Ruszamy w radiu z drugą płytą tygodnia. Dotąd wybieraliśmy dla Was wartościowe nowości. Te
również będą się zgodnie z tradycją pojawiać co tydzień. Druga płyta – to
będzie album wybrany z kanonu jazzowych klasyków. O tych płytach trudniej
przeczytać jest w mediach, często nie jest również łatwo kupić je w sklepach,
przynajmniej tych polskich. Przekrojowych publikacji na temat historii jazzu i
poszczególnych jego gatunków powstało w Polsce zaledwie kilka. Tak więc
zamierzamy dostarczać Wam wiedzy na temat tych płyt, które budując własną
kolekcję powinniście umieścić na półce. W ciągu pierwszego roku, może dwu lat
to będą z pewnością płyty, bez których żaden zbiór fana jazzu obyć się nie
może. Nawet jeśli któraś z płyt Wam się nie do końca spodoba, to jej znajomość
jest istotna dla zrozumienia logiki rozwoju współczesnej muzki improwizowanej.
Kandydatów
na pierwszą płytę z tego cyklu było około 10. To wszystko albumy, które w swoim
czasie zmieniły świat jazzu, a w wielu wypadkach odwróciły bieg historii
światowej muzyki. Z pewnością wszystkie pojawią się w najbliższych miesiącach w
tym miejscu. Po długich dyskusjach, które toczyłem sam ze sobą wybór padł na
„Kind Of Blue” Milesa Davisa. To z pewnością jeden z najlepiej sprzedających
się albumów w historii ambitnej muzyki.
Czy
można tą płytę nazwać muzycznym arcydziełem? Niekoniecznie. Ustalenie granicy
między arcydziełem a tylko wyborną płytą nie jest łatwe. Nie jestem pewien, czy
jeśli uznamy „Kind Of Blue” za arcydzieło, to kilku płyt z tego samego okresu
Milesa Davisa, jako, że wcale nie są wiele gorsze, też powinny być
arcydziełami. A to określenie trzeba dozować starannie. Czy wiele słabsze są
choćby „58’ Session Featuring Stella By Starlight”, „Porgy And Bess”, czy „1958
Miles”, „Ascenseur Pour L'echafaud”, “At Newport 1958”, “Milestones…”, czy
“Someday My Prince Will Come”. Te i jeszcze pare innych nieco mniej znanych
płyt Miles zarejestrował w ciągu kilkunastu miesięcy przed i po dwu sesjach,
które dały światu „Kind Of Blue”.
Miles
Davis to też trochę magia nazwiska. Miles Davis był genialnym muzykiem,
kreatorem muzycznych wydarzeń i osoba, która – skracając nieco jedną z
dowcipnych sytuacji powtarzanych przez licznych biografów – nie zrobił w muzyce
wiele, tylko 3 lub 4 razy całkowicie zmienił jej historię. Nie był wirtuozem
trąbki, ale żaden z nich tego nie zrobił. Miles na zawsze pozostanie
największym trębaczem historii jazzu. To też jeden z nielicznych muzyków,
którzy zawłaszczyli sobie własne imie. Ileż to razy każdy z nas w rozmowie
mówi… Miles to, Miles tamto, Miles zagrał, nagrał… Nikt nie ma wątpliwości o
jakim Milesie mówimy. Kto jeszcze zasłużył na takie wyróżnienie (jeśli
odrzucimy liczne w jazzie przydomki?). Mnie przychodzi jedynie na myśl Jaco…
Jaco Pastorius.
Pewnie
wielu z Was ma już w swojej kolekcji jakieś wydanie „Kind Of Blue”. Ja też mam
kilka. Z pewnością ważnym wydaniem jest box Miles Davis & John Coltrane -
„The Complete Columbia Recordings 1955-1961”, szczególnie w pierwotnym, książkowym
wydaniu z metalowym grzbietem (numer katalogowy 074646583326). Ten box pozwala
poznać muzyczny kontekst rejestracji „Kind Of Blue” oraz zawiera ciekawy wiele
ciekawych tekstów uzupełniających naszą wiedzę o nagraniach z tego okresu
autorstwa Jimmy Cobba (perkusista grający na płycie i jedyny z ciągle żyjących
członków zespołu), George’a Avakiana, Michael Cuscuny, Boba Beldena i Boba
Blumenthala. Audiofile z pewnością będą poszukiwać jednego z licznych starannie
wytłoczonych współczesnych wydań winylowych. Kolekcjonerzy pierwszego wydania,
szczególnie tego monofonicznego (nie warto,
jednokanałowe „Kind Of Blue” nie brzmi dobrze). Do tego dochodzą jeszcze
niekończące się dyskusje na temat szybszej, lub wolniejszej wersji pierwszej
strony płyty.
Jednak
jeśli macie ochotę kupić sobie po raz kolejny „Kind Of Blue”, albo, co przez
przypadek przecież może się zdarzyć, jeszcze tej płyty nie macie, warto kupić
(póki to jeszcze możliwe), wydanie „Kind Of Blue: 50th Anniversary Collector’s
Edition”. Ten box wielkości płyty analogowej zawiera wytłoczoną w przepięknym
niebieskim winylu (choć dźwiękowo nienajlepszą) płytę analogową, dwie płyty CD
zawierające muzykę z „Kind Of Blue”, trochę odrzutów ze studia oraz sporo
muzyki dostępnej wcześniej na płytach „1958 Miles” i wspomnianym już zestawie
„The Complete Columbia Recordings 1955-1961”.
W pudełku znajdziemy też płytę DVD z trwającym 81 minut świetnie
zrealizowanym specjalnie na potrzeby tego wydania filmem dokumentalnym z
udziałem wielu znamienitych gości opowiadających o płycie. Dostajemy też
pięknie wydaną książkę i parę kolekcjonerskich gadżetów. To jednak cały czas
taki box, w którym treść i zawartość muzyczna przeważa nad formą. Wydawnictwo
to ukazało się w 2008 roku i ciągle jeszcze można je kupić… Warto.
Muzyka
umieszczona na płycie „Kind Of Blue”? Nie wyobrażam sobie, że komuś może się
nie podobać. To także jeden z tych albumów, które śmiało można puścić znajomym,
którzy na hasło jazz uciekają do drugiego pokoju.
Na temat tej płyty światowe autorytety
napisały całe grube książki – najlepsze z tych, ktróre czytałem to „Kind Of
Blue: The Making Of The Miles Davis Masterpiece” Ashley Kahn i Jimmy Cobba, „The
Blue Moment: Miles Davis’s Kind Of Blue And The Remaking Of Modern Music”
Richarda Williamsa, a także “The Making Of Kind Of Blue” Miles Davis And His
Masterpiece” Erica Nisensona. Autorzy książek nie są zbyt kreatywni w wymyślaniu ich tytułów,
ale każda z nich ma grubo ponad 200 stron. Dlatego właśnie o muzyce wyjątkowo
nie podejmę się nic napisać.
Zgadzaj
się jednak ze zdaniem wielu autorów, że „Kind Of Blue” to nie tylko pewien
symboliczny koniec ery be-bopu. Weźmy na przykład „So What” otwierający album –
utwór oparty na pozornie surrealistycznych i rozwleczonych w czasie zmianach
harmonicznych, które sugerują związki z ówczesną minimalistyczną awangardą
amerykańską. Te związki unifikujące ówczesną awangardę muzyki klasycznej z
jazzem są zapowiedzią trzeciego nurtu. „Kind Of Blue” zmieniło też muzyczną
awangardę USA. Zaledwie kilkanaście miesięcy później jeden z najbardziej
znanych amerykańskich minimalistów – Terry Riley zaoferował pracę właśnie
opuszczającemu więzienie Chetowi Bakerowi sam zaproponował trębaczowi oparcie
ich pierwszego wspólnego projektu – oprawy muzycznej sztuki „The Gift” Kena
Deweya na harmonii septymowego akordu d-moll czasami zbaczającego w stronę
es-moll – czyli tematu „So What”. Chet Baker przystał na to ochoczo, choć dużo
później usłyszał pierwszy raz „Kind Of Blue”.
Ja
już nie pamiętam kiedy usłyszałem tą płytę po raz pierwszy. Zazdroszczę trochę
tym z Was, którzy usłyszą te niezwykłe dźwięki pierwszy raz na naszej antenie w
tym tygodniu. Pozostałych do sięgnięcia po raz kolejny po ten wyśmienity album
namawiać nie muszę…
Miles Davis
Kind Of Blue: 50th Anniversary Collector’s
Edition
Wytwórnia: Columbia / Sony
Format: 2CD+LP+DVD
Numer: 886973355220
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz