Za co tej płyty nie lubię? Za te kilka straconych lat bez The E-Street Band. Możnaby napisać wiele o tym, że Shane Fontayne too nie Steve Van Zandt, że Zachary Alford nie gra jak Max Weinberg, albo że Crystal Talifero nigdy nie będzie tak wybitną trzecią gitarzystką w zespole, jakim potrafi być Nils Lofgren.
Za co lubię tą płytę? Za nieczęsto grane na koncertach utwory z Human Touch i Lucky Town. Za czasem jedyne wykonania koncertowe dostępne w oficjalnej dyskografii – jak choćby Red Headed Woman, The Big Muddy, czy Roll Of The Dice.
To mimo wszystkich swoich wad płyta o klasę lepsza od wymęczonych studyjnych produkcji – wspomnianych Human Touch i Lycky Town, które to albumy dziś raczej stanowią swoistego rodzaju zbiór całkiem niezłych kompozycji, z których The E-Street Band potrafi zrobić koncertowe hity. Dzisiejszą płytę mimo wszystko da się lubić. Przez wiele lat odrzucałem ją niejako programowo, zawsze przegrywała w konkurencji o miejsce w odtwarzaczu z innymi koncertowymi nagraniami Bruce’a. Taki już los bardzo dobrej płyty sąsiadującej na półce kolekcjonera z wybitnymi. Relatywizm potrafi być dla nawet wybitnych artystów okrutny. Do tej muzyki przekonałem się nieco w czasie ubiegłorocznego maratonu z muzyka Bruce’a Springsteena, o czym pisałem tutaj:
Energii i emocjom lidera nic nie jest w stanie zaszkodzić, nawet nieco tandetne chórki i pozbawiona zupełnie rockowego zacięcia Gary Tallenta i Maxa Weinberga, popowa sekcja rytmiczna.
Red Headed Woman – jedyny na całej płycie utwór w konwencji całkowicie akustycznej, zagrany i zaśpiewany solo przez Springsteena z akustyczną gitarą jest całkiem dobrym początkiem koncertu. Bruce zwykle potrzebuje kilku utworów na rozgrzewkę, tym razem obyło się bez tego.
Atlantic City jest całkiem niezły, być może częściowo dlatego, że przypomina mocnymi partiami gitary wersje znane z koncertów The E-Street Band.
Man’s Job to kwintesencja tego, czego Bruce nigdy nie powinien robić, to muzyczna tandeta bez koncepcji, wypełniacz czasu, którego na jego koncertach nie potrzebujemy. Trzeba było to zagrać, bo to utwór z wydanej właśnie Human Touch…
Jakby czując potrzebę odkupienia po tej odrobinie muzycznej tandety Bruce wraca do korzeni grając jedną ze swoich najstarszych kompozycji – Growin’ Up pierwotnie wydaną na pierwszej płycie – Greetings From Asbury Park, N. J. w 1972 roku. Zespół idzie w odstawkę, na scenie pozostaje jedynie Roy Bittan, który co prawda nie był członkiem zespołu w 1972 roku, ale wiele razy grał z The E-Street Band tą kompozycję na koncertach (choćby w wersji z Live 1975-1985). Brzmi to oczywiście wyśmienicie, nie mogło być inaczej, to chwila, kiedy możemy zapomnieć o czekających gdzieś poza sceną Bobby Kingu i całej gromadzie niepotrzebnych Springsteenowi chórzystek. Wyrzucenie tego utworu z wersji audio wydanej na płycie CD jest decyzją, której nie rozumiem. Jednak wybór utworów na płytę CD w dużej części jest kontrowersyjny i tylko odrobinę uzasadniony ograniczeniami czasowymi tego nośnika.
Human Touch to świetny duet wokalny z Patti Scialfą, to trwające nieco ponad 7 minut jedno z lepszych wykonań tej kompozycji, która w wersji studyjnej jest zaledwie poprwną balladą.
Kulminacja energii i muzyczna synergia zespołu osiąga swój szczyt w Light Of Day – to nie tylko swietne solówki gitarowe Springsteena, których na całej płycie jest zbyt mało. To również po raz pierwszy siła sekcji rytmicznej odpowiadająca energii lidera, co jest głównie zasługą grającej na perkusji Zachary Alford. Ta odrobina lepszego rytmu wyraźnie uskrzydla Bruce’a biegającego wśród publiczności zgromadzonej w studiu MTV.
If I Should Fall Behind, to jeden z moich cichych faworytów każdego koncertu. Utwór grany niezbyt często. Każda zawierająca tą kompozycje płyta zarabia u mnie symbolicznie dodatkowe pół gwiazdki. Na koncertach słyszałem tą balladę tylo dwa razy, a za najlepszą uważam wciąż wersję śpiewaną przez członków The E-Street Band znaną z teledysku. Na dzisiejszej płycie Bruce śpiewa w sposób przypominający być może zupełnie nieświadomie manierę wokalną Nilsa Lofgrena. Ja to akurat lubię, więc to dla mnie mocny punkt całej płyty.
Potrafię zrozumieć, że w wersji audio nie umieszczono The Big Muddy i 57 Channels (And Nothin’ On). Jednak wyrzucenie z CD finału koncertu – Glory Days to decyzja zupełnie bezsensowna..
Nie znam drugiego artysty, którego najgorsze wydawnictwo koncertowe byłoby tak wybitne…
Bruce Springsteen
In Concert MTV Plugged
Format: DVD
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer: 5099720261797
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz