Prawie
cały rok musieliśmy czekać na wydarzenie roku. Przez jakiś czas myślałem, że
polski sezon koncertowy 2011 będzie stał pod znakiem gitarzystów. Dwa
absolutnie fantastyczne koncerty… Jeff Beck i Pat Martino. Przeczytacie o nich
tutaj:
Sonny
Rollins przebił oba te wydarzenia. Zdjęcia będą kolorowe. Ta czerwona koszula…
Źle wygląda bez czerwonego koloru, a poza tym doskonale pasuje do siwej brody i
jest razem z oklejonym herbami miast futerałem na saksofon wizualnym znakiem
rozpoznawczym Sonny Rollinsa. Dzięki naszej radiowej ekipie, która stawiła się
licznie wczoraj we Wrocławiu na futarale będzie też widniał herb Wrocławia.
Sonny Rollins
Sonny
Rollins zagrał koncert, o którym w zasadzie można napisać jedynie, że był
fantastyczny. Zaczął się od owacji na stojąco w wypełnionej zdecydowanie ponad
limit Sali, a później był już tylko On, jego saksofon i całkiem nieźle brzmiący
zespół złożony z muzyków, kórym lider, jak każdy profesjonalista pozwolił
zagrać sporo solówek. Odmiennie, niż wielu innych muzyków w słusznym wieku,
solówki członków zespołu nie były jedynie miejscem na odpoczynek dla lidera.
Sonny Rollins
Sonny
Rollins zagrał bowiem tak, jakby miał dwadzieścia lat. Z drugiej strony brzmiał
tak, jakby to miał być jego ostatni koncert. Włożył w każdą nutę tyle energii i
muzycznej inwencji, że możnaby jego spontanicznością obdarzyć tuzin młodych
gniewnych.
Już
w pierwszym utworze zagrał długie frazy korzystając z techniki oddechu
okrężnego. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś miał wątpliwości, czy jeszcze ma
dobre zadęcie. A później było jeszcze 90 minut muzyki na absolutnie najwyższym światowym
poziomie.
Sonny Rollins
Pewnie
będziemy w redakcji bić się oto, kto wymyśli bardziej kolosalne epitety… Kto
napisze tekst do JazzPRESSu? Dziś tego nie wiem.
Co
można napisać o jazzowym misterium Sonny Rollinsa?
Sonny Rollins
Można
poszukiwać kolejnych najwspanialszych epitetów. Można chwalić witalność,
energię, życiowy optymizm i świetne panowanie nad zespołem. Można rozpisywać
się nad tym, jak Sonny Rollins ciągle zachowuje tak wyśmienitą formę grając na wymagającym
przecież sprawności fizycznej instrumencie.
Można
próbować szukać w 90 minutowym koncercie jakiejś jednej fałszywej nuty. Dałoby
się znaleźć. Ale po co? Można wreszcie godzinami analizować kolejne
improwizacje, albo podziwiać zgranie zespołu, a w szczególności perkusisty
(Jerome Jennings) i grającego na instrumentach perkusyjnych Sammy’ego Figueroa.
Znowu jednak pytam, po co? Można zastanawiać się nad tym czemu Sonny Rollins
zagrał tego wieczoru akurat te utwory… Ale po co?
Cały
ten tekst to wstęp do jednego zdania, które w zasadzie wystarcza… To był jeden
z najlepszych koncertów jakie widziałem w życiu… A widziałem sporo…. W tym
kilka koncertów Sonny Rollinsa. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, dlaczego
ten był taki magiczny. Był i już…
1 komentarz:
Zazdroszczę !!!! Senior.
Prześlij komentarz