20 stycznia 2011

Różni wykonawcy - Crossroads: Eric Clapton Guitar Festiwal 2010

Tradycyjnie już w przypadku płyt, na których umieszczono nagrania wielu różnych artystów, na występ każdego można patrzeć oddzielnie. W wypadku tak wielkich wydarzeń, jak organizowany już kilka lat Crossroads nie sposób utrzymać stylistycznej spójności wielogodzinnego koncertu.

Otwierający program wydawnictwa, i chyba również koncert na stadionie Sonny Landreth to pierwsza pozytywna niespodzianka. To muzyk zupełnie mi nieznany, wystawiony przez organizatorów trochę na pożarcie publiczności, która powoli zajmowała miejsce na stadionie, wiedząc, z jakim maratonem będzie miała do czynienia. Mimo niesprzyjających warunków, a trochę dzięki wsparciu samego Erica Claptona, Sonny Landreth poradził sobie niespodziewanie dobrze, prezentując dynamiczny i stylowy elektryczny blues-rock. To muzyk, którego zapamiętam z jego krótkiego występu umieszczonego na płycie i z pewnością zainteresuję się jego twórczością w przyszłości. Duże brawa należą mu się za to, że niewiele śpiewa, koncentrując się na grze na gitarze. Jego styl momentami przypomina Johnny Wintera, który też wystąpił na festiwalu (przynajmniej w finale), ale którego występ solowy na płyty się nie zmieścił.

Kolejnym wartym uwagi artystą jest Robert Randolph, grający na gitarze zwanej lapsteel, lub pedal steel, co nie ma polskiego odpowiednika. Ten instrument to ustawiona poziomo w formie stolika na nóżkach gitarza, często wielostrunowa, z dodatkowymi pedałami. Instrument ten, często dość mylnie zwany gitarą hawajską (z racji na częste wykorzystanie jednej z jego odmian w rozrywkowej muzyce Hawajów) niezbyt często jest instrumentem solowym. Pisałem niedawno o jednym z dawnych mistrzów gry na takiej gitarze muzyki jazzowej:


Robert Randolph z pewnością dysponuje wyśmienitą, wręcz wirtuozerską techniką, z łatwością wydobywając ze swojego instrumentu brzmienie momentami przypominające bluesową grę Jimi Hendrixa, a kiedy indziej bardziej rockowe akordy Kirka Hammetta. Gitarzysta wciąż poszukuje swojej artystycznej tożsamości, jednak już teraz jest wybitnym i wartym zainteresowania gitarzystą. Uprzedzając nieco rozwój wypadków, to dla mnie największa sensacja całego festiwalu.

Joe Bonamasa, tak jak wielu występujących po nim na scenie Crossroads artystów potwierdził, że zdecydowanie lepiej wychodzą mu koncerty, szczególnie jeśli gra je w dobrym towarzystwie. Jego studyjne płyty zaliczam do kategorii nudziarsko-wirtuozerskich wyczynów gitarowych. Być może również dobrej ocenie jego występu sprzyja ograniczenie prezentacji do jednego utworu w którym grał rolę pierwszego gitarzysty – Going Down.

Nigdy nie rozumiałem i dalej nie rozumiem, czemu Eric Clapton tak uparcie lansuje Roberta Craya, który towarzyszy mu często jako support w czasie solowych koncertów, a także w studiu, czy projektach, takich jak Crossroads. Dwa utwory zagrane wspólnie przez trzech gitarzystów – Roberta Craya, Jimmie Vaughana i sędziwego Huberta Sumlina obnażają schematyczność i brak bluesowego feelingu maskowany przez sprawność techniczną pierwszego z nich. Większość młodego pokolenia gitarzystów bluesowych wypada zawsze mało ciekawie w bezpośrednim zestawieniu z wielkimi mistrzami gatunku. Być może wcale banałem nie jest powtarzane stwierdzenie, że granie bluesa wymaga od muzyka odpowiedniej ilości niełatwych przeżyć.

Jimmie Vaughana śpiewając Six Strings Down wypada tu zdecydowanie lepiej. To zresztą wybitna współczesna kompozycja bluesowa wspominająca jego brata – Stevie Ray Vaughana, a której pierwszym wykonaniu pisałem tutaj:


Kolejne dwa utwory należą do ZZ Top. Ja za nimi nie przepadam, tym razem też byli, choć to nie niespodzianka, jakby nieobecni, nie potrafili, lub nie chcieli nawiązać jakiegokolwiek kontaktu z publicznością.

O tych, którym nie wyszło miałem nie pisać. Jednak w tym przypadku muszę zrobić wyjątek. Sheryl Crow to kompletna porażka. Zupełny brak jakiegokolwiek stylu w każdym zakresie, od gry na gitarze, poprzez śpiew, na stroju skończywszy. Od jakiegoś czasu artystka stara się nam udowodnić, że może śpiewać czarną muzykę w stylu zbliżonym do starych nagrań wytwórni Stax. Zapędziła się w tej myśli dość daleko wydając solową płytę pełną takiej muzyki – 100 Miles From Memphis. Niestety Sheryl Corw nie rozumie i nie potrafi sobie z taką stylistyką poradzić. Publiczność Crossroads występ Sheryl Corw przyjęła podobnie do mnie – delikatnie mówiąc dość chłodno. Jej występu nie uratowała nawet pomoc na scenie samego Erica Claptona.

Kolejnym pozytywnym zaskoczeniem jest Keb’ Mo’. To artysta kojarzony dotąd przeze mnie raczej z bezbarwnym studyjnym profesjonalistą grającym wszystko i nic. Nie spodziewałem się po nim stylowego wykonania bluesa z Delty, jakim zabłysnął na estradzie w Chicago. To właśnie jego muzyki, obok Jeffa Becka i Roberta Randolpha jest na płytach zbyt mało…

Earl Klugh jest świetnym gitarzystą, jednak jego występ zupełnie do konwencji festiwalu i dużego stadionu nie pasował. Najpierw został zagłuszony przez zacne grono elektrycznych gitar, a potem miał zbyt mało czasu, żeby wielki stadion wciągnąć w swój wysmakowany świat jazzowej harmonii.

Na drugiej płycie do akcji wkraczają artyści gitary – zaczyna się prawdziwy finał, którego nadejście zwiastuje nie tylko zapadający nad stadionem zmierzch, ale także występ Buddy Guya. Jego śpiewny ton, tym razem pozbawiony technicznych wygłupów zmusza do wielkiego wysiłku towarzyszących mu na scenie Ronnie Wooda i Jonny Langa. Gitarzysta The Rolling Stones wypada dość bezbarwnie. Jonny Lang jest za to rewelacyjny. Jego solo w Five Long Years przypomina wczesne bluesowe nagrania Joe Satrianiego (wyśmienita koncertowa płyta Dreaming #11). Jedna solówka to za mało, żeby z Jonny Langa zrobić gwiazdę festiwalu, jednak to osobowość warta zapamiętania z tego występu. Buddy Guy improwizujący w Miss You tekst o pękniętej strunie w swojej gitarze, to jeden z tych momentów, który nigdy nie zdarzy się na płycie studyjnej…

No i wreszcie Jeff Beck – postać jakby w tym towarzystwie z innej planety. Artysta przeżywający od kilku lat szczyt swoich możliwości artystycznych. Człowiek czerpiący pełnymi garściami inspirację z wielu różnych stylów i tradycji muzyki europejskiej i amerykańskiej, od opery poprzez muzykę współczesną, rocka, bluesa i wszystko inne. Jeff Beck na każdym swoim występie tworzy wybitny dźwiękowy spektakl. Na Crossroads 2010 grał zdecydowanie zbyt krótko. Jednak nawet jedynie dla porywającej wersji Hammerhead i zjawiskowego wykonania Nessum Dorma z ostatniej płyty studyjnej warto kupić dzisiejsze płyty.

A sam Eric Clapton? No cóż, ostatnio dwa razy nieco mu się dostało, głównie za lenistwo:



Na Crossroads 2010 wypadało się bardziej postarać i wyszło całkiem nieźle. Kiedy nie śpiewa, momentami jest wręcz rewelacyjny – jak za starych czasów. Starych, czyli tych sprzed jakiś 30 lat i więcej. Ciągnące się niemiłosiernie długo i powielające wiele razy te same schematy bezbarwne wykonanie Voodoo Chile pokazuje jednak, że ani Eric Clapton, ani Steve Winwood nie wiedzą o co w tej kompozycji chodzi.

I wreszcie finał – The Thrill Is Gone. Trudno porównać z czymkolwiek widok Erica Claptona, Roberta Craya i Jimmie Vaughana wpatrujących się jak początkujący uczniowie z drugiego rzędu w każdy ruch palcem na gryfie B. B. Kinga. Świetny finał przeciętnego koncertu.

Ci gitarzyści, o których nie wspomniałem, a których nagrania umieszczono na dwu płytach (prawie 5 godzin materiału), albo do całości nie pasowali, albo ich udział lepiej pominąć milczeniem. W 2010 roku koncert był bardzo nierówny. Miał momenty wybitne, ale też zupełnie przeciętne.

Gitara, tak jak każdy instrument ma swoich artystów i rzemieślników, którzy czasami awansują do grona wirtuozów. Crossroads 2010 to wielki piknik rzemieślników, muzyków sprawnych technicznie, jednak zwykle bez wielkiej scenicznej osobowości i charyzmy.

Czy takie imprezy jak Crossroads mają sens? Dla widzów na stadionie z pewnością tak. Na płycie – trochę mniej, pomijając oczywiście charytatywny charakter wydawnictwa. Każda z gwiazd festiwalu wydała przecież mnóstwo własnych płyt koncertowych, z pewnością oferujących więcej ciekawej muzyki. Okazyjne wspólne występy w jednym, czy kilku utworach muzyków nie grających ze sobą na co dzień skłaniają raczej do bezpośrednich porównań, a nie tworzą jakiejkolwiek nowej jakości.

Różni wykonawcy
Crossroads – Eric Clapton Guitar Festiwal 2010
Format: 2 Blue Ray
Wytwórnia: Rhino
Numer: 603497948727

Brak komentarzy: