Weather Report
to zespół, który do dziś ma grupę oddanych fanów, ludzi, którzy uważają, że
właściwie wszystkie dźwięki zagrane przez zespół są zwyczajnie genialne i w zasadzie
nie ma o czym dyskutować. Są też tacy, którzy uważają, że muzyka zespołu,
podobnie jak większość elektrycznych projektów z lat siedemdziesiątych nie
zniosła najlepiej próby czasu. Reputacja zespołu ucierpiała w ostatnich latach
za sprawą nieco nieroztropnie publikowanych „rarytasów” w rodzaju „Live And
Unreleased”, czy wielu fragmentów obszernego wydawnictwa „Forecast: Tomorrow”.
Album „Mr.
Gone” od samego początku nie był zbyt dobrze przyjęty przez krytyków. Co prawda
znalazł się na jazzowych listach przebojów, ale przez większość jazzowych
krytyków został w 1978 roku wręcz zmasakrowany. Muzycy zespołu, których
poprzednia produkcja – dziś absolutny klasyk – „Heavy Weather”, album
zawierający takie klasyki jak „Birdland”, „Havona” czy „Teen Town”, sprzedał
się w okresie kilku miesięcy po premierze w ilości ponad 500 tysięcy kopii
poczuli się na tyle dotknięci chłodnym przyjęciem ich kolejnego nagrania, że
postanowili wdać się w twórczą polemikę z krytykami na łamach Down Beatu, na
którego liście przebojów „Heavy Weather” wylądował na pierwszym miejscu z
5-gwiazdkową oceną i tytułem albumu roku, a „Mr. Gone” zatrzymał się na 52
miejscu listy…
Przypadek to
szczególny, kiedy artyści o takim statusie supergwiazd postanowili polemizować
z wielokrotnie doceniającymi inne ich dzieła krytykami w tak otwarty sposób.
Wywiad, którego udzielili Larry’emu Birnbaumowi w lutowym wydaniu Down Beatu z
1979 roku Joe Zawinul, Wayne Shorter i Jaco Pastorius, jest cytowany do dziś.
Wielu zarzuca
płycie „Mr. Gone” zbyt wielką fascynację elektroniką, nadmierną orkiestrację,
zmarnowany potencjał kompozycji, czy brak energii właściwej koncertom zespołu w
jego najlepszym składzie z Jaco Pastoriusem na pokładzie. Wiele w tym wszystkim
racji, zresztą na zarzut o brak energii zespół odpowiedział w najlepszy możliwy
sposób – następnym po „Mr. Gone” Albumem był podwójny koncertowy „8:30”,
obsypany znowu gradem nagród, w tym prestiżową o wiele bardziej wtedy niż dziś
Grammy.
Problem dla
muzyków Weather Report zaczął się od tego, że „Mr. Gone” dostał jedną gwiazdkę
(z 5 wtedy możliwych) za ten album, czyli został, biorąc pod uwagę status
zespołu i jego muzyków wielokrotnie przez ten periodyk nagradzanych zwyczajnie
zmasakrowany. Redakcję należy pochwalić
za odwagę, że dopuścili w tak obszerny sposób muzyków i pozwolili im na
polemikę ze zdaniem własnych recenzentów. Warto również dodać, że część
krytyków, w tym takie tuzy jak Ken Anderson i Bob Blumenthal uznali „Mr. Gone”
za album przeciętny, co i tak z perspektywy „Heavy Weather” oznaczało znaczny
spadek formy zespołu będącego wówczas u szczytu.
Według Joe
Zawinula, już za same kompozycje „Mr. Gone” powinien dostać 5 gwiazdek. Biorąc
pod uwagę fakt, że cztery z ośmiu kompozycji są jego autorstwa, to niebywała
pewność siebie. Takie stwierdzenie w ustach niemal każdego muzyka zabrzmiałoby
jak nieskromne samochwalstwo, akurat Joe Zawinulowi, który był jednym z
najgenialniejszych jazzowych kompozytorów wszechczasów, moim zdaniem może ujść
na sucho. On wie co mówi, w końcu w 1979 roku, kiedy bronił swoich kompozycji
miał już na koncie „Birdland”, „In A Silent Way”, „Directions”, „Mercy, Mercy,
Mercy”, czy „Pharoa’s Dance”.
Rozmowa z
Wayne Shorterem, Joe Zawinulem i Jaco Pastoriusem to nie tylko próba obrony
wartości „Mr. Gone”. To również dyskusja na temat kardynalnej różnicy pomiędzy
rockiem i R&B – ten pierwszy dla muzyków jest bez sensu, ten drugi – to
sceniczna energia, którą pokazują codziennie na scenie. Właściwie cały wywiad
to doskonałe cytaty, ale niektóre są wręcz perełkami – wyobraźcie sobie
czesko-węgierskiego-austriackiego Joe Zawinula, który oświadcza – „That’s the
difference, we don’t play the white music, because rock ‘n’ roll is a white
music” („to właśnie różnica, my nie gramy białej muzyki, rock ‘n’ roll to białą
muzyka”). Chwilę później Jaco Pastorius dodaje – „We have the
drive of a soul group”.
Joe Zawinulowi
można wybaczyć wszystko, nawet stwierdzenie, że „Bitches Brew” w zasadzie
nagrał sam z niewielką pomocą Wayne Shortera i Bennie Maupina, a Miles Davis przesiadywał
w reżyserce z Teo Macero…
Czy można Joe
Zawinulowi wybaczyć to, że zdominował brzmieniem swoich syntezatorów „Mr.
Gone”. Wielu uważa, że „Mr. Gone” miał być próbą komercjalizacji muzyki Weather
Report i że to była próba nieudana. To raczej mało prawdopodobne, bowiem po
sukcesie „Heavy Weather” z pewnością muzycy cieszyli się twórczą swobodą i
żaden z oficjeli Columbii nie próbował im wytłumaczyć, co muszą zagrać, żeby
następna płyta była równie dobra.
Geniuszom wolno
poszukiwać, co oznacza również czasem nieco zabłądzić. W istocie, „Mr. Gone”
nie jest najlepszym albumem Weather Report. Ja osobiście wybaczam Joe
Zawinulowi eksperymenty. Trochę szkoda, że mało miejsca pozostało na basowe
popisy Jaco Pastoriusa, ale to właściwie dotyczy wszystkich nagrań z jego
udziałem. Oczywiście i poprzedni album – „Heavy Weather”, jak i kolejny –
„8:30” to mocniejsze pozycje w dyskografii zespołu, ale żeby dawać jedną
gwiazdkę, to przesada, nawet jeśli nieco przekombinowanym nagraniom brakuje
spontanicznej energii. Finansiści mówią uczenie o efekcie wysokiej bazy, czyli
po sportowemu – wysoko zawieszonej poprzeczce. Być może krytycy oczekiwali
kolejnego genialnego nagrania trzymającego poziom „Heavy Weather”. Ja wtedy
dałbym pewnie 3 gwiazdki, a teraz, mimo upływu lat i faktu, że spora część
elektronicznej muzyki nie najlepiej znosi próbę czasu dołożyłbym jeszcze jedną
za to, że powstało dzieło ponadczasowe i dziś równie ciekawe jak w 1979 roku.
Weather Report
Mr. Gone
Format: CD
Wytwórnia:
Columbia
Numer: 5099746820824
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz