Pan Wojciech
jest absolutnym mistrzem sprzeczności. Oczywiście najpierw, co najważniejsze
jest wielkim muzykiem, ale sprzeczności są wyznacznikiem jego historii,
przynajmniej dla mnie. Mógł zrobić oszałamiającą światową karierę, ale chyba
nie za bardzo mu się chciało. Mam własną koncepcje, dlaczego tak wyszło. To
wcale nie trudności z podróżowaniem, paszportami, wizami, które dotykały wielu
polskich muzyków w czasach młodości Karolaka. To raczej troska o wygodę życia i
chęć spędzania większości czasu w towarzystwie Marii Czubaszek. Takie wnioski
można wysnuć z biografii i rzadkich wywiadów udzielanych przez samego
zainteresowanego.
Przy okazji
opisywania historii amerykańskiej kariery Michała Urbaniaka pisałem o tym, że
jego zespół rozpadł się po nagraniu „Atmy”, głównie dlatego, że Wojciech
Karolak, który zastąpił w składzie Adama Makowicza, chciał jak najszybciej
wrócić do Polski, bowiem właśnie zakochał się w Marii Czubaszek.
Wojciech
Karolak mógł być światowej sławy pianistą, zaczynał jednak od saksofonu. Zmiana
instrumentu to rzeczy typowa w życiorysach polskich muzyków jazzowych. Urodzony
w Warszawie, dorastał i zdobywał pierwsze muzyczne doświadczenia w Krakowie,
gdzie debiutował w końcówce lat pięćdziesiątych w zespole Jazz Believers, w
którego składzie było już wtedy dwu doskonałych pianistów – Krzysztof Komeda i
Andrzej Trzaskowski. Chwilę później, ciągle grając na saksofonie znalazł się w
formacji The Wreckers Trzaskowskiego, gdzie również miejsce pianisty było
zajęte przez lidera. Tutaj zmienił alt na tenor. Nie po raz pierwszy, ale z
pewnością na dobre Karolak zasiadł za klawiaturą fortepianu w kwartecie
Andrzeja Kurylewicza, również znakomitego pianisty, który akurat wtedy grał na
trąbce.
W 1962 roku
powstało trio Karolaka z Andrzejem Dąbrowskim i Romanem Guciem Dylągiem. W tym
składzie zespół nagrał pierwszą z tych stosunkowo łatwych do kupienia płyt z
udziałem Karolaka – w 1962 roku muzycy zagrali jako zespół towarzyszący Donowi
Ellisowi na Jazz Jamboree. To pierwsze z nagrań, które przeczy często słyszanej
w jazzowym towarzystwie tezie, że Karolak nagrał tylko jedną płytę pod własnym
nazwiskiem (doskonałe „Easy!” z 1975 roku). Od niedawna ta zupełnie pozbawiona
nawet odrobiny prawdy historia jest już zupełnie nieprawdziwa za sprawą
fantastycznego albumu „Moontag”. Na pewno Pan Wojciech nie przepada za rolą
lidera organizacyjnego, choć od zawsze sporo komponuje i aranżuje, często
występując w roli lidera, na okładkach jego płyt tego nie widać.
Dla początkujących
kolekcjonerów zebranie istotnych elementów solowej dyskografii Wojciecha
Karolaka będzie nie lada wyzwaniem. „A Softly Touch, And Go” firmowane przez
Wojciecha Karolaka i Zbigniewa Kalembę, płyty nazywane dydaktycznymi wydawane
dawno temu na warsztaty w Chodzieży przez Poljazz, „Piątek Wieczorem” Karolaka
i Sławomira Wierzcholskiego, zagadkowy dla mnie i nieosiągalny singiel
„Discopus Nr 1” z 1980 roku o kosmicznym brzmieniu elektronicznym (takie były
czasy), czy limitowana edycja nagranej niedawno płyty „In A Sentimental Mood”
Wojciecha Karolaka i Adama Czerwińskiego. Jest jeszcze równie trudne do
zdobycia „Spotkanie” Karolaka, Muniaka i Jonkisza. To tylko niektóre z
przykładów albumów z Wojciechem Karolakiem w roli głównej.
Do tego możecie
dopisać pozycje oczywiste w jazzowym kanonie – „Time Killers” firmowany
nazwiskami wszystkich uczestniczących w nagraniu muzyków – Szukalskiego,
Karolaka i Bartkowskiego, moim zdaniem niedoceniany „Easy!” z 1975 i całą serię
wyśmienitych nagrań z Jarosławem Śmietaną. Jak na 60 lat kariery może to
niewiele, ale narzekać wypada tylko tym, którzy cały ten materiał poznają. Ja
jeszcze nie mogę narzekać, kilka nieosiągalnych wydawnictw ciągle jest wysoko
na mojej liście poszukiwań, choć wiem, że raczej nie zostaną wznowione.
Podsumowując
bogaty i mocno nieosiągalny dorobek nagraniowy Wojciecha Karolaka warto również
przypomnieć, że skomponował muzykę do wielu filmów, sztuk teatralnych, a także
piosenek do tekstów Marii Czubaszek i Agnieszki Osieckiej. Ilości występów
gościnnych nie da się policzyć. Nazwisko Wojciecha Karolaka pojawia się na
wielu doskonałych, niekoniecznie jazzowych albumach w rodzaju „Tak! Tak!”
Grzegorza Ciechowskiego, „Tribute To Eric Clapton” wielu polskich gwiazd, „W
Moich Ramionach” – polskim projekcie zrealizowanym z Nickiem Cave’em czy
„Szeptem” Anny Marii Jopek.
Poszukiwanie
trudnych do znalezienia nagrań jest ciekawym elementem muzycznych zainteresowań
tych, co zajmują się podobnie jak ja muzyką w sposób pasywny, czyli nie tworzą
jej samodzielnie. Warto jednak wiedzieć czego szukać i skąd akurat taka muzyka
wzięła się na płytach określonych wykonawców.
U Wojciecha
Karolaka nie będzie to łatwe, bowiem grał właściwie każdy możliwy rodzaj
sensownej muzyki, może poza taką, której najczęściej słucha się w filharmonii
albo operze. Mistrz doskonale swinguje i czuje bluesa, co udowadniał
niezliczoną ilość razy grając koncerty z Jarosławem Śmietaną. Sam wiele razy
mówił o tym, że przez pomyłkę urodził się w Warszawie, a nie gdzieś w Stanach,
najlepiej na południu, co dałoby więcej szans muzycznych i dostęp do dobrych
Hammondów, jakich wiele dostępnych jest tam na rynku wtórnym. Jest jednym z
absolutnych światowych mistrzów gry na Hammondzie, choć może są kraje, gdzie
nikt o tym nie wie. Ja jednak zawsze czekam na te w sumie nieliczne momenty,
kiedy siada do fortepianu, bowiem wtedy dzieją się rzeczy zdecydowanie
magiczne, tak jak na najnowszej płycie „Moontag”. Czekałem na taki album wiele
lat i wreszcie jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz