Wykorzystuję ostatnią możliwą szansę w 2020 roku, żeby album Adama Wendta pokazać w cyklu Płyta Tygodnia. Album, który dotarł do mnie całkiem niedawno, ukazał się w 2019 roku, więc już za tydzień miałby rocznikowo 2 lata, przez co byłby zdecydowanie za stary na Płytę Tygodnia. Co nie znaczy, że w przyszłym tygodniu muzyka zapisana na tym krążku straci na wartości. Tak się nie stanie, jednak reguły Płyty Tygodnia mimo tego, że traktuję je dość elastycznie, muszą pozostać określone. Płyta Tygodnia to nowości wydawnicze warte wysłuchania. Dlatego też ostatni tydzień 2020 roku wykorzystuję na album „Chapter B.” i definitywnie kończę rok 2019 w tym cyklu. To wcale nie oznacza, że inne płyty z 2019 roku nie są warte Waszej uwagi. Wśród tysięcy jazzowych płyt, które ukazywały się i ukazują niemal codziennie jest wiele takich, o których istnieniu po prostu nie wiem, na które zabrakło mi pieniędzy a wydawcom pomysłu, żeby podarować mi egzemplarz promocyjny. Nie mam do nikogo żalu, ale na wszystkie dobre płyty nie mam zwyczajnie budżetu, a przede wszystkim czasu. Nie da się z uwagą posłuchać wszystkich dobrych płyt. To zadanie niewykonalne. Jeśli zatem nie znajdziecie w cyklu Płyta Tygodnia swoich ulubionych płyt, nie oznacza to, że ich nie lubię, ale być może zwyczajnie nie znam. Choć w 2020 roku, tak jak w każdym poprzednim trafiłem na albumy, o których istnieniu chciałbym zapomnieć i na pewno do nich nie wrócę, jednak żadną siłą nie wydobędziecie ze mnie nigdy informacji jakie to nagrania. Polecam to co mi się podoba, nigdy nie odradzam tego, co do mnie nie trafia. Tego w zasadzie nie powinno się robić.
Wróćmy jednak do wyśmienitej płyty „Chapter B.”. Przyznam od razu na początku, że gdyby dał mi do posłuchania ten album w ślepym teście, uznałbym, w szczególności, jeśli taki test pominąłby krótki utwór „Opening” otwierający płytę, że to album na którym liderem jest skrzypek. Daję sobie jakieś 60 procent szans, że gdybym miał rozpoznać muzyka, prawidłowo wybrałbym Mateusza Smoczyńskiego. Nie oznacza to, że lider – Tomasz Wendt – gra jakoś słabo, albo za mało. To pewnie wina mojego nastawienia. Jeśli słyszę skrzypce, od razu za nimi podąża moja muzyczna myśl. A Smoczyński gra doskonale.
Ten album to równowaga, znakomite wykorzystanie brzmień syntetycznych w połączeniu z saksofonem i skrzypcami. To niezwykle dojrzałe nagranie. Drugi autorski album Tomasza Wendta, z pewnością nie było łatwo. Doskonale przyjęty debiut – „Behind The Strings” i nieuchronne porównania do utytułowanego ojca Adama Wendta z pewnością nie ułatwiły liderowi zadania.
Nietypowy skład zespołu bez gitary basowej lub kontrabasu pozostawił w przestrzeni muzycznej miejsce na skrzypce, co rozwiązuje zagadkę – słuchając albumu po raz pierwszy pomyślałem, że to mógłby być album Mateusza Smoczyńskiego. Warto również zauważyć, że album wypełniony jest w całości autorskimi kompozycjami lidera, które doskonale sprawdzają się w przyjętej konwencji nowoczesnego europejskiego mainstreamu w ciekawym składzie instrumentalnym kwartetu bez kontrabasu. Tomasz Wendt staje się powoli nie tylko saksofonistą zapraszanym przez wielu nieco bardziej doświadczonych artystów, ale również kompozytorem i liderem własnego składu z precyzyjnie określoną wizją autorskiej muzyki. Biorąc pod uwagę ilość projektów, w których uczestniczą muzycy składu odpowiedzialnego za nagranie albumu, raczej nie spodziewam się dużej ilości koncertów i kolejnych nagrań w podobnym zestawieniu, jednak jeśli takie nastąpią, ja już ustawiam się w kolejce.
Tomasz Wendt
Chapter B.
Format: CD
Wytwórnia: SJ
Records
Data pierwszego
wydania: 2019
Numer: 5912596066832
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz