22 lutego 2013

Jimmy Scott – The Source


Jimmy Scott to postać zupełnie niezwykła. Pewnie wielu z Was nigdy o nim nie słyszało. Za to słyszeli o nim chyba wszyscy jazzowi wokaliści i wokalistki. To taki muzyk muzyków, a tytuły jego płyt, tych najbardziej znanych przekazywane są z ust do ust jak wielka tajemnica. Dziś może jego niezwykle charakterystyczny głos brzmi nieco staromodnie, jednak elegancją i muzykalnością dorównuje Frankowi Sinatrze i Tonny Bennettowi, czyli generalnie największym światowym gwiazdom.

Będąc jednak ciężko przez życie doświadczonym i walcząc z fizycznymi ułomnościami przez cały okres swojej trwającej od lat czterdziestych kariery pozostaje do dziś, choć już od kilku lat mocno ograniczył swoje publiczne występy i nagrania, niezrównanym interpretatorem najpiękniejszych, nie tylko jazzowych ballad.

Zaczynał w orkiestrze Lionela Hamptona w końcu lat czterdziestych jako wokalista śpiewający w formule big-bandowej chorusy, szybko jednak stał się gwiazdą pierwszej wielkości, promowaną przez samego Raya Charlesa, a to w połowie poprzedniego wieku znaczyło bardzo wiele.

W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nie nagrał właściwie nic, jednak za sprawą Lou Reeda, który zaprosił go do udziału w nagraniu albumu „Magic And Loss” i nagraniu piosenek dla Davida Lyncha do serialu i filmu „Twin Peaks” powrócił na muzyczne salony. Jest znany nie tylko z nagrań z największymi postaciami świata jazzu. Jego niezwykły głos docenili również artyści z pozornie zupełnie innych muzycznych światów w rodzaju wspomnianego już Lou Reeda, ale też David Byrne, Flea, czy Anthony & The Johnsons.

„The Source” pochodzi z 1969 roku i jest ostatnim z wielkich albumów Jimmy Scotta. Jest też jednym z najpiękniejszych, choć wszystkich nie znam, bo jego płyty nie są od dawna wznawiane, a oryginały trudne do zdobycia. „The Source” został jednak parę lat temu wznowiony w serii Atlantic Master. To była świetna decyzja wytwórni, bowiem to jeden z najpiękniejszych zbiorów jazzowych ballad, jakie kiedykolwiek nagrano. Choć repertuar może wydawać się z pozoru daleki od jazzowej klasyki, to z pewnością płyta, którą docenią fani zarówno Franka Sinatry, jak i Elli Fitzgerald. To szczyt szczytów, muzyczny Everest jazzowej wokalistyki.

Zmierzyć się z utworami tak bardzo związanymi z ich pierwotnymi, czy tymi najbardziej znanymi wykonaniami i zaproponować coś osobistego mógł tylko Jimmy Scott. Ci, którzy znają jego życiorys zrozumieją dlaczego w jego wykonaniu „Sometimes I Feel Like A Motherless Chid” brzmi tak niezwykle przejmująco. Podobnie jest z „A Change Is Gonna Come” Sama Cooke’a.

Singlowym przebojem, głównie chyba ze względu na popularność w końcu lat sześćdziesiątych był „Exodus” z repertuaru Pata Boone’a.

Do całości może nieco mniej pasuje „On Broadway” zaśpiewany chyba w najwolniejszym z możliwych tempie, ale moim zdaniem pewne poczucie dysonansu, które mam słuchając tego utworu bierze się z tego, że wszyscy śpiewali tą kompozycję dużo szybciej, a sama melodia jest bardzo popularna i łatwo wpada w ucho…

Jeszcze dwa słowa na temat okładki. Jimmy Scott jest postacią nieznaną, podobnie jak jego wizerunek. Ciekaw jestem, ile osób pomyśli sobie, że głos należy do dziewczyny z okładki? Unikalna barwa jego głosu była częściowo efektem ciężkiej choroby, którą przeszedł w dzieciństwie i która wpłynęła nie tylko na jego głos, ale również ograniczyła jego wzrost.

Ten album to absolutne wokalne mistrzostwo świata. Warto poznać tą niezwykłą muzykę już dzisiaj.

Jimmy Scott
The Source
Format: CD
Wytwórnia: Atlantic / Warner
Numer: 081227352622

Brak komentarzy: