Nagranie
tego albumu w zasadzie nie powinno się udać. W 1958 roku Billie Holiday była
już w zasadzie cieniem człowieka. Jej zdrowie, życie osobiste i głos zniszczyły
narkotyki, alkohol, szereg kłopotów prawnych i zakrętów prywatnych i
artystycznych, a także związane z tym kłopoty finansowe. „Lady In Satin” miał
okazać się jednym z jej ostatnich nagrań. To również jej ostatni album, którego
wydania doczekała sama artystka. Późniejsze, słabej jakości technicznej i
artystycznej nagrania koncertowe i wydany przez MGM album „Last Recordings”
ukazały się już po śmierci artystki.
„Lady
In Satin” okazał się jednak wielkim sukcesem, nie tylko dlatego, że wkrótce po
jego wydaniu artystka zmarła po kilkukrotnym pobycie w szpitalu w związku z
niewydolną i zniszczoną nadmiarem używek wątrobą. Bez wątpienia artystce nie
pomogła też śmierć jednego z najbliższych przyjaciół – Lestera Younga.
Album
„Lady In Satin” odniósł sukces na przekór wszystkiemu. Niejasne i z punktu
widzenia statusu megagwiazdy, jaką niewątpliwie była Billie Holiday w latach
pięćdziesiątych, są dziś okoliczności wyboru niezbyt wtedy znanego Raya Ellisa
na aranżera i kierownika muzycznego zespołu odpowiedzialnego za nagranie.
Niektórzy uważają, że Raya Ellisa rekomendowała Billie Holiday sama Sarah
Vaughan, jednak nie ma na to żadnych dowodów. Inni stawiają na jedyną istotną
solową płytę Raya Ellisa – „Ellis In Wonderland” wydaną w 1957 roku. Z całą
pewnością Billie Holiday mogła wybrać kogoś bardziej znanego, szczególnie, że
nie oczekiwała niczego szczególnie nietypowego – jedynie dużej orkiestry i
sekcji smyczkowej oraz paru zaprzyjaźnionych muzyków jazzowych.
Tak
więc wybór Raya Ellisa wydaje się niekoniecznie najbezpieczniejszy. On sam
jednak wykonał fantastyczną pracę przygotowując zestaw jazzowych standardów w
nowych aranżacjach. Był mistrzem swojego zawodu, bowiem nie miał okazji do
żadnej próby z samą Billie Holiday. Jak sam później opowiadał, kupił kilka
poprzednich płyt wokalistki, żeby dopasować wybrane tonacje i orkiestracje
utworów do jej głosu.
Album
nagrano w czasie 3 dni. Uczestnicy samego nagrania wielokrotnie opowiadali, że
sama artystka pojawiła się w studiu niekoniecznie do końca trzeźwa, a w dodatku
podczas pracy obficie nawilżała sobie struny głosowe za pomocą napoju, który z
naparem z siemienia lnianego, czy zieloną herbatą łączyła jedynie zawartość
wody. Dodatkowo Billie Holiday nie znała części tekstów, więc musiała ich się
uczyć na bieżąco bądź, o zgrozo, śpiewać wprost z kartki.
Po
zakończeniu nagrania całego przygotowanego materiału, okazało się, że brakuje
jednej piosenki do długości albumu oczekiwanej przez producentów, więc któryś z
muzyków udał się do pobliskiego sklepu z nutami i nabył jakieś orkiestrówki,
choć do dziś nie wiadomo, który utwór jest tym ostatnim, nie zaaranżowanym
uprzednio przez Raya Ellisa.
Biografowie
również nie znają jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy Billie Holiday
celowo wybrała niemal same smutne i odnoszące się niemal bezpośrednio do jej
życiorysu standardy w rodzaju „You Don’t Know What Love Is”, „The End Of A Love
Affair”, czy „I’m Fool To Want You”? Być może nie wątek biograficzny był tu
najważniejszy, a zmęczony głos wokalistki, który raczej nie pasował do wesołych
piosenek?
Genialne
albumy często powstają przez przypadek. Ich powstanie jest związane ze
szczęśliwym splotem wielu okoliczności. Tak było i tym razem. Podsumowując –
będąca nie w pełni dyspozycji, nieprzygotowana do nagrania artystka nagrywa
jeden z najważniejszych albumów swojego życia. Jedyna logiczna hipoteza, to że
przypuszczała, że może to być ostatnia okazja…
Niedoskonałości
zmęczonego głosu dodały wokalistce bluesowego feelingu, pomogły podkreślić ból
i odwagę związaną z zaśpiewaniem bardzo osobiście bolesnych tekstów.
Billie Holiday
Lady In Satin
Format: CD
Wytwórnia: CBS
Numer:
5099745088324
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz