Tą
płytę zabrałem ze sobą do samochodu bardzo wczesnym porankiem w niedzielę, 16
października. Drogę z Warszawy do Bydgoszczy znam właściwie na pamięć. W
związku z tym jazda zwykle nieznośnie się dłuży. Tym razem było inaczej. Z tą
płytą, której wysłuchałem po drodze kilka razy z małymi przerwami na rozmowy
przez telefon i radiowe wiadomości czas płynie inaczej. Już wkrótce miałem
przekonać się dlaczego. Pat Martino jest szczęśliwym i spełnionym człowiekiem.
Zawsze słyszałem to na płytach i na koncertach. Wkrótce miałem się o tym
przekonać osobiście spełniając jedno z dziennikarkich marzeń. Nasza rozmowa
trwała ponad godzinę, a jej skrót przeczytacie już wkrótce w JazzPRESSie.
Ta
płyta to jedna z najlepszych sekcji rytmicznych z jakimi grał Pat Martino.
Tandem złożony z Billa Stewarta (perkusja) i Marca Johnsona (kontrabas i gitara
basowa) wydaje się być idealny dla natchnionych gitarowych improwizacji.
Większość płyt Pata Martino obywa się bez udziału kontrabasisty, którego rolę
przejmują muzycy grający na organach Hammonda. To dość częsta formuła
gitarowego trio – gitara z perkusją i organami. Pod tym względem „Nightwings”
to album dla Pata Martino nietypowy. To nie tylko udział kontrabasisty, ale też
świetnie znajdujący swoje miejsce w kompozycjach Pata napisanych specjalnie na
tą sesję saksofonista Bob Kenmotsu.
„Nightwings”
to wyśmienite kompozycje. To także jedna z tych płyt, na których Pat Martino
jest liderem zespołu, kompozytorem, który przeprowadza swoich muzycznych
towarzyszy przez rafy własnych utworów. Nie spodziewajcie się więc po tej płycie
gitarowych fajerwerków. Jeśli policzyć solówki i ich długość, to na tej płycie
jest ich być może najmniej z jego wszystkich płyt, a zaliczając się do fanów
gitarzysty mam pełną kolekcję…
Dla
mnie ta płyta to przede wszystkim najpiękniejsza melodia, jaką Pat Martino
kiedykolwiek napisał. „Portrait” – muzyczny portret pierwszej żony Pata
Martino, teraz już wiem, że napisał to dla niej z pierwszej ręki. Musiałem o to
zapytać. To melodia wybitna, którą można postawić w jednym szeregu z takimi
przebojami jazzowymi jak „Moanin’”, „The Sidewinder”, czy „Cantaloupe Island”…
Gdybym
już koniecznie musiał coś tej płycie zarzucić – to fortepianowe intro do „Villa
Hermosa” w wykonaniu Jamesa Ridla nie dorównuje poziomowi całości. To
najsłabszy moment płyty. Jednak sam pianista w dalszych fragmentach tego utworu
i we wszystkich innych kompozycjach wypada wyśmienicie. Te 2 minuty solowego
intro, to było dla niego za dużo wolnej przestrzeni.
Poza
tym to płyta doskonała, wybitna, choć w przypadku Pata Martino nie potrafię być
do końca obiektywny. Dziś z żalem odstawiłem ją na półkę. Spędziłem z nią
tydzień. Była ze mną w Bydgoszczy, jeździła w warszawskich korkach. Słuchałem
jej rano i wieczorem, będąc w czasem skrajnie różnych nastrojach. Zawsze
pomagała i zawsze mi się podobała. Znam ją od 1994 roku… teraz jest tak samo
dobra jak wtedy.
Aha i jeszcze jedno... Od dziś Amazon zaczął wysyłać nową płytę Pata - „Undeniable". Do mnie już jedzie...
Pat
Martino
Nightwings
Format:
CD
Wytwórnia:
Muse
Numer:
016565555220
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz