02 stycznia 2012

George Benson – Shape Of Things To Come


Mam jakiś przedziwny sentyment do tej płyty. Nie jest to jakiś specjalnie ambitny projekt, ale pochodzące z 1968 roku nagrania są i tak lepsze od większości materiału proponowanego przez George’a Bensona w latach siedemdziesiątych. Problemem było wtedy w sumie nie to, że George Benson postanowił odnieść sukces komercyjny, ale to, że stylistyka tych lat wyjątkowo źle znosi próbę czasu.

Przeczytałem w ostatnich dniach autobiografię Raya Charlesa. Książka po raz pierwszy ikazała się w 1978 roku i mimo, że jak większość autobiografii muzyków, ma współautora w osobie Davida Ritza, to mam wrażenie, że jest to jedna z najprawdziwszych autobiografii muzyków, jakie znam. Jedną z najważniejszych myśli Raya Charlesa, które z tej lektury zapamiętam jest to, że jeśli ludzie płacą za koncert, czy płytę, powinni dostać to czego oczekują, a nie to, co sobie muzyk wymyślił. Tą dewizą życiową kierował się Ray Charles od początku kariery. Mniej lub bardziej świadomie w ten sam sposób swoją karierą pokierował zapewne George Benson w latach siedemdziesiątych… Dodatkowo takie biznesowe podejście do muzyki pozwala z pewnością zarobić na niej nieco więcej pieniędzy.

Zwiastunem komercjalizacji muzyki George’a Bensona jest właśnie dzisiejszy album. Nie brzmi jeszcze tak przebojowo jak „Breezin’”, ale z pewnością daleko mu do stricte jazzowych albumów, w szczególności dwu pierwszych w obszernej dyskografii gitarzysty – „The New Boss Guitar” i „It’s Uptown”. O tej pierwszej z pewnością kiedyś napiszę, a o tej drugiej możecie przeczytać tutaj:


Repertuar „Shape Of Things To Come” wygląda na dość przypadkowy. Znajdziemy to własne kompozycje lidera i przeboje różnych wykonawców, trochę nowsze i nieco starsze. Zestawienie na jednej płycie takich tytułów jak „Chattanooga Choo Choo” i „Don’t Let Me Lose This Dream” Arethy Franklin trudno uznać za celowe. Jednak w rękach George’a Bensona i aranżera odpowiedzialnego za mające wkrótce zdominować grę gitarzysty brzmienie wytwórni CTI – Dona Sebesky materiał brzmi niespodziewanie spójnie.

Zaletą tego albumu jest równowaga pomiędzy jazzowym brzmieniem gitary i organów Hammonda obsługiwanych przez Charlesa Covingtona z orkiestrą dowodzoną przez Dona Sebesky. W późniejszych realizacjach CTI było z tym trochę gorzej, właściwie była już tylko orkiestra. Don Sebesky jest aranżerem najwyższej klasy. Potrafi uczestniczyć w jazzowych projektach pozostając w ich tle. To największa sztuka. Taka jest właśnie muzyka na „Shape Of Things To Come”. Sterowana jego ręką orkiestra tworzy smyczkowe plamy dźwiękowe tam, gdzie one są potrzebne, uzupełniając, a nie dominując swoim brzmieniem całość muzycznego przekazu.

Gra George’a Bensona w końcu lat sześćdziesiątych pozostawała wciąż pod silnym wpływem Wesa Montgomery. W tym okresie większość jazzowych gitarzystów (nawet Pat Martino) pozostawali pod wpływem stylu wielkiego mistrza, trudno taki wpływ uznać za wadę. Trzeba pamiętać, że pierwsze nagrania z Jackiem McDuffem lider zarejestrował zaledwie 5 lat wcześniej, a pierwszy solowy album 4 lata przed nagraniem dzisiejszej płyty, więc na określenie własnego stylu miał jeszcze trochę czasu. Można uznać, że to właśnie ten album, zgodnie z jego tytułem zapowiada nowe czasy w muzyce lidera. To pierwsze z nagrań George’a Bensona dla CTI. Współpraca z tą wytwórnia miała już wkrótce przynieść takie albumy jak „Body Talk”, „Beyond The Blue Horizon”, czy „White Rabbit”. O tym pierwszym przeczytacie tutaj:


Z drugiej jednak strony, najwcześniejsze nagrania z albumu zarejestrowano zaledwie trzy miesiące po zakończeniu sesji, która przyniosła światu „Miles In The Sky” Milesa Davisa… No cóż, profesjonalista zagra wszystko… Choćby „Paraphernalia” Wayne Shortera i „Chattanooga Choo Choo” Harry Warrena i Macka Gordona w ciągu kilku miesięcy… Przedziwne są koleje losu.

„Shape Of Things To Come” to jednak solidna porcja ciekawej gitary, świetnie zaaranżowana orkiestra, która pozostaje na drugim planie i jest dokładnie tam gdzie trzeba i w ilości uzasadniającej zaproszenie gromady muzyków do studia, ale jednocześnie nie dominującej brzmienia. To także świetnie zagrana autorska muzyka i jedna z najlepszych, odchodząca od utarwych dixielandowych wzorców interpretacja wspomnianego standardu :Chattanooga Choo Choo”. Dobra, pogodna i ciekawa płyta, od krórej  zupełnie przypadkowo zaczynam nowy 2012 rok…

George Benson
Shape Of Things To Come
Format: CD
Wytwórnia: CTI/A&M/Verve
Numer: 602517426672

Brak komentarzy: