Muzyka filmowa
to dziś gatunek wymierający. Powodem nie jest bynajmniej lenistwo kompozytorów,
ale wymagania komercyjnego rynku filmowego, w którym dynamiczny montaż, coraz
krótsze ujęcia i wizualny przepych nie pozostawiają wiele miejsca muzyce. Już
wiele razy mieliśmy do czynienia z sytuacją, kiedy Oscara za piosenkę filmową
dostawał wykonawca, którego przebój nie był znany tym, którzy na film poszli do
kina, bowiem piosenka pojawia się w filmie, inaczej nie byłaby filmową, tyle,
że w drugiej części napisów końcowych, kiedy w sali projekcyjnej trwa sprzątanie
resztek popcornu, a kiedy film trafia do telewizji, to zaczyna się już kolejny
blok reklamowy, albo widzowie zmienili kanał na inny. Kiedyś to były czasy…
Najbardziej
znani kompozytorzy marzyli, żeby pracować dla Hollywood. Pierwsze polskie
Oscary należały do kategorii muzycznych. Leopold Stokowski był Polakiem
urodzonym w Londynie, ale już kolejny laureat Oscara o polskich korzeniach –
Bronisław Kaper z pewnością był prawdziwym Polakiem (bez politycznych
kontekstów).
Czasy wielkich
kompozycji filmowych postanowił w 1999 roku Terence Blanchard, a ja niemal
dokładnie w 20 rocznicę premiery jego albumu „Jazz In Film” postanowiłem
wprowadzić jego twórcę do naszego Kanonu Jazzu. Terence Blanchard jest w nim
już osobiście, choćby jako gość kwartetu Branforda Marsalisa, również w
filmowym projekcie „Mo’ Better Blues”. Jednak muzyk tak zasłużony powinien mieć
w Kanonie swój własny album.
Spora część
muzyki tworzonej przez Terence Blancharda powstaje z myślą o filmie. Napisał
muzykę do ponad 40 filmów fabularnych, tylko część z tych kompozycji znalazła
się na płytach, bowiem nie każda ścieżka dźwiękowa jest wydawana w formie
płyty, choć co najmniej kilka zawiera muzykę niezwykle ciekawą, będącą
mieszanką kompozycji ilustracyjnych Blancharda i nagrań jazzowych sprzed lat.
Doskonałym przykładem jest wybitnie jazzowa ścieżka dźwiękowa do filmu „Finding
Forrester”, którą napisał Blanchard, jednak na albumie w związku ze sporą
ilością jazzowych przebojów wykorzystanych w filmie, dla jego autorskiej muzyki
zabrakło miejsca. Są też takie ścieżki dźwiękowe, które napisał niemal w
całości. Tu najlepszym przykładem jest muzyka do filmu „Malcolm X”.
Album „Jazz In
Film” przypomina muzykę z 9 amerykańskich filmów napisaną przez muzyków
jazzowych i specjalistów od filmowych kompozycji z Holywood, w tym jeden
autorski temat lidera z filmu Spike’a Lee „Clockers”. Wszystkie pochodzą z
czasów, kiedy muzyka w filmie była istotnym elementem artystycznego przekazu.
Przygotowana z hollywoodzkim rozmachem z udziałem orkiestry i jazzowych
sław zachwyca rozmachem, ale również imponuje wyczuciem frazy i świadomością
ilustracyjnej roli pierwotnych kompozycji. Blanchard skupia się na pięknie
melodii, które widz powinien zapamiętać po jednorazowym wysłuchaniu w czasie
projekcji. Obficie korzysta z brzmienia dużej sekcji smyczkowej. Dba o każdy
szczegół, buduje nastrój, cyzeluje brzmienia. Trafnie łączy jazzową tradycję
sprzed lat reprezentowaną przez weterana – Joe Hendersona z niezwykłą
muzykalnością Kenny Kirklanda. Barwa jego trąbki przypomina nieco Milesa Davisa
z lat pięćdziesiątych, kiedy mistrz również nagrywał dla filmu.
Niemal zawsze,
kiedy wracam do tego albumu, nie opuszcza mnie myśl, że byłby lepszy w bardziej
kameralnej, jazzowej, mniej orkiestrowej wersji. Wtedy jednak nie byłby
wspomnieniem amerykańskiej muzyki filmowej, a kolejnym doskonałym stricte
jazzowym albumem w wykonaniu wielkich mistrzów. Za sprawą Terence Blancharda
dostajemy coś innego, nie tylko wielkich jazzowych mistrzów, ale także odrobinę
wspomnień czasów, które już nigdy nie wrócą.
Terence Blanchard
Jazz In Film
Format: CD
Wytwórnia: Sony
Numer: 5099706067122
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz