14 grudnia 2011

The Michael Landau Group – Michael Landau Group Live


Poniższy tekst jest optymistycznym dowodem na istnienie wolnych mediów. O wolności światopoglądowej i braku cenzury politycznej nikt dziś nie dyskutuje, bo to oczywiste zdobycze wolnego świata. Jednak natura nie znosi próżni i wielu miejscach, a właściwie praktycznie wszędzie władzę polityków zastąpiła władza bankierów. Czyli zamiast idei rządzią pieniądze. Nie jest jednak tak wszędzie.

Otóż jakiś czas temu dostałem od Nadredaktora Nadnaczelnego RadioJAZZ.FM płytę, która jest bohaterem dzisiejszego tekstu z lakonicznym stwierdzeniem, że pewnie mi się spodoba. Otóż niezbyt mi się podoba, a fakt, że mogę o tym napisać i jeszcze ową myśl uzasadnić stanowi właśnie żywy dowód na to, że nasze radio jest swoistym rezerwatem wspomnianej wolności. Być może dlatego nasz sukces ekonomiczny z łaskawości dla samego siebie nazwałbym mocno ograniczonym…

Otóż jak Nadredaktor poleca, to powinno się podobać… A jakoś się nie podoba.

Dwupłytowy album gitarzysty, którego wcześniej słyszałem może gdzieś przelotnie, a mam wrażenie, że nawet widziałem kilka lat temu na żywo brzmi dokładnie tak, jak wygląda. Przygodę z tym wydawnictwem zacząłem od oględzin zewnętrznych i właściwie w związku z wyrobioną przez lata intuicją mogłem na owych oględzinach poprzestać. Poświęciłem jednak prawie 2 godziny na uświadomienie sobie po raz kolejny, że jednak intucję mam dobrą.

Z okładki możemy dowiedzieć się wielu rzeczy. Po pierwsze – album koncertowy (2 płyty CD) nie jest w istocie koncertem, a zbiorem pojedynczych nagrań z jednego klubu zarejestrowanych w ciągu ponad 2 lat występów jego lidera w znanym w światku bluesowym barze The Baked Potatos w Hollywood, a raczej na jego przedmieściach. Hollywood stolicą bluesa nie jest, a jego przedmieścia tym bardziej… Jeśli jest się więc rezydentem w takim klubie i występuje się tam co rusz, to chyba jakoś z lepszymi propozycjami dobrze nie jest… To tylko przypuszczenie, ale myślę, że niezbyt odległe od prawdy, co potwierdziły oględziny muzyki zapisanej na płytach.

Jeśli bluesowy gitarzysta składa album koncertowy z 2 lat występów, to znaczy, że żaden z tych koncertów nie był jakoś w całości specjalnie wyśmienity…

Kolejne spostrzeżenie – całość materiału jest autorstwa lidera, co w sumie samo w sobie sygnałem alarmowym być nie powinno, ale bluesowi gitarzyści zwykli jednak czasem odnosić się do klasyki. W dodatku album amerykańskiego w końcu gitarzysty wydała holenderska wytwórnia, można mieć teorię, że specjalizujące się w bluesie amerykańskie manufaktury w Michaela Landaua jakoś nie wierzą… To znowu tylko teoria, ale jakość muzyki to potwierdza. Trudno mi wejść w buty szefa amerykańskiej bluesowej wytwórni, w rodzaju Dixie Frog chociażby, ale porównując muzykę wydaje mi się, że to nie tylko teoria…

Sam fakt współpracy w ciągu ponad 2 lat z 3 różnymi sekcjami rytmicznymi w sumie nie jest jeszcze niepokojący, ale biorąc pod uwagę wszystkie powyższe myśli… Może powstać teoria, że jakoś stałego zespołu lider nie potrafi wyżywić….

Popatrzmy na listę utworów. To wszystko kompozycje lidera, z których najbardziej interesujący wydawał mi się tytuł „6/8 Blues”. Może to będzie ciekawy muzycznie eksperyment rytmiczny…

Jeszcze tylko szybkie spojrzenie na regały z płytami prowadzące do konkluzji, że Michael Landau potrafi czasem załapać się do całkiem niezłych składów… A to zagra u Joni Mitchell – „Taming The Tiger”, a to jakiś utwór u Milesa Davisa na albumie „Amandla”, a to stanie w trzecim rzędzie w chórku u Quincy Jonesa – „Back On The Block”, a to zagra z Rayem Charlesem. W sumie całkiem imponujące muzyczne CV, tylko jakoś z żadnego z tych albymów go nie pamiętam… Ale cóż, może jest świetnie wtapiającym się w tło muzykiem sesyjnym…. Takich też świat potrzebuje.

No i jeszcze na koniec najważniejsze podsumowanie myśli związanym z tym, co zwykle każdy słuchacz robi zanim zacznie słuchać płyty – czyli z oglądaniem okładki… Napiszę to wielkimi literami: OBY TYLKO NIE ŚPIEWAŁ….

Iluż to świetnych gitarzystów postanowiło zostać gwiazdami rocka…. Ten co konsekwentnie od ponad 40 lat odmawia jest dziś powszechnie podziwianym gitarzystą… Jeff Beck… Reszta może zarobiła trochę więcej pieniędzy, ale to w muzyce nie wszystko…

Uprzedzając bieg wypadków… Michael Landau niestety śpiewa. Śpiewa na prawie całej pierwszej płycie i w ten sam sposób obrzydza słuchaczom połowę drugiej. Zresztą entuzjazmu wśród bywalców baru The Baked Popatoes jakoś jego śpiew też nie wywołuje… Jak śpiewa? Jeśli lubicie Erica Claptona (który sam w sobie śpiewać nie potrafi zbyt pięknie), to wyobraźcie sobie owego Claptona śpiewającego z ustami pełnymi ruskich pierogów, którego nagranie realizator dźwięku przez pomyłkę zwolnił o jakieś 20 procent, a pierogi polane były gęstym klonowym syropem. Fuj….

Zupełnie irracjonalna intuicja podpowiadająca mi, że „6/8 Blues” musi być fajny sprawdziłą się w 100 procentach. To jedyny pozbawiony owych wyrobów pierogopodobnych utwór na pierwszej płycie. I zdecydowanie najlepszy utwór z całego 2 płytowego zestawu. Gdyby Micheal Landau zechciał być zwyczajnym bluesowym gitarzystą, nagrać jeden koncert, nie śpiewać, zagrać trochę wypróbowanych bluesowych numerów… Mnie by się podobało.

Może jest dobrym muzykiem sesyjnym, czyli takim, którego się nie zauważa i nie pamięta, tak jak ja nie pamiętam go z płyt Milesa Davisa, Raya Charlesa, czy Joni Mitchell. Jest na pewno sprawnym warsztatowo gitarzystą. Na pewno jest też beznadziejnym wokalistą.

Prawdopodobnie w północnym Hollywood jest jeszcze kilku równie sprawnych gitarzystów… Cóż, to Ameryka.

Może nie znającym tej płyty czytelnikom należy się jakiś punkt odniesienia… Otóż kiedy Michael Landau bierze oddech i nie śpiewa, to gra coś pomiędzy muzyką Deana Browna i Marca Ribota. To dźwięki eksplorujące granice harmonii i tego, jak bardzo można  odsunąć dźwięk od podstawowych akordów, żeby jeszcze jednak tam się mieścił. To rodzaj muzycznego komentarza do momentami całkiem niezłych sekcji rytmicznych. W przerwach między wokalnymi popisami trzeba przyznać całkiem niezłym komentarzem...

No i może mi się nie podobać. Oto macie dowód na wolność mediów…

The Michael Landau Group
Michael Landau Group Live
Format: 2CD
Wytwórnia: Provogue
Numer: 8712725720928

Brak komentarzy: