25 sierpnia 2010

Abbey Lincoln - A Turtle's Dream

Abbey Lincoln zmarła kilka tygodni temu w wieku 80 lat. I choć od jej ostatniej wizyty w Polsce minęło parę lat, to w Ameryce koncertowała i nagrywała do ostatnich dni…

Dziś moja ulubiona płyta Abbey Lincoln – A Turtle’s Dream. To dość nietypowa nie tylko dla jazzowej wokalistyki, ale również dla dyskografii samej Abbey Lincoln płyta. Nietypowa, budząca szalenie skrajne uczucia. Bardzo wiele osób uwielbia tę płytę i uważa ją za jedną z lepszych lub nawet najlepszą w całym dorobku Abbey Lincoln. Sam się bez wątpienia do tych osób zaliczam. Jednak cała twórczość Abbey Lincoln jest dla mnie dość dziwna. Są dni, kiedy uwielbiam słuchać jej nagrań. Są również takie, kiedy wydaje mi się, że to nie jest ciekawa muzyka. Na Abbey trzeba po prostu mieć dzień. To intymna muzyka, wymagająca odpowiedniego nastroju i skupienia. Gdyby Abbey śpiewała co wieczór w jakimś pobliskim klubie jazzowym, byłbym stałym gościem. Na żywo jest dużo, dużo lepsza. Nawet w tak niewdzięcznych warunkach jak w czasie swojego ostatniego koncertu w Sali Kongresowej kilka lat temu. Tak czy inaczej, nikt, kto słucha muzyki z uwaga nie pozostaje obojętny. Niestety na koncert już nie ma szans.

A Turtle’s Dream to wybitna płyta. Najwspanialsze są chyba jednak wczesne nagrania Abbey Lincoln z Sonny Rollinsem, jeszcze z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. No i oczywiście znakomite płyty Abbey Sings Billie w dwu częściach nagrane i wydane przez Enja w późnych latach osiemdziesiątych. A ze wszystkiego najprzyjemniejsze jest chyba fotografowanie Abbey na żywo, ale to już inna konkurencja.

Abbey Lincoln - 2001
Słuchając A Turtle’s Dream nie można pominąć znakomitego składu towarzyszących artystce instrumentalistów. Podstawowy zespół to Rodney Kendrick, stylowy i pozostający w dyskretnym tle pianista oraz doskonała sekcja rytmiczna - Charlie Haden i Victor Lewis. Jakby tego było mało, spotykamy na płycie wybornych gości - przede wszystkim Pata Metheny, doskonale wpisującego się w styl płyty z ciekawymi solówkami trąbki Roya Hargrove i zastępującego chwilami Kendricka błyskotliwego Kenny Barrona.

Na bardzo jednolitej stylistycznie, dobrej a wręcz znakomitej płycie można jednak wyróżnić kilka wyjątkowo ciekawych momentów. Wśród nich są wszystkie partie zagrane przez Pata. Jego wejścia w Avec Le Temps i Being Me to prawdziwe perełki. Wspólne muzykowanie z Abbey przypomina doskonałe, choć dużo przecież późniejsze nagrania Pata Metheny z Anną Marią Jopek. Refren Nature Boy długo pozostaje w pamięci. Większość utworów na płycie jest zresztą autorstwa Abbey.

Pisząc o ważnym udziale Pata Metheny nie sposób pominąć jeszcze jednej niespodzianki umieszczonej na płycie - doskonałego duetu wokalnego Abbey z Lucky Petersonem popartego jego ciekawym solem na gitarze. Pozostaje żałować, że ta dwójka występując na Jazz Jamboree 2001 w Warszawie jednego wieczoru na scenie, ale jednak całkiem oddzielnie nie zagrała razem. Ten jeden jedyny utwór daje jednak wyobrażenie o tym, jak ciekawa mogłaby być ich szersza współpraca. Już nigdy takiej płyty się nie doczekamy. Pozostaje tylko próbka - Hey, Lordy Mama. To jeden ze zdecydowanie ciekawszych momentów płyty.

Abbey Lincoln - 2001

Takich chwil jest jednak niezliczona ilość – tak jak trąbka Roya Hargrove w Storywise. Właściwie każdy utwór ma swoja ciekawostkę. Nad całością snuje się leniwo niepowtarzalny głos Abbey. Jeśli macie ochotę zaprosić ją do siebie na miły wieczór, żółwiowy sen jest jedna z lepszych propozycji.

Abbey Lincoln
A Turtle’s Dream
Format: CD
Wytwórnia: Gitanes/Verve
Numer: 527 382-2

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

ha, dopiero teraz przy okazji plyty Agi Zaryan w holdzie dla Abbey dowiedzialem sie o jej smierci! Bylem na tym koncercie w Warszawie w 2001, nie spiewala juz najlepiej ale nastroj byl! i wygladala wspaniale, i w ogole myslalem, ze jest niezniszczalna, bo z nich wszystkich zyla najdluzej i spiewala najdluzej, no wiadomo z ktorych "nich", od Billie po Carmen McRae :-), podrawiam Pana, Jacek

Anonimowy pisze...

ha, dopiero teraz przy okazji plyty Agi Zaryan w holdzie dla Abbey dowiedzialem sie o jej smierci! Bylem na tym koncercie w Warszawie w 2001, nie spiewala juz najlepiej ale nastroj byl! i wygladala wspaniale, i w ogole myslalem, ze jest niezniszczalna, bo z nich wszystkich zyla najdluzej i spiewala najdluzej, no wiadomo z ktorych "nich", od Billie po Carmen McRae :-), podrawiam Pana, Jacek