Prawdopodobnie
większość fanów jazzu kojarzy organy Hammonda z nagraniami Jimmy Smitha i ewentualnie
stylistyką fusion w tej ciemniejszej, bliższej R&B odmianie. Larry Young to
zupełnie inna liga, a „Unity” to z pewnością dzieło jego życia. Nie
umniejszając tego, co dla tego instrumentu zrobili Jimmy Smith, Joey
DeFrancesco, Lonnie Liston Smith, Dr. Lonnie Smith, czy nieco przez wielu
zapomniana Rhoda Scott i wreszcie z różnych przyczyn działający jedynie na
naszym lokalnym rynku Wojciech Karolak, to „Unity” jest prawdopodobnie
najważniejszym nagraniem w historii jazzowych organów Hammonda. I chyba już na
zawsze takim pozostanie. „Unity” jest więc tym dla tego instrumentu, co „Kind
Of Blue” dla trąbki, „A Love Supreme” dla saksofonu, „A Night In Tunisia” dla
perkusji, czy „Passion” dla skrzypiec…
To
nie jest płyta wirtuozerska, demonstrująca możliwości instrumentu. To nie jest
też album zbudowany wokół specyficznego wibrującego brzmienia obracającego się
głośnika, tak jak wiele wczesnych płyt Jimmy Smitha. Larry Young jest liderem
zespołu, a jego organy pełnoprawnym elementem muzyki, czasem na pierwszym
planie, kiedy indziej raczej przesunięte do sekcji rytmicznej. To klasyczny
post-bop, płyta, którą można śmiało postawić na półce obok solowych płyt Herbie
Hancocka z tego samego okresu, czy nagrań kwintetu Milesa Davisa. Grając na
organach Hammonda trudno uciec od brzmień R&B, dla Larry Younga są one
jednak podstawą do abstrakcyjnych improwizacji. 20 letni w momencie nagrywania
albumu Woody Shaw, który wkrótce stanie się ważnym uczestnikiem sceny
free-jazzowej, wnosząc swoją wiedzę o awangardowej muzyce 20 wieku do projektów
Andrew Hilla, Mala Waldrona, czy Erica Dolphy, proponuje w swoich kompozycjach,
szczególnie w otwierającej album „Zoltan” struktury harmoniczne zdecydowanie
odległe od tego co na organach grywał w tym czasie Jimmy Smith. Tytuł tej
kompozycji prawdopodobnie pochodzi z inspiracji twórczością awangardowego
węgierskiego kompozytora Zoltana Kodaly, którego partytury studiował młody
Woody Shaw…
Nagranie
powstało w 1965 roku, w czasach, kiedy Hammond był już pełnoprawnym jazzowym
instrumentem od co najmniej 10 lat. Skład zespołu nieco zaskakuje. To mieszanka
rutyny z młodością. To dzieło życia nie tylko Larry Younga, ale też jedno z
najważniejszych nagrań wybitnego, a wtedy jeszcze mało znanego trębacza – Woody
Shawa, który pierwszy solowy projekt zrealizuje dopiero kilka lat później.
Pozostali członkowie zespołu – grający na tenorze Joe Henderson i Elvin Jones z
pewnością zaliczyć mogą sesję „Unity” do bardzo udanych, jednak w ich dorobku
jedną z wielu…
Repertuar
jest dość zróżnicowany i prawdopodobnie, jak na wielu płytach nagranych w
studiu Rudy Van Geldara w latach sześćdziesiątych został wybrany już w czasie
trwania nagrania. Kompozycje Woody Shawa, prawdopodobnie napisane na z myślą o
tym albumie uzupełnia jedna kompizycja Theloniousa Monka – „Monk’s Dream”,
standard „Softly As In A Morning Sunrise” i jedna kompozycja Joe Hendersona.
„Unity”
to jedna z tych sesji w studiu Rudy Van Geldera, kiedy udało się wszystko i
kiedy zadziałała magia chwili i muzycy stworzyli zespół będący nie tylko sumą
ich własnych muzycznych możliwości. To nie zbiór solówek zagranych na tle
znanych tematów. To znacznie więcej…
„Unity”
to dzieło kompletne, choć z pewnością można wskazać jego ważniejsze momenty. To
z pewnością „Monk’s Dream” zagrany przez Larry Younga i Elvina Jonesa w duecie.
W ten sposób można zagrać całą płytę… To pokazuje harmoniczny potencjał
organów. To także solówki Joe Hendersona i Larry
Younga w „Softly As In A Morning Sunrise”. Nawet w tak klasycznym utworze Woody Shaw
potrafi pokazać, że można znany temat zagrać zupełnie inaczej… To wreszcie
najbardziej klasycznie w sensie organizacji zespołu zagrane „The Moontrane”.
Jeśli
chcecie mieć w swojej kolekcji jeden album Larry Younga, to z pewnością powinna
to być właśnie płyta „Unity”. Jeśli chcecie mieć dwa, to bez wątpienia drugą
powinien być jego debiut dla w Blue Note – „Into Somethin’”. W późniejszym
okresie swojej kariery brzmienie organów Larry Younga utonęło gdzieś w
rozbudowanych składach fusion. Znajdziemy go w składzie „Bitches Brew” Milesa
Davisa i choćby „Love Devotion Surrender” Carlosa Santany i Johny McLaughlina.
Zagrał też na kilku płytach zespołu Lifetime Tony Williamsa, w tym na
wyśmienitej i niedocenianej „Ego”. Grał z Grantem Greenem klasyczne
gitarowo-organowe duety. Zmarł w 1978 roku pozostawiając światu jednak przede
wszystkim „Unity”.
Larry Young
Unity
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer:
724349780828
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz