Roy Eldridge z pewnością powinien mieć swój własny
album w Kanonie Jazzu, pewnie nawet nie tylko jeden. Jest z tym jednak pewien
kłopot. Wiele z jego fantastycznych nagrań ukazało się przed wymyśleniem płyty
długogrającej. Dziś są zbierane na przeróżnych składankach, których jakość
zarówno dźwięku, jak i danych opisujących nagrania budzi często wątpliwości.
Dodatkowo, Roy Eldridge nie był typem urodzonego lidera i część jego
doskonałych solówek pochodzi z nagrań dużych bigbandowych składów, gdzie gra
wyśmienite solówki, jednak zebranie tych utworów w jednym miejscu i na jednym
wydawnictwie (legalnym) jest z przyczyn organizacyjnych i prawnych w zasadzie
niewykonalne.
Roy Eldridge urodził się w roku 1911, a muzyczną
karierę zaczynał w wieku 16 lat. Wkrótce zauważył go Count Basie, choć jego
pierwszym pamiętanym dziś i znanym z nagrań zespołem była orkiestra prowadzona
przez Horace Hendersona. W roku 1930 Roy Eldridge, mając za sobą kilka
profesjonalnych tras koncertowych, znalazł się w Nowym Jorku. Po raz pierwszy
trafił do studia nagraniowego dopiero w 1935 roku w składzie orkiestry Teddy
Hilla i kilka tygodni później w roli lidera małego składu towarzyszącego Billie
Holiday. Wtedy też, zapewne z rekomendacji pamiętającego go z występów we
własnej orkiestrze Horace Hendersona, Eldridge trafił do składu jego brata,
bardziej znanego i pamiętanego do dziś Fletchera Hendersona. Wkrótce jednak
Eldridge trafił do Chicago, gdzie razem ze swoim bratem – saksofonistą Joe
Eldridgem utworzył zespół, który dokonał pierwszych nagrań, w których Roy
pełnił funkcję lidera zespołu.
W 1941 roku Roy Eldridge dołączył do orkiestry
prowadzonej przez Gene’a Krupę, w której debiutowała wtedy młoda Anita O’Day. W
ten sposób stał się jednym z pierwszych czarnoskórych muzyków w białym big
bandzie, co w 1941 roku było wydarzeniem dość niezwykłym. Według biografów
Gene’a Krupy, Roy Eldridge kompletnie zmienił aranże zespołu, który pod jego
wpływem zaczął grać ciekawy jazz, zamiast tandetnej muzyki tanecznej. Ciężko
jest mi wyobrazić sobie zespół prowadzony przez Krupę grający tandetną muzykę,
ale taka teza pojawia się w wielu historycznych przekazach, choć dokumentacja
fonograficzna tej przemiany się nie zachowała. Dla orkiestry aranżował wtedy
głównie Benny Carter, co po raz kolejny czyni tezę o małej ilości jazzu w
repertuarze dość zagadkową. Zespół jednak wkrótce rozpadł się, Roy Eldridge
publicznie oskarżał Anitę O’Day o prześladowanie rasowe, a lider został
aresztowany za posiadanie narkotyków.
Krótko po zakończeniu drugiej wojny światowej, Roy
Eldridge znalazł się w składzie Jazz At The Phillharmonic Normana Granza, co
gwarantowało mu sporą stabilność finansową i swobodę artystyczną. Grał z Ellą
Fitzgerald, Countem Basie, Colemanem Hawkinsem, Benem Websterem i Lesterem
Youngiem, a także innymi mistrzami swojego pokolenia. Jednak podstawę jego
dyskografii stanowią jego własne albumy, do których nagrania często zapraszał
największych – Oscara Petersona, Dizzy Gillespiego i Colemana Hawkinsa. Brał udział
w spotkaniach na szczycie trębaczy, czego przykładem może być album „The Trumpet Kings Meets Joe
Turner”, gdzie gra obok Gillespiego, Harry Sweets Edisona i Clarka Terry.
Roy
Eldridge zmarł w 1989 roku, jednak z muzycznego życia wycofał się właściwie już
w 1970 roku po pierwszym wylewie, od tego czasu grywał okazjonalnie na
fortepianie i śpiewał w różnych zespołach, jeśli pozwalał mu na to stan
zdrowia. Wśród tych, którzy mieli wpływ na styl gry Roya Eldridge’a,
najczęściej wymienia się Rexa Stewarta i saksofonistów – Colemana Hawkinsa i
Benny Cartera, o których powiedział kiedyś, że uczył się grać do ich solówek
odtwarzanych z płyt. Przez całą swoją karierę grał swing w najlepszym stylu,
jeśli jednak muzyczna sytuacja tego wymagała, perfekcyjne opanowanie
instrumentu pozwalało mu zagrać o wiele więcej nut, niż wymagały tego
standardowe big-bandowe aranże.
Album
„Swingin’ On The Town” jako reprezentatywny dla muzycznego stylu Roya
Eldridge’a wybieram z kilku względów. Płyta powstała w 1960 roku i jest jedną z
tych, gdzie gwiazdą jest sam Roy Eldridge. Nie ma tutaj żadnego innego
wielkiego nazwiska. Są za to nowocześnie brzmiące aranżacje przebojów w
większości pochodzących z czasów świetności wielkich jazzowych orkiestr. Do
tego album zawiera ciekawostkę w postaci otwierającej płytę kompozycji lidera,
w której zagrał na wszystkich instrumentach – trąbce, fortepianie, basie i
perkusji. Zapewne czekał na pozostałych muzyków w studiu, a może chciał
wypróbować ustawienie mikrofonów, albo sprawdzić, co jest technicznie możliwe.
Do pełni szczęścia brakuje może jakiegoś utworu zaśpiewanego przez Roya
Eldridge’a, był bowiem również całkiem niezłym wokalistą. Tego jednak musicie
poszukać na innych jego płytach.
Roy Eldridge
Swingin' On The Town
Format: CD
Wytwórnia: Verve / Polygram
Data pierwszego wydania: 1960
Numer: 3145598282
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz