To
nie jest zła płyta, jednak spodziewałem się po niej dużo więcej. Dlatego czuję
się zawiedziony. Na papierze – czyli okładce wszystko wyglądało wyśmienicie.
Gwiazdorski skład złożony z najlepszych muzyków wytwórni ACT! – na kontrabasie
Lars Danielsson, na fortepianie Leszek Możdżer, a na gitarze Nguyen Le. W
repertuarze bardzo znane kompozycje, w zasadzie same przeboje. Skład sugerujący
możliwość twórczych interpretacji odbiegających bardzo daleko od oryginałów, choć
z pewnością muzycznie najwyższej próby.
Wyszło
trochę inaczej. Trochę zbyt grzecznie i klasycznie, jak dla mnie za blisko
oryginałów. Pierwsze trzy utwory – dwa klasyki Leonarda Cohena – „Winter Lady”
i „In My Secret Life” oraz stosunkowo w tym zestawie najmłodsza kompozycja
Duffy „Stepping Stone” można od razu pominąć, to poprawnie zaśpiewane piosenki.
Niczym się nie wyróżniają i po napisaniu tego tekstu natychmiast o nich
zapomnę.
Album
zaczyna się od „Papa Was A Rolling Stone”. Później jest już tylko lepiej,
szczególnie we fragmentach gitarowych improwizacji Nguyena Le. Ten niezwykle oryginalny
gitarzysta jest na tej płycie największą gwiazdą. Posłuchajcie choćby „Like A
Rolling Stone”. Występ Leszka Możdżera nie jest już tak udany. Być może jego
zadaniem nie było błyszczeć, a jedynie akompaniować, ale nawet do tego
pozostawiono mu za mało przestrzeni. Od lat siłą muzyki Leszka Możdżera jest
przestrzeń, to co dzieje się pomiędzy dźwiękami. Nawet wtedy, kiedy nasz
eksportowy pianista aranżuje – jak w „Hurt” z repertuaru Nine Inch Nails, czy „Hears
And Bones” Paula Simona, jest raczej niezwykle sprawnym akompaniatorem, niż
solistą. Kompozycję Trenta Reznora pamiętam ze szczególnie emocjonalnego
wykonania Johnny Casha. Zaśpiewana przez Caecilie Norby staje się jedynie
sprawnie zaaranżowaną balladą.
To
właśnie brak emocji jest problemem tego albumu. Pozbawione bluesa, bez
ekspresji przedstawione teksty mnie nie przekonują, tym bardziej, że jak w
przypadku każdego albumu z coverami oczekiwania są większe, bo każdy ze słuchaczy
mimowolnie słuchając przypomina sobie te najlepsze wykonania. Ja takiej myśli
pozbyć się nie potrafię, więc album „Silent Ways” jest dla mnie rozczarowaniem,
mimo, że jest muzycznie poprawny i zawiera teoretycznie same wielkie przeboje.
Każdy z nich większość słuchaczy zna z innych wykonań, wiele z nich jest
ciekawszych. Niektóre są przebojowe, inne kuszą oryginalnością i zostają w
pamięci na dłużej.
Album
Caecilie Norby oferuje interpretacje poprawne, momentami nawet wyśmienite,
jednak nie będę do niego często wracał, bo w zasadzie każdy z utworów
(oczywiście oprócz dwu kompozycji autorskich napisanych na ta płytę) ma dużo
lepsze wersje, a kilka wyśmienitych solówek Nguyena Le, to za mało.
Caecilie
Norby
Silent
Ways
Format:
CD
Wytwórnia:
ACT!
Numer:
ACT 9725-2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz