Całkiem
niedawno pisałem o płycie „Happy Moods”, którą Ahmad Jamal wraz z Israelem
Crosby’m i Vernellem Fournierem nagrali w 1960 roku. Powrót do tego albumu
przybliżył do mojego odtwarzacza płyty Ahmada Jamala, po które dawno nie
sięgałem. W natłoku nowości i nowych zdobyczy nagranych wieki temu do płyt,
które stoją na półce od lat wracam niezbyt często. Za każdym razem jednak kiedy
wracam obiecuję sobie, że będę to robił częściej. Do takich płyt jak nagrania
Ahmada Jamala z 1961 roku z Alhambry i The Blackhawk warto wracać tak często
jak tylko to możliwe. To jedne z tych albumów, które powinny znajdować się w
każdej jazzowej kolekcji
Trio Ahmada
Jamala z Israelem Crosby i Vernellem Fournierem uchodzi za wzorzec metra w
swojej dziedzinie, a ich koncertowe nagrania – te chyba najbardziej znane,
czyli zarejestrowane latem 1961 roku w należącym do samego Ahmada Jamala klubie
Alhambra w Chicago i te nieco mniej znane, ale równie wartościowe z niezwykle
istotnego dla historii jazzu miejsca – The Blackhawk w San Francisco uznawane
są powszechnie za najlepsze.
W sumie to
zgadzam się z owym powszechnie powielanym przez wielkich jazzowych krytyków
zdaniem i w zasadzie w tym miejscu powinien się ten tekst zakończyć. Tak być
jednak nie może, bowiem samo stwierdzenie, że ktoś kiedyś uznał, że coś jest
niezwykle piękne nie wyjaśnia w żaden sposób fenomenu owego piękna. Dla części
czytelników może również oznaczać subiektywne zdanie kogoś, do kogo mają
jedynie ograniczone zaufanie. W sumie to racja, wypada więc ów fenomen tria,
które Ahmad Jamal – człowiek wcale nie z pierwszych stron zestawień najlepszych
jazzowych pianistów swoich czasów zbudował zatrudniając muzyków jeszcze mniej
znanych niż on sam wyjaśnić.
Zanim przejdę
do rzeczy, warto wyjaśnić, że opowiadając o czasach Ahmada Jamala nie wypada
używać czasu przeszłego, bowim ów dziś niemal 85 letni pianista ciągle
pozostaje aktywnym uczestnikiem sceny muzycznej, z racji wieku raczej tej
studyjnej niż koncertowej, chyba, że ktoś ma szczęście i może być bywalcem
klubów w Chicago, gdzie pojawia się od czasu do czasu. Fakt, że 19 października
nie było mnie w Pradze, gdzie zagrał podobno wyśmienity koncert, uważam za
swoją tegoroczną największą muzyczną porażkę.
Kiedy gra
Ahmad Jamal, w pierwszym rzędzie zobaczycie zawsze wszystkich pianistów, którzy
są akurat w okolicy. Fakt, że nie został wielką gwiazdą i jazzowym celebrytą w
rodzaju Herbie Hancocka, czy Chicka Corea zawdzięcza jedynie własnej decyzji
nagrywania de facto jedynie solowych projektów i pozostawania od zawsze wiernym
jazzowemu mainstreamowi, który doprowadził do perfekcji.
Nagrania z
Alhambry pierwotnie ukazały się w postaci dwu albumów – „Ahmad Jamal’s
Alhambra” i „All Of You” – wtedy raczej nikt nie wydawał podwójnych albumów (to
był rok 1961). Klub prowadzony przez samego Ahmada Jamala nie zrobił wielkiej
kariery, za to muzyka tam zagrana brzmi wybitnie do dzisiaj. Trio rozpadło się
wkrótce po tych nagraniach, Israel Crosby zmarł w 1962 roku. Kolejny skład to
Jamil Sulieman i Chuck Lampkin to już zupełnie inna historia.
Żaden ze
standardów granych przez Ahmada Jamala nie stanie się wzorcowym wykonaniem,
takim, które zawsze pojawia się w głowie kiedy słyszymy kolejną wersję
nieśmiertelnej melodii. Kiedy pierwszy raz posłuchacie tego albumu, będzie Was
irytował brzęk sztućców i rozmowy przy kotlecie. Później już pozostanie jedynie
zdziwienie, że słuchacze nie do końca poznali się na muzyce, którą słyszeli ze
sceny.
Ahmad Jamal Trio
Complete Alhambra And Blackhawk Performances
Format: 2CD
Wytwórnia: Jazz Lips
Numer: 8436019587591
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz