06 lutego 2013

Pat Martino – Starbright / Joyous Lake

To z pewnością nie są najlepsze albumy Pata Martino. Fakt, że nie tylko ja mam takie zdanie, potwierdzony jest przez współczesny sposób wydania tych płyt. Nieco dziś zapomniane przez pierwotnego wydawcę – Warner Bros. Dostępne są dziś jedynie wciśnięte razem na powierzchnię jednej płyty CD wydanej przez istniejący gdzieś na peryferiach tego medialnego koncernu cykl Collectables firmowany przez Rhino A może to nawet zupełnie niezależna firma, wydająca to, czego nikt inny nie chce dziś umieścić w aktualnym katalogu, a co zgodnie z nazwą ma jedynie charakter kolekcjonerski?

Nie jest jednak aż tak źle. Oba albumu mają dziś wartość nie tylko historyczną i sentymentalną dla fanów artysty. Każdy z nich wymaga w zasadzie odrębnego omówienia, bowiem mimo dzisiejszej sprzedaży wiązanej, muzycznie płyty dzieli właściwie wszystko, a łączy jedynie postać lidera.

Zacznijmy więc chronologicznie od „Starbright”. Ten album to przede wszystkim efekt fascynacji Pata Martino nowymi w 1976 roku elektronicznymi instrumentami. To również pierwsza płyta nagrana przez artystę dla wytwórni Warner Bros., która miała w tym czasie wizję, uczynienia z nagrań Pata Martino sukcesu komercyjnego na miarę wydanego mniej więcej w tym samym czasie w 1976 roku albumu „Breezin’” George’a Bensona. To się z pewnością nie udało. Być może po części właśnie z powodu słabej sprzedaży, kolejna płyta – „Joyous Lake” została zarejestrowana z zupełnie innym zespołem i producentem, ale o tym za chwilę.

W 1976 roku Pat Martino nagrał i wydał trzy albumu, które dziś można traktować wspólnie, choć w związku z tym, że ukazały się w różnych wytwórniach, i dziś wydawane są oddzielnie. Poza ostatnim chronologicznie „Starbright” to również „Exit” w klasycznym kwartecie z Gilem Goldsteinem, Richardem Davisem i Billy Hartem oraz duet z Gilem Goldsteinem – „We’ll Be Together Again”.  Te albumy, to był nagraniowy debiut i start do wielkiej kariery Gila Goldsteina, to nagrania, które wspomina często do dzisiaj. Początkującego wtedy pianistę bez dorobku nagraniowego rekomendował Patowi Martino sam Jaco Pastorius, który grał z Patem na wspólnych koncertach w Filadelfii. W czasie sesji do „Starbright” Gil Goldstein poznał braci Brecker. Wspólnie nagrany utwór nigdy nie znalazł się na żadnej płycie i jest dziś jednym z najbardziej poszukiwanych przez fanów Pata Martino nagrań. Według wspomnień uczestników sesji w tym bezimiennym utworze, który nigdy nie ujrzał światła dziennego grali Michael Brecker, Randy Brecker, Mike Maineri, Will Lee, Gil Goldstein i Pat Martino. Niezły skład…

„Starbright” nie zniósł dobrze próby czasu. Kompozycja tytułowa wpada w ucho, choć z pewnością do przebojowości „This Masquerade”, czy „Breezin’” George’a Bensona nieco jej brakuje. Dalej nie jest już niestety tak dobrze. Całość nie tworzy spójnego albumu, a stanowi raczej zbiór luźnych szkiców i studyjnych wprawek i próby możliwości syntezatorów z dawnych lat. Pojawiająca się na koniec albumu gitarowa impresja zagrana solo przez Pata Martino na praktycznie akustycznej gitarze jest prawdopodobnie rodzajem muzycznego powrotu do korzeni, jeśli nie przyznaniem się do tego, że projekt przebojowego albumu raczej się nie udał. Może też zabrakło koncepcji na kolejne syntezatorowe demo…

Cała ta elektronika, nadmierne rozbudowanie składu o różne instrumenty perkusyjne, skrzypce, flet i inne incydentalne dźwięki nie wytrzymała próby czasu i w dodatku skutecznie zagłuszyła gitarę lidera. Całość za wyjątkiem wspomnianej kompozycji tytułowej brzmi dziś nieciekawie… Jestem wielkim fanem Pata Martino i przyznaje to naprawdę z wielkim żalem…

„Joyous Lake” to więcej żywej i prawdziwej muzyki. To ostatni album przed kłopotami zdrowotnymi i długą przerwą w muzy6cznej działalności Pata Martino. Tym razem Warner Bros. zaangażował więcej energii w wykreowanie przebojowego albumu, co udało się wyśmienicie, bowiem w 1978 roku album był całkiem dobrze sprzedającym się produktem. Do dziś podobno pozostaje największym komercyjnym sukcesem Pata Martino…

Do produkcji albumu Wytwórnia wyznaczyła samego Paula Rothchilda – autora sukcesów między innymi Earth Wind And Fire, The Doors, Janis Joplin, czy Neila Younga. Odbyły się przesłuchania kandydatów na członków zespołu. Kenwood Dennard wygrał o włos z Vinnie Colaiutą. Sam Pat Martino rozbudował swoje instrumentarium o dedykowane syntezatory gitarowe i zaangażował Delmara Browna. Kenwood Dennard i Mark Leonard stworzyli świetną sekcję rytmiczną, której zabrakło na „Starbright”, gdzie za cały Groove odpowiedzialny był osamotniony Will Lee. Na płycie zabrakło chwytliwego przeboju, ale z dzisiejszej perspektywy to świetny album fusion, doceniany przez fanów gatunku.

Czy warto kupić „Starbright / Joylous Lake”? Zdecydowanie tak, choć raczej dla tej drugiej płyty. A fani Pata Martino i tak będą bez końca dopatrywać się jakiegoś ukrytego sensu w „Starbright”. Ja słuchałem tej płyty wiele razy, też próbując zrozumieć, co jest w niej ukryte. Jednak oprócz świetnie napisanego tematu tytułowego tego ukrytego sensu jeszcze nie odnalazłem. Będę szukał dalej. Jak znajdę, na pewno się o tym dowiecie. A tak przy okazji – przypominam o mojej rozmowie z Patem Martino z 2011 roku: Pat Martino - wywiad . O innych płytach tego wybitnego gitarzysty też wiele na moim blogu przeczytacie... Wyszukiwarka działa...

Pat Martino
Starbright / Joyous Lake
Format: CD
Wytwórnia: Collectables / Rhino / Warner
Numer: 090431782927

Brak komentarzy: