszcze wiele światu do udowodnienia, kiedy Pat wydawał swój pierwsze wielkie albumy, Chris chodził do przedszkola… Dlatego też musi każdą nutę zagrać mocniej, dobitnej… Pat już nie musi. Może skupić się na kompozycji, poszukiwaniu unikalnych barw przeróżnych gitar i byciu liderem w cieniu młodszych…

Za poszukiwaniem brzmień, eksperymentami z gitarowymi syntezatorami i słynną iluśtam strunową gitarą akurat nie przepadam. Choć z tych eksperymentów czasem wychodzi coś zaskakująco ciekawego, jak choćby najlepszy fragment albumu „Unity Band” – utwór, który wybrałbym na singla promującego płytę – „Roofdogs” z gitarą przypominającą brzmieniem i sposobem frazowania skrzypce…

Kolejna próba użycia instrumentarium zwanego orchestrionem – „Signals”, po raz kolejny pozbawiona jest życia i stanowi zupełnie niepotrzebny wypełniacz, którego mogłoby na płycie nie być.

Ben Williams i Antonio Sanchez w roli sekcji rytmicznej sprawdzają się znakomicie. Kompozycjom Pata Metheny nie da się nic zarzucić, choć to raczej tematy skomponowane dla jego zespołu i żaden z nich nie stanie się jazzowym standardem granym przez innych.

Od muzyka z takim dorobkiem oczekujemy czegoś powalającego na kolana. A tu dostajemy tylko bardzo dobrą płytę… Kolejną do kolekcji. Jeśli samemu zawiesi się sobie poprzeczkę na poziomie nieosiągalnym dla większości konkurentów, to okazuje się być problemem. „Unity Band” to z pewnością płyta wyśmienita… U Pata Metheny to nie dziwi, jak tylko za bardzo nie kombinuje, wychodzi świetnia. Dla Chrisa Pottera to być może najlepsze dotąd nagranie. Ja wciąż czekam na płytę życia Pata Metheny, taką, którą zapamiętmy na więcej niż jeden sezon czekania do następnej równie dobrej…

Pat Metheny
Unity Band
Format: CD
Wytwórnia: Nonesuch / Warner
Numer: 075597961508

Brak komentarzy: