21 listopada 2011

Larry Young - Unity


Prawdopodobnie większość fanów jazzu kojarzy organy Hammonda z nagraniami Jimmy Smitha i ewentualnie stylistyką fusion w tej ciemniejszej, bliższej R&B odmianie. Larry Young to zupełnie inna liga, a „Unity” to z pewnością dzieło jego życia. Nie umniejszając tego, co dla tego instrumentu zrobili Jimmy Smith, Joey DeFrancesco, Lonnie Liston Smith, Dr. Lonnie Smith, czy nieco przez wielu zapomniana Rhoda Scott i wreszcie z różnych przyczyn działający jedynie na naszym lokalnym rynku Wojciech Karolak, to „Unity” jest prawdopodobnie najważniejszym nagraniem w historii jazzowych organów Hammonda. I chyba już na zawsze takim pozostanie. „Unity” jest więc tym dla tego instrumentu, co „Kind Of Blue” dla trąbki, „A Love Supreme” dla saksofonu, „A Night In Tunisia” dla perkusji, czy „Passion” dla skrzypiec…

To nie jest płyta wirtuozerska, demonstrująca możliwości instrumentu. To nie jest też album zbudowany wokół specyficznego wibrującego brzmienia obracającego się głośnika, tak jak wiele wczesnych płyt Jimmy Smitha. Larry Young jest liderem zespołu, a jego organy pełnoprawnym elementem muzyki, czasem na pierwszym planie, kiedy indziej raczej przesunięte do sekcji rytmicznej. To klasyczny post-bop, płyta, którą można śmiało postawić na półce obok solowych płyt Herbie Hancocka z tego samego okresu, czy nagrań kwintetu Milesa Davisa. Grając na organach Hammonda trudno uciec od brzmień R&B, dla Larry Younga są one jednak podstawą do abstrakcyjnych improwizacji. 20 letni w momencie nagrywania albumu Woody Shaw, który wkrótce stanie się ważnym uczestnikiem sceny free-jazzowej, wnosząc swoją wiedzę o awangardowej muzyce 20 wieku do projektów Andrew Hilla, Mala Waldrona, czy Erica Dolphy, proponuje w swoich kompozycjach, szczególnie w otwierającej album „Zoltan” struktury harmoniczne zdecydowanie odległe od tego co na organach grywał w tym czasie Jimmy Smith. Tytuł tej kompozycji prawdopodobnie pochodzi z inspiracji twórczością awangardowego węgierskiego kompozytora Zoltana Kodaly, którego partytury studiował młody Woody Shaw…

Nagranie powstało w 1965 roku, w czasach, kiedy Hammond był już pełnoprawnym jazzowym instrumentem od co najmniej 10 lat. Skład zespołu nieco zaskakuje. To mieszanka rutyny z młodością. To dzieło życia nie tylko Larry Younga, ale też jedno z najważniejszych nagrań wybitnego, a wtedy jeszcze mało znanego trębacza – Woody Shawa, który pierwszy solowy projekt zrealizuje dopiero kilka lat później. Pozostali członkowie zespołu – grający na tenorze Joe Henderson i Elvin Jones z pewnością zaliczyć mogą sesję „Unity” do bardzo udanych, jednak w ich dorobku jedną z wielu…

Repertuar jest dość zróżnicowany i prawdopodobnie, jak na wielu płytach nagranych w studiu Rudy Van Geldara w latach sześćdziesiątych został wybrany już w czasie trwania nagrania. Kompozycje Woody Shawa, prawdopodobnie napisane na z myślą o tym albumie uzupełnia jedna kompizycja Theloniousa Monka – „Monk’s Dream”, standard „Softly As In A Morning Sunrise” i jedna kompozycja Joe Hendersona.

„Unity” to jedna z tych sesji w studiu Rudy Van Geldera, kiedy udało się wszystko i kiedy zadziałała magia chwili i muzycy stworzyli zespół będący nie tylko sumą ich własnych muzycznych możliwości. To nie zbiór solówek zagranych na tle znanych tematów. To znacznie więcej…

„Unity” to dzieło kompletne, choć z pewnością można wskazać jego ważniejsze momenty. To z pewnością „Monk’s Dream” zagrany przez Larry Younga i Elvina Jonesa w duecie. W ten sposób można zagrać całą płytę… To pokazuje harmoniczny potencjał organów. To także solówki Joe Hendersona i Larry Younga w „Softly As In A Morning Sunrise”. Nawet w tak klasycznym utworze Woody Shaw potrafi pokazać, że można znany temat zagrać zupełnie inaczej… To wreszcie najbardziej klasycznie w sensie organizacji zespołu zagrane „The Moontrane”.

Jeśli chcecie mieć w swojej kolekcji jeden album Larry Younga, to z pewnością powinna to być właśnie płyta „Unity”. Jeśli chcecie mieć dwa, to bez wątpienia drugą powinien być jego debiut dla w Blue Note – „Into Somethin’”. W późniejszym okresie swojej kariery brzmienie organów Larry Younga utonęło gdzieś w rozbudowanych składach fusion. Znajdziemy go w składzie „Bitches Brew” Milesa Davisa i choćby „Love Devotion Surrender” Carlosa Santany i Johny McLaughlina. Zagrał też na kilku płytach zespołu Lifetime Tony Williamsa, w tym na wyśmienitej i niedocenianej „Ego”. Grał z Grantem Greenem klasyczne gitarowo-organowe duety. Zmarł w 1978 roku pozostawiając światu jednak przede wszystkim „Unity”.

Larry Young
Unity
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 724349780828

Brak komentarzy: