Markowi Blizińskiemu
przysługuje tytuł, którego nikt mu nigdy nie zabierze. Był pierwszym polskim
gitarzystą jazzowym. Dla wielu był również tym największym, choć pozostawił po
sobie jedynie jeden autorski album – „Wave”. Z pewnością wielu gitarzystów
zawdzięcza jakiś fragment swoich umiejętności nagraniom Blizińskiego albo
lekturze jego podręcznika gry na gitarze jazzowej.
Marek Bliziński urodził się w
Warszawie w 1947 roku w rodzinie, która od wielu pokoleń dawała Warszawie
znanych architektów i malarzy. Na gitarze zaczął grać w wieku 15 lat i w
zasadzie był samoukiem. To dość oczywiste, jeśli jest się pierwszym ważnym gitarzystą
w kraju, który w czasach jego dzieciństwa był dość izolowany. Technikę gry na
gitarze Bliziński opanował w ciągu 3 lat w sposób, który umożliwił mu założenie
pierwszego zespołu – Czterech, z którą nagrał krótką zupełnie niejazzową płytę
„Śpiew wiosny” – tak zwaną czwórkę. Ten album nigdy nie doczekał się
wznowienia, ale w 2016 roku wydawnictwo Kameleon zebrało wszystkie możliwe
nagrania zespołu grającego w składzie dwóch gitarzystów plus bas i perkusja i
wydało album „Czterech – Dziwna Historia (Nagrania Archiwalne z lat 1967-1968)”.
Z perspektywy czasu, gdyby nie udział w tym przedziwnym projekcie Marka
Blizińskiego, z pewnością nikt by dziś o tej formacji nie pamiętał. Nagranie w
składzie 2 gitar, gitary basowej i perkusji transkrypcji kompozycji Jana
Sebastiana Bacha było eksperymentem, który nie zainteresował zbyt wielu
słuchaczy. Warto przypomnieć, że w tym zespole na basie grał Paweł Brodowski,
późniejszy muzyk zespołu Akwarele i w zasadzie dla nas wszystkich od zawsze
redaktor naczelny Jazz Forum. Wydane po latach nagranie zachowały się głównie
dlatego, że przez wiele lat były używane jako tło dźwiękowe dla Polskiej
Kroniki Filmowej.
W 1971 roku kolejny skład
Marka Blizińskiego, już z jazzowym repertuarem, występujący jako Generacja
zdobywa nagrodę na festiwalu Jazz Nad Odrą. Marek Bliziński grał wtedy również
z Wandą Warską i Krzysztofem Sadowskim. W latach siedemdziesiątych Bliziński występował
w wielu składach prowadzonych przez naszych jazzowych mistrzów, Zbigniewa
Namysłowskiego, Tomasza Stańkę, Adama Makowicza i innych. Pojawiał się w
składach radiowych orkiestr prowadzonych przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego i
Andrzeja Trzaskowskiego. Grał z Karolakiem i Muniakiem. Po raz pierwszy gra
również z Ewą Bem w zespole Bemibek.
Marek Bliziński dużo gra, ale
jeszcze więcej ćwiczy. Jest samoukiem, ale również perfekcjonistą. Kilka lat
formalnej edukacji muzycznej w szkole nauczyło go czytania nut, jednak gry na
gitarze prawdopodobnie nie uczył go nikt, choć z pewnością często słuchał Joe
Passa i Jima Halla. W jednym z wywiadów powiedział kiedyś, że oczywiście słucha
wszystkich wielkich gitarzystów, od Charlie Christiana po szczególnie
uwielbianego Wesa Montgomery, ale słucha najczęściej saksofonistów i pianistów.
Jego technika gry, szczególnie prawej ręki używającej jednocześnie kostki i
palców przypominała pomysł Joe Passa, którego najciekawsze płyty powstawały w
początku lat siedemdziesiątych. Do szczególnie udanych należała współpraca Joe
Passa z Ella Fitzgerald. W wydanej w 1986 roku płycie duetu Blizińskiego i Ewy
Bem można odnaleźć echa doskonałych płyt tego amerykańskiego duetu. Jako jeden
z pierwszych w Europie docenił niezwykłe nagrania Lenny’ego Breau.
Dopiero w 1979 roku nagra
swój pierwszy autorski album – „Wave”. Nie będzie z niego zadowolony. Później
okaże się, że to będzie jego jedyna autorska płyta. Zanim powstanie „Wave”, w
najlepiej udokumentowanym fonograficznie okresie – końcówce lat
siedemdziesiątych Marek Bliziński nagrywa z Januszem Muniakiem album „Question
Mark” i z Ptaszynem „Flyin’ Lady” i „Z lotu ptaka”. W zespole Ptaszyna bez
fortepianu Marek Bliziński odnajduje się chyba najlepiej, może być nie tylko
solistą, ale też akompaniować pozostałym muzykom. Marek Bliziński był niezwykle
skupionym, profesjonalnym introwertykiem. Na scenie błyszczał, ale najczęściej
nie był zadowolony z tego, co udało się zagrać.
Po nagraniu
„Wave” rozpoczął budowę własnego studia nagraniowego, chcąc mieć pełną kontrolę
nad brzmieniem kolejnych produkcji. W latach osiemdziesiątych współpracował z
grupą Air Condition Zbigniewa Namysłowskiego, tam sięgał czasem po gitarę
elektryczną. Chcąc zebrać fundusze niezbędne do budowy wymarzonego studia,
pływał na statkach wycieczkowych. To właśnie podróże spowodowały
najprawdopodobniej pogorszenie jego stanu zdrowia, bowiem po podobno udanej
operacji raka skóry lekarze zalecili mu spokojny tryb życia i unikanie słońca.
To nie było możliwe na statkach pływających po karaibskich wyspach.
„Wave” zawiera
melodie grywane często przez tych gitarzystów, których muzyka inspirowała Marka
Blizińskiego. Uwielbiał klasyków jazzowej gitary – Jima Halla, Wesa Montgomery
i Joe Passa. Sam dużo komponował, jednak na swojej pierwszej i jak się miało
później okazać ostatniej płycie postanowił sięgnąć do jazzowych klasyków. Z dwu
sekcji rytmicznych towarzyszących gitarzyście zdecydowanie lepiej wypadają
nagrania dokonane w towarzystwie Zbigniewa Wegehaupta i Czesława Bartkowskiego.
Jednak nawet niekoniecznie genialna w klasycznym swingującym repertuarze sekcja
złożona z Pawła Jarzębskiego i Janusza Stefańskiego nie przeszkadza w
prezentacji niezwykłego talentu Marka Blizińskiego.
Genialne
wyczucie jazzowej frazy, swoboda improwizacyjna i doskonała artykulacja osiągnięta
dzięki niekończącym się ćwiczeniom wyróżniają wszystkie nagrania Marka
Blizińskiego. Wrażliwość, wiedza, inwencja i pomysłowość – to wszystko zawarł
na swojej jedynej autorskiej płycie – Wave”, albumie, który jest jedną z
najważniejszych polskich jazzowych płyt wszechczasów, nawet jeśli miał być
tylko początkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz