13 sierpnia 2019

The Necks – Body

Czasem trzeba pojechać na drugi koniec świata, żeby zobaczyć sprawy nieco inaczej. Zespół The Necks, którego najnowszy album – „Body” przywiozłem z Australii uważałem za tamtejszą lokalną atrakcję. Wkrótce miałem się przekonać, że jest inaczej, bowiem trio australijskich muzyków znane jest w Polsce, nie tylko z licznych nagrań płytowych, ale również z koncertów. Dowiedziałem się o tym, jak to zwykle bywa, z przypadkowych rozmów z fanami podczas zupełnie innego koncertu. Z pewnością, jeśli The Necks pojawią się gdzieś w pobliżu, postaram się usłyszeć ich na żywo.


Jak na jazzowe trio, The Necks działają w niezmienionym składzie całe wieki. W Australii czas płynie jakby inaczej, ale obchodzący niedawno 30 lecie działalności zespół, nawet w australijskich warunkach uchodzi za grupę długo działających, konsekwentnych w swoich artystycznych wyborach muzyków.

Abstrakcyjne, w większości improwizowane, często trwające w nieskończoność utwory są znakiem rozpoznawczym The Necks. Nie inaczej brzmi ich najnowszy album „Body”, który ukazał się niemal równo 12 miesięcy po premierze doskonale przyjętego również w Europie i zauważonego nawet przez niekoniecznie jazzowy magazyn Rolling Stone albumu „Unfold”. Różnica pomiędzy rynkiem w Europie i tym australijskim jest taka, że w niemal każdym sklepie w Australii zespół ma dedykowaną swoim albumom półkę, a ja już szykuję się do uzupełnienia moich zbiorów o ich wcześniejsze nagrania. W Europie zebranie ich dyskografii może być nieco trudniejsze.

Spotkałem kilka osób, które widzieli koncerty zespołu, które ponoć są zupełnie nieprzewidywalne i nie mają nic wspólnego z nagranymi wcześniej płytami studyjnymi. Muzycy wyznają ponoć zasadę czystej kartki, traktując każdy kolejny koncert jako możliwość wymyślenia zupełnie nowego utworu, czasem jednego przez cały wieczór. Z pozoru zadanie niewykonalne ułatwiają sobie stosowaniem wielu powtórzeń raz zagranego motywu i stopniowym rozbudowywaniem partii solowych o rosnącej dynamice. Nie ma to nic wspólnego z nudą czy próbą przedłużania i eksploatowania w kółko jednego pomysłu. To raczej sposób artystycznej kreacji leżący gdzieś na granicy pomiędzy formalną muzyką repetytywną, ekspresyjną rockową awangardą, szczególnie, kiedy pojawia się gitara i free-jazzową wolnością wyboru kolejnych dźwięków.

Całość jest niezwykle intrygująca i wciągająca (przynajmniej w wydaniu zaprezentowanym na płycie „Body”), choć zdaję sobie sprawę, że w radiowej formule trudna do zaprezentowania, bowiem wymaga dłuższej chwili skupienia. Zespół gra teoretycznie w klasycznym jazzowym składzie – fortepian, bas i perkusja, jednak muzycy sięgają również po inne instrumenty. Chris Abrahams nie stroni od instrumentów elektrycznych i organów Hammonda, a Tony Buck, co dla perkusisty dość nietypowe, obsługuję rockowo brzmiące gitary elektryczne.

The Necks wymagają skupienia. Ich najnowszy album nie składa się z chwytliwych melodii. Jest jednak niezwykle uzależniający i dla mnie stanowi doskonałą zachętę do poznania wcześniejszych produkcji. Człowiek uczy się całe życie, a wiele muzyki pozostaje niezauważonej, nawet dla osób, które tak jak ja spędzają sporo czasu na poszukiwaniu nowych brzmień i ciekawych nagrań.

The Necks
Body
Format: CD
Wytwórnia: Fish Of Milk
Numer: 0759992753967

Brak komentarzy: