Trzeba
mieć naprawdę wyśmienitą technikę i wiele odwagi, żeby zagrać na jednym
koncercie „My Funny Valentine”, „Love For Sale”, „What A Wonderfull World” i
jeszcze kilka innych standardów w sposób pokazujący jednocześnie wielki
szacunek dla największych trębaczy, których wykonania tych utworów wszyscy mamy
w głowach i własny styl i pomysł na te utwory.
Michael Patches Stewart
Czerpanie
z tradycji i jej twórcze przetwarzanie z jednoczesnym zachowaniem własnego
brzmienia, to cecha największych artystów. Tak gra Michael Patches Stewart.
Wczorajszy koncert był nie tylko kameralny z racji na wielkość sali, ale
również absolutnie wyjątkowy w związku z tym, że tej klasy muzycy zwykle grają
dla nas w wielkich salach, w których słuchaczy od muzyków oddziela większa
przestrzeń, a także nagłośnienie, które nawet w najlepszej postaci mocno w
brzmienie ingeruje. W Jazzarium Cafe muzycy są w zasięgu ręki, a nagłośnienie
ograniczono do absolutnie niezbędnego minimum. Przy tej wielkości sali ma ono
jedynie pomagać wyrównaniu poziomów instrumentów.
Michael Patches Stewart
Michael
nie rozpieszcza nas dużą ilością własnych nagrań. O jego ostatniej płycie przeczytacie tutaj:
Dlatego też jedną z niewielu
okazji poznania jego muzyki są koncerty, których na szczęście jest ostatnio
coraz więcej. Wiem, że jest też nadzieja na nowy album solowy… To dobrze, ja
już nie mogę się doczekać…
Michael Patches Stewart
Wczorajszy
koncert był rodzajem jam session, bowiem muzycy nie odbyli wcześniej zbyt wielu
prób, a repertuar ustalali w zasadzie na bieżąco. W związku z tym złożony tradycyjnie z dwu
części koncert wypełniły znane standardy. W takim repertuarze wszyscy muzycy
czuli się tego dnia wyśmienicie. Piotr Rodowicz i Janusz Skowron byli
równorzędnymi partnerami dla lidera. Zaskoczeniem była dla mnie gra Janusza
Skowrona, którego dawno nie słyszałem w tak dobrej formie i grającego z energią
znaną z bardzo dawnych lat…
Michael Patches Stewart, Janusz Skowron, Piotr Rodowicz
To
jednak był przede wszystkim koncert Michaela Patches Stewarta, który na trąbce
potrafi wszystko. Kiedy trzeba, gra z dynamiką i kontrolą godną największych
mistrzów. W balladach potrafi wyśmienicie skorzystać z tłumika, często sięga po
kornet, czerpie z najlepszych wzorców, ale nie kopiuje. W jego grze słychać
echa Nowego Orleanu, w którym się wychował. Jego sound, to jednak nie muzyczne
muzeum, a nowoczesna, żywa i ciągle rozwijająca się muzyka. Nie każdy musi
zmieniać świat, muzyka ma dawać ludziom przyjemność. Z pewnością wszyscy
słuchacze tego wieczoru opuszczali salę zadowoleni i szczęśliwi…
Za
takie wieczory kocham jazz. To w zasadzie jedyna forma muzyczna, gdzie jest
możliwe spontaniczne muzykowanie bez wcześniejszego przygotowania. Bez tygodni
prób i przygotowań. W związku z tym to muzyka prawdziwa. W wykonaniu zespołu
Michaela Patches Stewarta taka zwyczajna, piękna w swojej prostocie.
Michael Patches Stewart
Piotr Rodowicz
Można
oczywiście poszukiwać analogii do znanych nagrań, porównywać pomysły na
zagranie standardów z najbardziej znanymi wykonaniami. Tylko po co to robić?
Muzyka powstała dla przyjemności. Ja spędziłem wieczór bardzo przyjemnie, a to
najprostrza, a więc prawdziwa i niepodważalna recenzja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz