Dzisiejsza
płyta to jedno z najbardziej zadziwiających zestawień personalnych w jakich
znalazł się Jaco Pastorius. Rozwiewając wszelkie wątpliwości od razu na
początku, Jaco Pastorius wcale tej muzyki nie zdominował. Znalazł w niej swoje
miejsce w sposób niemal perfekcyjnie tym samym dając fanom kolejny dowód na to,
że dobrze czuje się w każdym towarzystwie dobrych muzyków. Zarówno u boku Joni
Mitchell, jak i Alberta Mangelsdorffa. A rozpiętość stylistyczna to chyba
największa z możliwych, bowiem Albert Mangelsdorff to jeden z najważniejszych,
dziś niesłusznie nieco zapomnianych, muzyków europejskiej awangardy lat
siedemdziesiątych.
Wielu
uważa, że to kolejna płyta w dorobku Jaco Pastoriusa. Na kilku retrospektywnych
składankach z jego muzyką można znaleźć fragmenty tego koncertu. To jednak nie
on jest tu liderem i największą gwiazdą. Trzeba pamiętać, że Jaco Pastorius dołączył
do pozostałej dwójki muzyków jedynie na kilka dni w związku z planowanych
występem na festiwalu w Berlinie. Rok 1976 był bowiem okresem jego dużej
aktywności koncertowej i nagraniowej w Weather Report. Z kolei Albert
Mangelsdorff i Alphonse Mouzon mieli już za sobą trochę koncertów i wiele prób,
choć w sumie cały skład można nazwać mocno okazjonalnym, co zresztą w muzyce z
dzisiejszej płyty łatwo usłyszeć.
„Trilogue
– Live!” to przede wszystkim autorski projekt Alberta Mangelsdorffa. To on
napisał całą muzykę i wymyślił nagranie koncertowe. Autorem pomysłu dodania do
składu Jaco Pastoriusa był niestrudzony propagator jazzu i producent setek,
jeśli nie tysięcy płyt i koncertów – Joachim Ernst Berendt.
Mało
kto potrafił ukraść show Jaco Pastoriusowi. Albert Mangelsdorff to zrobił.
Pomysłem na koncert nie było z pewnością zaprezentowanie wirtuozerskich
możliwości całej trójki muzyków. Kompozycje są wyrafinowane i przemyślane, co
należy docenić, jednak ich charakter w połączeniu z niewielkim ograniem zespołu
jako całości skupia uwagę na ocenie gry każdego z muzyków z osobna.
Nie
znam innego muzyka, który w taki sposób potrafiłby posługiwać się puzonem.
Albert Mangelsdorff potrafi na pozunie grać całe akordy, operując brzmieniem i
barwą nieosiągalnymi dla żadnego innego puzonisty. Dodatkowo potrafi robić to z
pomysłem, a nie tylko dlatego, żeby popisać się swoimi umiejętnościami. Każdy
dźwięk ma tu swoje miejsce i uzasadnienie, pomimo dość luźnej struktury
formalnej kompozycji. W latach swojej największej sławy koncertował i nagrywał
płyty solo, co stawia przed każdym muzykiem duże wymagania. Jest jednak
zdecydowanie trudniejsze z racji na techniczne możliwości instrumentu, dla
puzonisty, niż dla pianisty, czy gitarzysty, a nawet dla saksofonisty. Dziś
również znajdziemy puzonistów grających solo, ale Albert Mangelsdorff
pozostanie dla nich wszystkich wzorem niedoścignionym.
Alphonse
Mouzon wydaje się być idealnym partnerem dla pozostałych muzyków. Jego gra jest
niezwykle punktualna, choć nie perfekcyjnie automatyczna. Nie pozostawia
wątpliwości, że to gra żywy perkusista, zresztą automatów perkusyjnych wtedy
jeszcze nie wynaleziono (płytę nagrano w 1976 roku).
Trudno byłoby pogodzić nawet w tak otwartej formie muzycznej trzech wirtuozerskich solistów. Dla dwóch miejsca jest w sam raz. Muzycy uzupełniają się wzajemnie. Kiedy Albert Mangelsdorff odlatuje ze swoim puzonem w obszary nieosiągalne dla żadnego innego puzonisty na świecie, Jaco Pastorius tworzy z Alphonse Mouzonem niespodziewanie konwencjonalnie grającą sekcję rytmiczną. W każdym z utworów na płycie, a jest ich 5, Jaco ma swoją chwilę, kiedy puzon pozostaje gdzieś w cieniu. Solówki gitary basowej nie są jednak pokazem wirtuozerii technicznej Jaco Pastoriusa, ale wyrazem jego zrozumienia dla niełatwychdo odczytania kompozycji lidera zespołu. Dopiero w ostatnim utworze możemy usłyszeć, jak zespół zagrałby, gdyby mieli więcej czasu na wspólne próby. To właśnie kończący całą płytę „Ant Step On An Elephant Toe” jest najbardziej zespołowym fragmentem tego albumu. Gdyby tak brzmiała cała płyta, byłaby wyśmienita, a tak jest tylko bardzo dobra…
Jeśli
szukacie funkowego show Jaco Pastoriusa, albo totalnie odjechanego free
jazzowego grania Alberta Mangelsdorffa, lepiej sięgnąć po inne płyty. „Trilogue
– Live!” to solidna dawka wyśmienitego jazzu. Tylko tyle i aż tyle…
Album
ukazał się w wersji CD chyba tylko w Japonii z przeznaczeniem na lokalny rynek.
Istnieje też oprócz oryginalnej płyty LP wydanej w 1977 roku przez MPS kilka
lepszych lub gorszych jakościowo i niekoniecznie całkiem legalnych tłoczeń
analogowych. Istnieje również zapis telewizyjny tego koncertu powtarzany od
czasu do czasu przez muzyczne kanały telewizyjne.
Albert Mangelsdorff, Jaco Pastorius,
Alphonse Mouzon
Trilogue
– Live!
Format:
LP
Wytwórnia:
MPS
Numer:
15.424
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz