Równie dobrych płyt jak „How My Heart
Sings!” Bill
Evans nagrał pewnie ze 30, albo więcej. Dlaczego więc dziś akurat ta? Powody w
zasadzie są dwa. Pierwszy i najważniejszy to fakt, że właśnie ukazała się cyfrowo
odświeżona reedycja tego albumu wydana przez Universal w serii Original Jazz
Classics Remasters. Drugi powód to wyrzuty sumienia związane z faktem, że już
od niemal 2 lat na półce z wyrzutami sumienia, czyli książkami, które już
kupiłem, a jeszcze nie przeczytałem, czeka podobno najlepsza biografia jednego
z moich ulubionych pianistów, pióra Petra Pettingera. Książka ta pewnie nie
przez przypadek ma dokładnie taki sam tytuł jak dzisiejsza płyta. Być może to
oznacza, że kompozycja Earla Zindarsa miała dla Billa Evansa jakieś szczególne
znaczenie. Nagrał ją co najmniej cztery razy, licząc wykonanie, które otwiera
dzisiejszą płytę. Tego nie wiem, ale być może dowiem się z książki. Ilość
znanych mi wykonań na to nie wskazuje, bowiem inne kompozycje zostały przez
Billa Evansa zarejestrowane dużo więcej razy. Jednak fakt nazwania albumu tym
tytułem z pewnością nie jest przypadkowy.
To
nie jest przypadkowy album. Przełom 1961 i 1962 roku był dla Billa Evansa
jednym z najtrudniejszych w życiu. Latem 1961 roku w wypadku samochodowym
zginął Scott LaFaro. Dla wielu, w tym być może też dla Billa Evansa, skład ze
Scottem LaFaro i Paulem Motianem był i na zawsze pozostanie absolutnie idealnym
wzorem jazzowego fortepianowego trio. Od jego śmierci przez kilka miesięcy Bill
Evans nie tylko nie nagrywał, ale nawet nie zbliżał się do fortepianu. Kiedy
zebrał siły – nagrał album z Jimem Hallem – wyśmienitą płytę „Undercurrent”.
Nie był jeszcze gotowy na kolejnego basistę. Dopiero w maju 1962 roku, niemal
rok od tragicznej śmierci Scotta LaFaro, pianista znalazł się w studiu w
towarzystwie wypróbowanego przyjaciela Paula Motiana i basisty – Chucka
Israelsa. Tak właśnie powstały dwa albumy „How My Heart Sings!” i nieco
bardziej nostalgiczny – „Moonbeams”. Trio w tym składzie, przed wejściem do
studia zagrało zaledwie kilka koncertów i jedną sesję w roli sekcji rytmicznej
dla Herbie Manna. Pomyśleć, że ktoś mógł sobie wynająć taką sekcję…
Wybór
repertuaru nie zaskakuje, to wypróbowane jazzowe melodie, jak choćby
„Summertime”, czy „In Your Own Sweet Way”, kompozycje lidera i utwór tytułowy –
nieco mniej znanego w jazzowym światku kompozytora w zasadzie muzyki poważnej –
Earla Zindarsa. Wybór jego kompozycji fanów Billa Evansa nie zdziwi, przecież
wcześniej nagrywał choćby jego „Elsę”.
Pochwalić
należy też Chucka Israelsa, za to, że pozostał sobą, nie próbował być zastępcą
Scotta LaFaro, nie miał łatwego zadania, trzeba pamiętać, że nietypowe
rozwiązania rytmiczne, płynne zmiany rytmów parzystych na nieparzyste i
odwrotnie, nie ułatwiały mu zadania.
Bill
Evans nagrał wiele nieco lepszych albumów, ale tylko nieco… Ten też jest
wyśmienity i w dodatku dostępny teraz w nowej odświeżonej dźwiękowo wersji,
atrakcyjnej cenie i z trzema dodatkowymi utworami.
Bill
Evans Trio
How
My Heart Sings!
Format:
CD
Wytwórnia:
Riverside / OJC/ Universal
Numer:
888072345935
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz