„The
Koln Concert” to Keith Jarrett w pigułce. Gdybym musiał wybrać tę jedną, jedyną
płytę Keitha Jarretta, to całkiem prawdopodobne, że byłby to właśnie ten album.
Choć może przez chwilę pomyślałbym o „At Blue Note: A Complete Recordings”,
choć to nagranie w trio, a to już zupełnie inna kategoria. To koncert w całości
improwizowany, choć zapewne w części wcześniej nieco przemyślany przez
wykonawcę. Keith Jarrett zagrał wiele podobnych koncertów i gra nadal, a trzeba
pamiętać, że od nagrania tego albumu minęło już 36 lat. Czemu więc właśnie ta
płyta? Tego dnia udało się wszystko. Być może to najlepzy koncert jaki Keith
Jarrett zagrał w życiu.
To
płyta magiczna, choć ja miałem z nią różne przygody. W latach osiemdziesiątych
była jedną z moich ulubionych płyt, słuchałem jej co najmniej raz na tydzień,
czasem przy niej zasypiałem. Nieco później, kiedy miałem też wersję cyfrową, bo
częste słuchanie analogu sfatygowało go nieco, nie tylko zasypiałem, ale też
się przy dźwiękach fortepianu Keitha Jarretta budziłem. Później nastąpił
nieunikniony przesyt… Nawet najpiękniejsza muzyka może się znudzić. Dziś sięgam
po nią czasem, większe muzyczne doświadczenie pozwala mi znaleźć w niej więcej
cytatów. Odpocząłem od „The Koln Concert” jakieś 10 lat i dziś znowu słucham
jej z największą przyjemnością. Oczywiście dziś Keith Jarrett jest lepszym
technicznie pianistą. Oczywiście i dziś nagrywa wspaniałe płyty. Niedługo
będzie kolejna – „Rio”. A może już jest. Obok „The Koln Concert” można śmiało
postawić takie nagrania jak „The Paris Concert”, „La Scala”, czy „Concerts”. To
jednak koncert z Kolonii ciągle wśród starszych i tych najnowszych płyt jest
najciekawszy.
W
tej muzyce jest jakiś niewytłumaczalny magnetyzm. To nie jest najłatwiejszy
fortepian solo. To jednak taki rodzaj improwizacji, który wciąga słuchacza
błyskawicznie i sprawi, że płyty słucha się w skupieniu od pierwszego do
ostatniego dźwięku, nawet jeśli zna się ją na pamięć i nie ma mowy o efekcie nieprzewidywalności.
Tego
wieczoru nastąpił zapewne zbieg wielu okoliczności, które złożyły się na tak
wybitne nagranie. Sala, komplet publiczności, nastrój dnia, to oczywiste.
Przypuszczalnie również przypadkowo i omyłkowo postawiony na scenie mały i
niezbyt dobrze brzmiący i działający fortepian, który zmusił Keith Jarretta do
operowania w środkowych rejestrach. Powtarzanie czasem przez wiele minut
improwizacji na bazie jednego akordu stworzyło efekt wciągającej mantry, który
spotęgowało nietypowe brzmienie fortepianu.
„The
Koln Concert” to też absolutny
bestseller wielce zasłużonej dla jazzu wytwórni ECM. To jeden z nielicznych
przykładów nagrania, które odniosło jednocześnie niezwykły w świecie muzyki
improwizowanej sukces komercyjny właściwie od pierwszego dnia po wydaniu, bez
komercyjnych kompromisów i ukłonów w stronę mniej wymagającego słuchacza.
Choć
wcześniej podobne solowe płyty nagrywał Bill Evans, to żadnej z nich nie udało
się osiągnąć sukcesu choćby zbliżonego do tego, który odniósł Keith Jarrett.
Keith Jarrett
The Koln Concert
Format: LP
Wytwórnia: ECM
Numer: ECM 1064
1 komentarz:
Doprawdy genialny koncert.. Niezwykle wciągający i porywający momentami...trzeba duzej otwartosci i cierpliwosci zeby poczuć ta magię ale warto..
Prześlij komentarz