05 grudnia 2011

Jim Hall – Jazz Guitar: The Complete


Wprowadzeniem tej płyty do naszego jazzowego Kanonu otwieramy zupełnie nowy rozdział w jego historii. Miejsce w Kanonie należy się nie tylko tym płytom, które są rozpoznawalne przez wszystkich fanów muzyki, nawet tych, którzy nie słuchają jazzu na codzień. To także te albumy, o których istnieniu i znaczeniu dla rozwoju naszej ukochanej muzyki wiedzą tylko nieliczni i na których piękno postaramy się zwrócić Waszą uwagę. Kanon Jazzu to nie tylko „Kind Of Blue”, czy „A Love Supreme”, lub „Out To Lunch”. To także wiele dziś zapomnianych nagrań z bardzo odległej przeszłości, które dziś nie brzmią może nowocześnie, ale w swoim czasie były wielkimi przebojami, jak choćby nagrania Jelly Roll Mortona, czy wiele nagrań orkiestr swingowych. To także płyty znane często tylko muzykom i kolekcjonerom, te, które nie miały szczęścia odnieść komercyjnego sukcesu, zawierające jednak wybitną, nieznaną szerszej publiczności muzykę. Rodzaj relikwii, które widzieli tylko wybrani. Dzisiejszy album to właśnie tego rodzaju nagranie.

To był debiut Jima Halla jako lidera. Nie był wtedy jeszcze liderem doświadczonym w zakresie zarządzania rolami ludzi obecnych w studio. Bez jego wiedzy, a na pewno bez jego zgody, powstały 3 różne wersje albumu. Producenci dograli perkusję (Larry Bunker), której na sesji nie było. W tajemniczy sposób z nagrań zniknęły też niektóre solówki Carla Perkinsa (fortepian) i Reda Mitchella (kontrabas). Materiał też zmontowano zupełnie inaczej, niż chciał tego sam lider, a w dodatku część oryginalnych taśm od razu skasowano pozostawiając tylko mix, a inne z czasem zaginęły… W ten oto sposób producenci wyprodukowali prawdopodobnie jedyny na świecie album jazzowego trio nagrany przez 4 muzyków… W innych wczesnych wydaniach umieszczano pewne utwory, a inne się nie pojawiały.

Tak więc z oryginalnych 10 ścieżek tylko 4 zostały wydane w pierwotnej edycji w 1957 roku w formie takiej, jak chciał Jim Hall. Pozbieraną z różnych dostępnych źródeł, w tym z pierwszych wydań LP znalezionych gdzieś w nienaruszonym stanie kolekcjonerskim muzykę wydano w formie takiej jak pierwotnie planował lider dopiero w 2011 roku, w wytwórni Essential Jazz Classics. Nagrania pieczołowicie zremasterowano z całkiem dobrym efektem biorąc pod uwagę skąpy materiał źródłowy. Od czasu do czasu słychać, że część materiału została zaczerpnięta do tej edycji z płyt analogowych, czasem brakuje nieco kontroli dźwięku kontrabasu… Jednak swingu nic nie zabije. A to jednak z najbardziej swingujących płyt jakie znam.

To wręcz wzorzec dobrego swingu. Niebanalnego, nowoczesnego, pozostawiającego dużo miejsca dla pozostałych muzyków. To inteligentne i niezwykle dojrzałe improwizacje lidera w momencie nagrania mającego niewiele ponad 25 lat i niewielkie doświadczenie, zdobyte głównie w kwintecie Chico Hamiltona. Taka płyta mogłaby powstać również dziś i brzmiałaby równie świeżo. Teoretycznie przestarzała swongowa konwencja z liderem grającym w stylu umieszczonym gdzieś pomiędzy brzmieniem Django Reinhardta i Charlie Christiana, jednak już wtedy niezwykle rozpoznawalnego.  Jim Hall (rocznik 1930) pozostaje do dziś aktywnym muzykiem i w jego stylu ciągle słychać echa tego co zagrał na „Jazz Guitar”. Oszczędność nie jest cechą powszechną dla dojrzałych gitarzystów. Cechą geniusza jest rozumieć miejsce dźwięków w czasoprzestrzeni. Jimm Hall już w 1957 roku grał dokładnie tyle nut, ile potrzeba i ani jednej więcej.

Pozostali muzycy są wyśmienitymi partnerami lidera. Posłuchajcie choćby jak prowadzi temat Carl Perkins (fortepian) w „Thanks For The Memory” lub w „Stella By Starllight”, albo jaki walking, niezbędny do swingowego grania prezentuje Red Mitchell (kontrabas) w „Tangerine”. W tym kontekście zupełnie niezrozumiała wydaje się decyzja producentów o usunięciu niektórych solówek obu muzyków. Części z nich już nigdy nie usłyszymy, bowiem taśmy matki zostały skasowane, co było dość powszechną praktyką w latach kiedy były jeszcze dość drogim materiałem…

Gitarowe trio Jima Halla na zawsze wyznaczyło wzorzec podobnego grania, choć złoty wiek jazzowej gitary miał nastąpić dopiero w latach sześćdziesiątych za sprawą takich postaci jak Wes Montgomery, Johnny Smith, Kenny Burrell, Grant Green, czy Pat Martino. Oni wszyscy grali inne melodie, jednak wszyscy z pewnością słyszeli i podziwiali „Jazz Guitar”, traktując ten album jak swoisty elementarz stylu. Sposobu grania, który przez lata zmieniał się wraz ze zmieniającą się modą, stopniowo komplikując harmonię i odchodząc od bardzo ważnego dla Jima Halla w początkach jego kariery swingu. Hard-bopowe granie wspomnianych gitarzystów w latach sześćdziesiątych w prostej linii pochodzi jednak od tego co wymyślił Jim Hall.

W wydaniu z 2011 roku Wytwórnia Essential Jazz Classics dodała kilka wartościowych bonusów, choć to dodatki raczej dla fanów Johna Lewisa, bowiem Jim Hall gra w nich raczej role muzyka towarzyszącego fortepianowi Johna Lewisa. Nie zmienia to jednak faktu, że te dodatki, co w przypadku bonusów nie jest częste, są całkiem muzycznie wartościowe. Prawdopodobnie są to nagrania do odnalezienia na jakiś płytach Johna Lewisa, przynajmniej tych mniej oficjalnych, jednak tutaj w związku z udziałem Jima Halla mają sens, bowiem powstały w tym samym okresie co „Jazz Guitar”. Szczególnie ciekawie brzmi duet Jima Halla i Johna Lewisa w kompozycji tego ostatniego – „Two Lyric Pieces: Pierrot / Colombine”.

Jim Hall Trio
Jazz Guitar: The Complete
Format: CD
Wytwórnia: Essential Jazz Classics
Numer: 8436028697779

Brak komentarzy: