02 września 2019

Jonathan Zwartz – Animarum


Australia jest dla mnie ciągle muzyczną zagadką. Mimo sporego już bagażu doświadczeń, ciągle trafiam na koncerty wykonawców, o których nigdy nie słyszałem i ofertę wydawnictw, o których istnieniu nie miałem pojęcia. Kupując lokalne płyty często kieruję się ulepszaną od wielu lat intuicja. Wygląd okładki, jakość zdjęć, tytuły utworów, czy inne płyty tego samego wykonawcy leżące na półce obok. W przypadku „Animarum” intuicja, która nie zawodzi mnie często nie zadziałała. Tego albumu kierując się jego wyglądem nigdy bym nie kupił. Wszystkie nazwiska brzmiały obco. Okładka do tych, które przemawiają do mnie i skłaniają do zakupu nie należy. Nieopisany wydawca i niski numer katalogowy sugeruje self-publishing. Obecność kodu kreskowego sugeruje jednak szerszą dystrybucję, nie taką ograniczoną do koncertów i kilku zaprzyjaźnionych sklepów. Umieszczenie kodu na okładce kosztuje parę groszy i wiele amatorskich wydawnictw w Australii i wielu innych krajach go nie zawiera.


„Animarum” kupiłem w ciemno kierując się rekomendacją właściciela jednego z lepszych sklepów płytowych w Sydney – Birdland Records. Za nieco pretensjonalną i korzystającą z amerykańskiego dziedzictwa nazwą nie przepadam, ale już sama oferta sklepu jest doskonała, zarówno w zakresie jazzu światowego, jak i tego lokalnego. Przy okazji wskazówka – w wielu miejscach w Sydney i Melbourne sklepy znajdują się w budynkach biurowych na wyższych piętrach – trzeba wsiąść do windy i pojechać na piętro (w przypadku Birdland czwarte). To rzecz nietypowa i charakterystyczna dla lokalnego handlu. Przy dobrych ulicach witryny kosztują fortunę, a dostępność tanich piwnic jest ograniczona. Specjalistyczne sklepy – nie tylko z płytami nie mogą sobie pozwolić na wejście od ulicy. Szukajcie a znajdziecie. Birdland Records znaleźć warto. Kiedy byłem tam kilka tygodni temu, znalazłem nawet kilka płyt z Polski, akurat takich, których raczej nie polecam, ale przecież nie będziecie w Australii szukać płyt, które macie w zasięgu ręki. W sumie to dzięki ofercie internetowej „Animarum” też możecie kupić bez problemu, a może nawet przesyłka przyjdzie szybciej, niż z niektórych polskich sklepów, bowiem w Australii zwyczaj jest taki, że jak towar jest dostępny, to w magazynie sprzedawcy, a nie cenniku dystrybutora sprzed pół roku.

Wracając jednak do „Animarum” – wszystko co byłbym w stanie opowiedzieć Wam o muzykach odpowiedzialnych za to nagranie, pochodziłoby z internetu. Te informacje możecie odnaleźć sobie sami. Jak już wspomniałem, żadnego z muzyków wcześniej najprawdopodobniej nie słyszałem, a z pewnością nie zapamiętałem. Jednak „Animarum” zapamiętam i będę do tego albumu często wracał. Tak niewiarygodnego talentu do pisania pięknych i niebanalnych melodii, jakim dysponuje Jonathan Zwartz mogą mu pozazdrościć wielkie światowe sławy. Przy okazji Zwartz jest całkiem sprawnym kontrabasistą i liderem zespołu, ale gdyby był tylko kompozytorem, dla mnie i tak byłby wielką gwiazdą. Jak każdy basista, lubi się trochę popisać swoją techniką, ale nie zapomina ani na chwilę o tym, że muzyka jest najważniejsza. Jego bas, czasem rzeczywiście całkiem skomplikowany właściwie tylko raz występuje w dominującej roli instrumentu solowego (utwór tytułowy).

„Animarum” to album magiczny, otaczający słuchacza pięknymi melodiami, z pewnością nie rewolucyjny i odkrywczy, ale piękny i hipnotyzujący. Tu znowu zawiodła mnie intuicja, czteroosobowa, doskonale zaaranżowana przez lidera sekcja dęta mogłaby sugerować, mocne, big-bandowe brzmienie. Jest jednak zupełnie inaczej, to raczej rozbudowana paleta kolorów, których sprawnie używa lider.

„Animarum” to dzieło zespołowe, oprócz lidera, zapamiętam z pewnością i postaram się odnaleźć inne nagrania z udziałem saksofonisty Juliena Wilsona. Jeśli ktoś popisuje się indywidualnie na tej płycie, to właśnie Wilson. Nie jest również łatwo zapomnieć wybitnych momentów Phila Slatera (trąbka) w „Emily” i „Milton” oraz doskonałego puzonisty – to gatunek raczej wymierający – Jamesa Greeninga.

Wcześniejsze płyty Jonathana Zwartza uzupełniają moją rosnącą od lat listę albumów, o które w ramach możliwości rodzinnego budżetu muszę koniecznie uzupełnić swoje zbiory. Uwielbiam odkrywać, a odkrycie Jonathana Zwartza jest jednym z najciekawszych dla mnie w ostatnich miesiącach. Nie mogę się już doczekać przygody z jego starszymi nagraniami.

I jeszcze jedno - Jonathan Zwartz nie jest debiutantem, to jedna z legendarnych postaci australijskiego jazzu, człowiek z fantastycznym dorobkiem nagraniowym i niewiarygodnym talentem. Fajnie jest odkrywać takie nowości na drugim końcu świata.

Jonathan Zwartz
Animarum
Format: CD
Wytwórnia: Jonathan Zwartz
Numer: JZ003

Brak komentarzy: