Ja
raczej za tym albumem nie przepadam. To jednak zdecydowanie i ponad wszelką
wątpliwość pozycja ważna dla historii jazzu, a z pewnością przez wielu fanów
jazzowej wokalistyki, szczególnie tej w starym swingowym stylu wręcz
uwielbiana. Ja poprzestanę na tym, że to album ważny i właściwie to trudno mi o
nim napisać coś niedobrego. On zwyczajnie nie jest w moim stylu.
Tak
więc kiedy wybraliśmy ten właśnie album do kolejnej prezentacji naszej
klasycznej płyty tygonia, zorientowałem się, że prawdopodobnie nie słuchałem
tej płyty od jakiś 20 lat. Ostatnie 20 lat muzycznych doświadczeń mojego zdania
nie zmieniło i dalej wolę kiedy Louis Armstrong gra na trąbce niż śpiewa. Dalej
też uważam, że jego najważniejsze dla jazzu nagrania, to te, które powstały w
końcówce lat dwudziestych wraz ze składami znanymi jako Hot Five i Hot Seven.
Później miał w sumie ciężki los. Pewnie wielu krytyków i fanów przez kolejne 40
lat jego niezwykłej kariery czekało na kolejne takie nagrania. Inni cieszyli
się tym, że bez wątpienia Louis Armstrong posiadał jeden z najbardziej
charakterystycznych i niezwykłych głosów jazzowe świata.
Płyta
„Ella And Louis” to początek całkiem sporego cyklu 3 albumów (w tym jeden
podwójny) wspólnych nagrań Elli Fitzgerald i Louisa Armstronga dla Verve.
Norman Granz kontynuując muzyczny i komercyjny sukces pierwszego albumu w
krótkim czasie doprowadził do powstania „Alla And Louis Again” i „Porgy And
Bess”. Jednak mimo, że to wyśmienite płyty, to świeżości oryginału powtórzyć
się nie udało. Powstały klasyczne sequele, coś, co nie udaje się zwykle ani w
muzyce, ani w filmie.
Na
niesamowity sukces albumu „Ella And Louis” złożyły się właściwie w równej
mierze 3 czynniki. Pierwszy z nich, to zupełnie niespotykana i niepodważalna
prawdziwość emocji przekazywanych przez oboje wokalistów. Tak bezpośredniego
wokalnego dialogu próżno szukać w historii muzyki. To rozmowa dwojga przyjaciół,
osób rozumiejących się bez słów, śpiewających dla siebie i do siebie. Słuchacze
są tylko i aż świadkami tej rozmowy. Drugim czynnikiem jest bez wątpienia wybór
repertuaru. Całość płyty to już w momencie jej wydania były znane i sprawdzone rynkowe hity z desek teatrów muzycznych. Dziś
wiele z nich fani kojarzą przede wszystkim z „Ella And Louis”. W wyborze, jak
twierdzą biografowie pomagał Norman Granz, wybierając właściwie same pogodne
ballady grane w dość wolnych tempach. Trzecie źródło sukcesu to warstwa
instrumentalna, mimo, że na tej płycie nie jest najważniejsza, to z pewnością
patrząc choćby na skład instrumentalistów, musiały powstać podkłady wybitne,
choć z pewnością pełniące rolę użytkową i służebną dla wokalistów. To właściwie
zespół marzeń dla każdego wokalisty: Oscar Peterson (fortepian), Herb Ellis
(gitara), Ray Brown (kontrabas) i Buddy Rich (perkusja). Może zamieniłbym Herba
Ellisa na Joe Passa, ale to już kwestia osobistych preferencji.
Płyta
powstała latem 1956 roku i nie było to pierwsze muzyczne spotkanie Louisa
Armstronga i Elli Fitzgerald. Nagrywali wcześniej dla wytwórni Decca, jeszcze w
latach czterdziestych, ale dopiero Norman Granz zobaczył w ich wspólnym
muzykowaniu to, co dziś słyszymy na płycie „Ella And Louis”. W 1957 roku powstała
druga część płyty – „Ella And Louis Again”.
Trudno
zapomnieć też o najdoskonaleszym chyba w całej historii wykonaniu „Cheek To
Cheek” z jednego z filmów Freda Astaira.
To
wyśmienity album. Powinien spodobać się każdemu. Może nie każdy będzie go
słuchał codziennie, mnie wystarczy raz na kilka lat. To świetna muzyka, ale nie
moja…
Ella Fitzgerald & Louis Armstrong
Ella And Louis
Wytwórnia:Verve
Format: LP
Numer: V-4003
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz