Wprowadzeniem
tej płyty do naszego jazzowego Kanonu otwieramy zupełnie nowy rozdział w jego
historii. Miejsce w Kanonie należy się nie tylko tym płytom, które są
rozpoznawalne przez wszystkich fanów muzyki, nawet tych, którzy nie słuchają jazzu
na codzień. To także te albumy, o których istnieniu i znaczeniu dla rozwoju
naszej ukochanej muzyki wiedzą tylko nieliczni i na których piękno postaramy
się zwrócić Waszą uwagę. Kanon Jazzu to nie tylko „Kind Of Blue”, czy „A Love
Supreme”, lub „Out To Lunch”. To także wiele dziś zapomnianych nagrań z bardzo
odległej przeszłości, które dziś nie brzmią może nowocześnie, ale w swoim
czasie były wielkimi przebojami, jak choćby nagrania Jelly Roll Mortona, czy
wiele nagrań orkiestr swingowych. To także płyty znane często tylko muzykom i
kolekcjonerom, te, które nie miały szczęścia odnieść komercyjnego sukcesu,
zawierające jednak wybitną, nieznaną szerszej publiczności muzykę. Rodzaj
relikwii, które widzieli tylko wybrani. Dzisiejszy album to właśnie tego rodzaju
nagranie.
To
był debiut Jima Halla jako lidera. Nie był wtedy jeszcze liderem doświadczonym
w zakresie zarządzania rolami ludzi obecnych w studio. Bez jego wiedzy, a na
pewno bez jego zgody, powstały 3 różne wersje albumu. Producenci dograli
perkusję (Larry Bunker), której na sesji nie było. W tajemniczy sposób z nagrań
zniknęły też niektóre solówki Carla Perkinsa (fortepian) i Reda Mitchella
(kontrabas). Materiał też zmontowano zupełnie inaczej, niż chciał tego sam
lider, a w dodatku część oryginalnych taśm od razu skasowano pozostawiając
tylko mix, a inne z czasem zaginęły… W ten oto sposób producenci wyprodukowali
prawdopodobnie jedyny na świecie album jazzowego trio nagrany przez 4 muzyków…
W innych wczesnych wydaniach umieszczano pewne utwory, a inne się nie
pojawiały.
Tak
więc z oryginalnych 10 ścieżek tylko 4 zostały wydane w pierwotnej edycji w
1957 roku w formie takiej, jak chciał Jim Hall. Pozbieraną z różnych dostępnych
źródeł, w tym z pierwszych wydań LP znalezionych gdzieś w nienaruszonym stanie
kolekcjonerskim muzykę wydano w formie takiej jak pierwotnie planował lider
dopiero w 2011 roku, w wytwórni Essential Jazz Classics. Nagrania pieczołowicie
zremasterowano z całkiem dobrym efektem biorąc pod uwagę skąpy materiał
źródłowy. Od czasu do czasu słychać, że część materiału została zaczerpnięta do
tej edycji z płyt analogowych, czasem brakuje nieco kontroli dźwięku
kontrabasu… Jednak swingu nic nie zabije. A to jednak z najbardziej
swingujących płyt jakie znam.
To
wręcz wzorzec dobrego swingu. Niebanalnego, nowoczesnego, pozostawiającego dużo
miejsca dla pozostałych muzyków. To inteligentne i niezwykle dojrzałe
improwizacje lidera w momencie nagrania mającego niewiele ponad 25 lat i
niewielkie doświadczenie, zdobyte głównie w kwintecie Chico Hamiltona. Taka
płyta mogłaby powstać również dziś i brzmiałaby równie świeżo. Teoretycznie
przestarzała swongowa konwencja z liderem grającym w stylu umieszczonym gdzieś
pomiędzy brzmieniem Django Reinhardta i Charlie Christiana, jednak już wtedy
niezwykle rozpoznawalnego. Jim Hall
(rocznik 1930) pozostaje do dziś aktywnym muzykiem i w jego stylu ciągle
słychać echa tego co zagrał na „Jazz Guitar”. Oszczędność nie jest cechą
powszechną dla dojrzałych gitarzystów. Cechą geniusza jest rozumieć miejsce
dźwięków w czasoprzestrzeni. Jimm Hall już w 1957 roku grał dokładnie tyle nut,
ile potrzeba i ani jednej więcej.
Pozostali
muzycy są wyśmienitymi partnerami lidera. Posłuchajcie choćby jak prowadzi
temat Carl Perkins (fortepian) w „Thanks For The Memory” lub w „Stella By
Starllight”, albo jaki walking, niezbędny do swingowego grania prezentuje Red
Mitchell (kontrabas) w „Tangerine”. W tym kontekście zupełnie niezrozumiała
wydaje się decyzja producentów o usunięciu niektórych solówek obu muzyków.
Części z nich już nigdy nie usłyszymy, bowiem taśmy matki zostały skasowane, co
było dość powszechną praktyką w latach kiedy były jeszcze dość drogim
materiałem…
Gitarowe
trio Jima Halla na zawsze wyznaczyło wzorzec podobnego grania, choć złoty wiek
jazzowej gitary miał nastąpić dopiero w latach sześćdziesiątych za sprawą
takich postaci jak Wes Montgomery, Johnny Smith, Kenny Burrell, Grant Green,
czy Pat Martino. Oni wszyscy grali inne melodie, jednak wszyscy z pewnością
słyszeli i podziwiali „Jazz Guitar”, traktując ten album jak swoisty elementarz
stylu. Sposobu grania, który przez lata zmieniał się wraz ze zmieniającą się
modą, stopniowo komplikując harmonię i odchodząc od bardzo ważnego dla Jima
Halla w początkach jego kariery swingu. Hard-bopowe granie wspomnianych
gitarzystów w latach sześćdziesiątych w prostej linii pochodzi jednak od tego
co wymyślił Jim Hall.
W
wydaniu z 2011 roku Wytwórnia Essential Jazz Classics dodała kilka
wartościowych bonusów, choć to dodatki raczej dla fanów Johna Lewisa, bowiem
Jim Hall gra w nich raczej role muzyka towarzyszącego fortepianowi Johna
Lewisa. Nie zmienia to jednak faktu, że te dodatki, co w przypadku bonusów nie
jest częste, są całkiem muzycznie wartościowe. Prawdopodobnie są to nagrania do
odnalezienia na jakiś płytach Johna Lewisa, przynajmniej tych mniej
oficjalnych, jednak tutaj w związku z udziałem Jima Halla mają sens, bowiem
powstały w tym samym okresie co „Jazz Guitar”. Szczególnie ciekawie brzmi duet
Jima Halla i Johna Lewisa w kompozycji tego ostatniego – „Two Lyric Pieces:
Pierrot / Colombine”.
Jim Hall Trio
Jazz Guitar: The Complete
Format: CD
Wytwórnia: Essential Jazz Classics
Numer:
8436028697779
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz